sobota, 18 lipca 2015

Rozdział #10 "Chyba go znalazłem"

 Elsa wyglądała i czuła się coraz gorzej. Mrok nie dawał jej spokoju... no może wtedy kiedy musiała skorzystać z łazienki... aż takim zboczuchem nie był. [XD dop. aut.] 
 Jej skóra wydawała się biała, cienie pod oczami jeszcze większe i wyraźniejsze, a oczy były już praktycznie szare. Koszmary też nie dawały jej spokoju. Coraz więcej wspomnień jej się śniło, ale tylko to pierwsze było tak szczegółowe, inne były lekko rozmazane i urywały się w pewnych momentach.
 Oczywiście Mrok kazał jej się pytać dziwnych rzeczy jej o znajomych, ale nie na wszystko się zgadzała. Jakoś najbardziej upierał się o ten kolor włosów Jacka. Nic w sumie się nie stało. Ani relacja się nie pogorszyła, ani się nic nie dowiedziała. Po prostu go zagadała pewnego razu na początku mówiąc o głupotach i pierdołach co mu nie przeszkadzało. Później powiedziała, że jak go zobaczyła to ją trochę zdziwił jego kolor włosów, ale on powiedział, tylko, że to wada genetyczna i nie miał melaniny. 
 Przyjaciele próbowali ją namówić aby poszła do lekarza, ale nie dawała za wygraną. Nienawidziła i bała się chodzić do lekarza, ponieważ bała się ich reakcji na niską temperaturę jej ciała, a przede wszystkim poznania jej mocy i wysłania do jakiegoś laboratorium naukowego i robienia na niej eksperymentów. Poza tym miała niemiłe wspomnienie z dzieciństwa z nimi. Więc nie zgadzała się tam pójść za żadne skarby choć nawet próbowali ją tam zaprowadzić siłą. W końcu Czkawka nie wytrzymał i powiedział, że mógł by zrobić mniej profesjonalne badanie. Na to mogła się zgodzić, bo raczej nie odkrył by jej mocy. Mierzył jej temperaturę, ciśnienie itd. Temperaturą wytłumaczyła się w ten sposób mówiąc po prostu, że taka się urodziła co było po części prawdą. Brunet jednak nie mógł jej stanu wytłumaczyć temperaturą ciała, bo jej serce wcale nie biło tak wolno. [Gdy temperatura ciała człowieka spada organizm po prostu pracuję wolniej tak jak i serce aż nie zaśnie, po prostu zamarza. Pytałam się mamy, bo jest lekarzem :P dop. aut.] Żadne naukowe rozwiązanie nie mogło wytłumaczyć jej stanu, ale akurat Elsa o tym wiedziała. Od razu zorientowała się, że to Mrok. Nie wiedział jednak dlaczego. Dlaczego ona, dlaczego tak się dzieje, dlaczego śnią jej się takie sny. Nie mogła tego sobie wytłumaczyć.
 Próbowała chodzić do szkoły przez jeszcze dwa tygodnie, ale w ostatni tydzień września nie potrafiła nawet wstać z łóżka. Angelica musiała jej śniadanie przynosić do pokoju, a tamtego dnia ją nawet karmić. Nie którzy mogli pomyśleć, że jest anorektyczką, ale jej znajomi i osoby ze szkoły nie mogły tego powiedzieć, bo bardzo dużo jadła, a mimo to nadal chudła. Nawet mówienie nie sprawiało jej przyjemności. Głos miała strasznie schrypnięty i cichy.
 Pewnego dnia nie wytrzymała:
- MROK! - wrzasnęła na cały głos, przynajmniej na ile dawała radę. Czekała na ten moment aż nikogo nie będzie w domu. Ania poszła z przyjaciółmi do kina pod namawianiem Elsy, bo ruda miała się nią opiekować, ale Elsie bardzo zależało by dom był pusty.  
 - Jeden dzień! Tylko jeden! Chce pójść do szkoły! - krzyczała chociaż wystarczyło by mówienie w myślach.
- Hmm... Zwykle nie chcecie chodzić do szkoły - stwierdził.
- Ale nie dość, że w tym tygodniu mamy test to po prostu za nią tęsknię! - dalej krzyczała. 
- Ale jak mam ci dać tylko 24 godziny, a nie cały tydzień - mówił spokojnie.
- Nawet jak będę trupem to i tak będę przez cały tydzień chodzić do szkoły, ale mi potrzebny jest ten jeden dzień. Tylko jeden! 
- Ale...
- PROSZĘ! - poprosiła. Wystarczył jej tylko jeden.
