wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział #11 "Wiesz kto to jest..."

- Proszę usiąść z panną Snow - poprosiła nauczycielka. Bez gadania podszedł do ławki, rozpakował książki i co dziwne dał nauczycielce prowadzić lekcje. Miał mętlik w głowie. Jakim cudem w jeden dzień Elsa wyzdrowiała i skąd ma kamień księżycowy. Miał ochotę go dotknąć, emanował taką energią, że nie dało się powstrzymać. A może się jednak dało? Chyba tak, bo Jack ciągle patrzył się na tablicę. Zaczął się zastanawiać, dlaczego się z nią tak działo. "Nie była to choroba... To może? Nieee... Chociaż ten jeden argument... Muszę mieć dowód!" pomyślał. Powoli wszystko układało mu się w jedną całość, ale zanim miał zacząć akcje życia musiał.. skonsultować się z Mikołajem. 
 Popatrzył się kontem oka na Else i stwierdził, że nawet dobrym pomysłem byłoby zagadanie jej. Nie chciał jednak jej wykorzystywać chociaż wiedział, że musiał mieć ten kamień, ale jeśli jego podejrzenia by się sprawdziły to lepiej by było żeby to ona go pilnowała.  
- Ładnie dzisiaj wyglądasz - zagadał uśmiechając się do niej. Na jej policzkach pojawiły się leciutkie rumieńce, skierowała lekko głowę w jego stronę i odwzajemniła uśmiech.
- Dziękuje. Ale i tak wyglądam jak trup - powiedziała trochę się smucąc. Teraz to miał totalny mętlik w głowie. "O co chodzi?!" myślał robiąc na nią duże oczy, "Przecież ona jest zdrowa! Dlaczego myśli, że wygląda jak trup? Albo mi coś padło na łepetynę". 
- Przecież ty jesteś już zdrowa. Dlaczego uważasz, że wyglądasz jak trup? Patrzyłaś dzisiaj w lustro? - zapytał zdziwiony. Teraz to ona zrobiła ogromne oczy. "No... Przecież ja rano wyglądałam jak trup" pomyślała. Robiło się coraz dziwniej.
- Eee... Tak patrzyłam w lustro... Jak to już jestem zdrowa?! - zapytała głośnym szeptem, ale na szczęście był mały gwar, bo na lekcji hiszpańskiego wszyscy rozmawiali, więc nikt nie usłyszał. Naprawdę robiło się dziwnie.
- To spójrz na siebie teraz. Nie masz lusterka? - zaproponował. Niebieskooka zaczęła grzebać w plecaku poszukując lusterka. Gdy je znalazła popatrzyła na siebie otwierając usta ze zdziwienia. 
- Jak?... Jeszcze rano wyglądałam inaczej - powiedziała sama do siebie. Białowłosy chciał skończyć ten temat, ale to całe wydarzenie trochę utwierdzało jego teorie. 
- Dobra... skończmy temat - powiedział na co ona pokiwała głową. Chciał jeszcze zapytać się o naszyjnik.
- Ładny masz wisiorek. Gdzie go kupiłaś?
- O...Nie, nie, nie - kiwała głową na nie, ale się uśmiechając - Ja go nigdzie nie kupiłam. Dostałam go od mamy... mama od babci, a babcia od prababci itd. itd.
- Fajnie. Przynajmniej ma jakąś wartość, znaczy chodzi mi o pamiątkę - powiedział. Uśmiechnęła się szerzej.
- Tak masz rację, ten naszyjnik jest dla mnie bardzo ważny...
- Z jakiego jest to kamienia?
- Normalny niebieski kamień, ale w dotyku jak diament. Heh... Babcia kiedyś mówiła na niego kamień księżycowy - uśmiechnęła się biorąc go w ręce.
- Mogę zobaczyć? - zapytał się.
- Jasne - powiedziała zdejmując naszyjnik i podała go mu. Gdy go dotknął miał wrażenie, którego się nie da opisać. Czuł jego energie, jak go wzmacnia. Rozkoszował się jego energią, ale nagle poczuł coś dziwnego... Jakby Mroka. Nie wiedział skąd się wziął, ale wiedział, że jeśli zobaczy go na własne oczy to stłucze go na kwaśne jabłko. Popatrzył się na Else z zamiarem oddania tego cudownego przedmiotu, ale to co zobaczył wprawiło go w strach i zdziwienie. Niebieskooka bladła na jego czach, sińce również się ukazywały, ale wszystko w bardzo zwolnionym tempie. Starał się nie pokazywać emocji żeby jej niepokoić. I wtedy go olśniło. Był już pewny co do swego. Oddał jej naszyjnik.
- Naprawdę piękny. Pasuje ci do oczu - powiedział patrząc jak zakłada naszyjnik. Zarumieniła się i uśmiechnęła. Wszystkie kolory zaczęły jej powracać. Znowu wyglądała jak dawniej... Zdrowo. 
 Nagle zadzwonił dzwonek, więc wszyscy zaczęli wychodzić, ale gdy dopiero wyszedł z klasy popędził na boisko w miejsce gdzie nikt nie mógł go podsłuchać i  zadzwonił do Mikołaja.


***
 Ten dzień trochę ją zdziwił. Rano jeszcze wyglądała jak trup. Dziwne, bo jak przyszła do szkoły to dziewczyny jej nic nie mówiły, Jack to pierwszy zauważył, ale jak skończyła się lekcja to gdzieś zniknął. A po lekcji dopiero dziewczyny zauważyły jak wygląda. Plus jeszcze cały dzień Mrok jej nie atakował... no może tylko wtedy kiedy zdjęła naszyjnik Mrok się odezwał, ale gdy znów go założyła zniknął. Postanowiła, ze przez cały dzień nie będzie go zdejmować. 
 Po obiedzie miała zamiar iść do domu, ale po drodze zaczepił ją Jack.
- Idziesz gdzieś? - zapytał się nagle idąc obok El.
- Tak, do domu - odpowiedziała uśmiechając się.
- A... Musisz tam iść od razu czy zgodzisz się ze mną gdzieś iść? - powiedział ukazując swój śnieżnobiały uśmiech.
- Czy ty mnie gdzieś zapraszasz? - powiedziała kładąc rękę na sercu udając (ale nie do końca) zdziwienie.
- Jak się zgodzisz to gdzieś cię zaproszę - powiedział dalej uśmiechając się szeroko. 
- A z jakiej to okazji? - zapytała mówiąc aktorsko.
- Muszę z tobą porozmawiać.
- A o czym? O tej twojej jedynce z angola? Mam ci po udzielać korepetycji? - powiedziała z wyższością. 
- Ej, ej! Pani "kujon", nie fikaj - powiedział zatrzymując się (oczywiście dla humoru).
- A co? - zatrzymała się przed nim - Podskoczysz?
W jej przypadku groźba była... nietrafiona. Jack był od niej wyższy o około 17 cm, więc zwycięsko patrzył na nią z góry. Popatrzyła na niego zażenowana, więc zaczęła skakać żeby dorównać do jego wzrostu. On na to wybuchnął śmiechem. Po chwili złapał ją za ramiona żeby przestała skakać, ale dalej się śmiejąc.
- To... Idziesz? - zapytał.
- A gdzie? - odpowiedziała pytaniem.
- Hmm... Co powiesz na tą kawiarenkę "Blue Sky"? - zaproponował.
- Co to za kawiarenka?
- Zapomniałem, że w tu od niedawna mieszkacie... To akurat poznasz bardziej okolice.
- Fajnie! Tylko napiszę do Ani żeby sama wróciła do domu - powiedziała i napisała SMS'a do rudej. 
 Pokierowali się w stronę kawiarni. 
- To... O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytała. Uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Elso... Obiecaj mi coś - zaczął.
- Mam się bać? 
- Nie wiem... Ale... Obiecaj mi, że... się mnie nie przestraszysz i... tak w ogóle - powiedział. Naprawdę zaczynała się bać. O czym on chciał z nią rozmawiać?
- Wiesz... Zaczynam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam zgadzając się...
- Dobrze zrobiłaś - stwierdził. Szli kawałek w ciszy, ale po chwili Jack zaczął pokazywać mniej więcej gdzie co jest. Sytuacja się trochę rozluźniła, więc zaczęli się śmiać od czasu do czasu. 
 W końcu doszli do kawiarni. Była ładna. Dominowały tu jej dwa ulubione kolory; biały i niebieski. Dach kafejki był szarobrązowy, a ściany niebieskie, białe były wykończenia z drewna. Weszli do środka. Przy ścianach były stoliki z sofami, a na środku z normalnymi, białymi krzesłami. Na każdym stoliku były male białe doniczki z kwiatkami. Na końcu był barek i kasa z różnymi smakołykami, a schody w dół przy barze były najprawdopodobniej do kuchni. Spodobało tu się Elsie. Wyglądał ślicznie i mimo, że było dużo ludzi były miejsca wolne, bo kawiarnia była dosyć duża. 
 Usiedli przy stoliku wokół którego nikt nie siedział. Fotele były naprawdę miękkie. Prawie od razu podeszła do nich kelnerka.
- Co podać? - zapytała się.
- Bierz co chcesz. Ja stawiam - odezwał się Jack. Jeśli chodzi o kawiarnie to Elsa zamawiała tą samą rzecz.
- Poproszę gorącą czekoladę. 
- A pan?
- To samo - odpowiedział. Kelnerka poszła przygotować napoje. Zamyślona spojrzała się na chłopaka.
- Co?
- Zastanawiam się czy mnie małpujesz czy też uwielbiasz czekoladę.
- To i to - odpowiedziała znowu pokazując swój śnieżnobiały uśmiech. Kelnerka po chwili przyszła z dwoma dużymi kubkami czekolady. Białowłosy od razu zapłacił. To była najpyszniej wyglądająca czekolada jaką widziała, aż ślinka leciała. Z kubka wydobywał się piękny zapach słodkiej czekolady, ale nie było jej widać, bo była przykryta bitą śmietaną posypaną wiórkami czekoladowymi. 
- Smakuje jeszcze lepiej niż wygląda - powiedział Jack zaczynając pić, a raczej jeść bitą śmietanę. Elsa poszła w jego ślady. Miał racje; to była najlepsza gorąca czekolada jaką kiedykolwiek piła. 

  Upiła parę łyków i usłyszała, że białowłosy się śmieje.
- Co?
- Od dzisiaj będę nazywał cię kotkiem - powiedział dalej się śmiejąc. Dopiero po chwili zrozumiała o co mu chodziło.
- Ha, ha, HA! Bardzo śmieszne - powiedziała ścierając czekoladowe wąsy z twarzy - I mnie tak nie nazywaj.
- Dobrze... kotku - powiedział śmiejąc się do rozpuku. Elsa wzięła kolejną chusteczkę i nachyliła się nad Jackiem.
- Kotku... Ty nie lepszy - powiedziała wycierając mu wąsy. Teraz to ona się śmiała.
- Dobra... O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytała.
-... O ostatnich wydarzeniach... dlaczego tak szybko wyzdrowiałaś i dlaczego znowu wracasz do choroby gdy zdejmujesz naszyjnik - oznajmił. Elsa była w takim szoku, że nie wiedziała co powiedzieć.
- O czym ty mówisz? - w końcu coś powiedziała.
- Elsa... Ja ci mogę wszystko wytłumaczyć, ale... musisz odpowiedzieć na moje pytanie - powiedział spokojnie i poważnie. 
- Jakie? - powiedziała dalej zszokowana, ale wiedziała, że teraz nie może się wycofać.
- Wiesz kto to jest Mrok?
Takiego pytania się nie spodziewała. Skąd?! Jak?! Gdzie?!. takie pytania nasuwały się jej w tej chwili. Była tak zszokowana, że nie wiedziała czy mówić prawdę czy kłamać. Wiedziała, że Jack ma coś z nim związane, ale... nie mogła, po prostu nie mogła mu tego powiedzieć.
- Nie... O kim ty mówisz? - powiedziała. Wiedziała, że jej nie uwierzy, ale warto spróbować. On jednak wstał i usiadł koło niej tak aby nie uciekła, ale ona odsunęła się jak najbliżej ściany. Czuła swoją moc która zaraz miała wybuchnąć. Była jak góra lodowa; jeśli popełnisz zły ruch to się o nią rozbijesz.
- Elsa ja mówię poważnie... Nie kłam - próbował, ale ona nie dawała za wygraną.
- Ale ja naprawdę nie wiem o kim mówisz.
Wziął głęboki wdech - Mogę jeszcze raz zobaczyć twój naszyjnik?
Zastosował najgorszą opcje. Elsa jak by nie dała to by się wydało, że wie kto to jest, bo się boi jego powrotu, ale jak mu da to wróci...
- Dobrze - powiedziała. Zdjęła naszyjnik z lekką trudnością, bo ręce jej się strasznie trzęsły. Podała mu go, ale on nic z nim nie zrobił. Po protu się patrzył. Czuła już, już go czuła. Znowu zaczęła ją boleć głowa, ale starała się tego nie pokazywać. Zamknęła tylko oczy żeby spróbować przeboleć falę bólu. Po chwili usłyszała głos, ale od razu zniknął, a ona poczuła się lepiej. Otworzyła oczy i znowu miała naszyjnik na szyi. Popatrzyła na Jacka. Miał przekonaną i pytającą minę. Wiedziała, że już wie. Pewnie poczuł jego chwilową obecność. Chciało jej się płakać. Zamknęła oczy i skuliła się.
- Wiem... 

9 komentarzy:

  1. Super rozdział! Matko boska! Biedna Elsa! Jack, pomóż jej!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział mega!! :3 o matko nawet sobie sprawy nie zdajesz jak bardzo wciągnęlo mnie Twoje opowiadanie!!! Mogę czytac go bez końca :) pozdrowionka i weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cię uwielbiam <3 :*

      Usuń
  3. Super rozdział!!! Żeby ten głupi Mrok poszedł i nigdy nie wracał! *ale groźba...*
    No cóż ale mam też dla ciebie wiadomość. Otóż Nominowałam cię do LA! Więcej u mnie: http://strarznicy-marzen-2-i-tylko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecudny rozdział! Wręcz boski!!!!

    OdpowiedzUsuń