- Skoro tak ładnie prosisz... Masz 24 godziny. Równo! - oznajmił. Niebieskooka w ostatnie dni nie była aż tak bardzo szczęśliwa. Choć i tak miała ochotę kopnąć go w dupę. 
 Więc tak jak powiedział przez cały poniedziałek nie zawracał jej gitary przez co wyglądała trochę lepiej, ale i tak nie jak przedtem. Przyjaciele byli szczęśliwi, że w końcu poczuła się lepiej żeby przyjść do szkoły. Dużo się nie pozmieniało, ale i tak było fajnie. 
 Jak Mrok mówił miała 24 godziny, więc równo o północy wróciły koszmary, ale jak mówiła nawet gdyby była trupem będzie chodziła przez ten tydzień do szkoły.
 Gdy się obudziła słońce wschodziło i robiło się coraz cieplej. Wstała z łóżka i podeszła do lustra. Wyglądała dokładnie tak samo jak w poniedziałek. Spakowała książki i podeszła do szafy. Miało być ciepło, więc założyła rozkloszowaną, jasno niebieską spódniczkę, szarą bluzkę i ulubione pantofelki. Włosy związała w kłosa zostawiając grzywkę. Podeszła do swojego biurka i otworzyła pudełko z biżuterią. Jakoś tak chciała założyć jakiś naszyjnik. Chwilę poszukała i znalazła swoje ukochane cudeńko. Naszyjnik z niebieskim kamieniem. Dostała go od mamy, mama od babci, a babcia od prababci. Jak była babcia mi mówiła jej, że naszyjnik ma magiczne moce. Opowiadała jej historie o tym naszyjniku, a ona słuchała w ciszy. Oczywiście wszystkie historie były przez nią wymyślone, ale i tak je uwielbiała. 
 Naszyjnik nie miał sznurka tylko małe diamenciki, które wyglądały jak kryształki lodu złączone ze sobą. Ale głównym był duży kamyk o niebieskiej poświacie i turkusowym wnętrzu, był zaokrąglany w ostrych miejscach. Mimo iż wyglądał na delikatny był naprawdę solidny. Elsa już to sprawdziła. Babcia nawet kiedyś powiedziała, że to magiczny kamień, księżycowy kamień. 
 Elsa uśmiechnęła się na te wspomnienia. Wyjęła naszyjnik z pudełka i założyła go na siebie. Był cudowny, a jak by niebieskooka miała swój dawny wygląd idealnie pasowałby do oczu. Dokończyła poranne pierdoły i zeszła na śniadanie. Poczuła się jak parę dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Spokojnie zjadła śniadanie i poszła z siostrą (która przyszła niedługo po Elsie na posiłek) do samochodu. Czuła się naprawdę szczęśliwa tylko jedno ją zdziwiło... gdzie jest Mrok. Miała tylko 24 godziny, a dzisiaj jeszcze jej nie zaczepił. "Może zaspał" pomyślała i zachichotała. Dojechała pod jej szkołę i poszła pod klasę. Zdziwiła się lekko, bo nie było nigdzie Punzie, która zawsze na nią czekała, ale Astrid wytłumaczyła, że musiała pojechać gdzieś z Julkiem (Flynn). Zadzwonił dzwonek. Weszli, ale okazało, że musi siedzieć sama czego jej nauczycielka od hiszpańskiego nienawidziła. Miała dziwną manię na punkcie tego, że wszyscy muszą ze sobą siedzieć i żadna osoba nie może siedzieć samotnie. Niebieskooka usiadła normalnie na swoim miejscu, a nauczycielka popatrzyła się na całą klasę czy nie może z nikim usiąść. Nie mogła, bo wszyscy mieli już parę. Rozpakowała książki i zaczęła się lekcja. Po paru minutach do klasy wpadł Jack. Był chyba lekko wkurzony i zasapany. 
- Przepraszam za spóźnienie - powiedział lekko zdenerwowany nie wiadomo czym. Rozejrzał się po całej klasie i zatrzymał się na Elsie. Nie tylko dlatego, że musiał z nią siedzieć, ale jeszcze z jakiegoś niewiadomego powodu. Najpierw się uśmiechnął, a później zrobił oczy jak spodek po czym mruknął coś pod nosem. 
***
Parę godzin wcześniej
[Jack]

Czy ja już mówiłem, że jestem leniem? Nie... To teraz już wiesz. Jestem takim leniem, że nawet nie chciało mi się odrabiać lekcji, ale to codziennie. Wróciłem po szkolę chyba najgorszym więzieniu jakie widziałem i padłem na łóżko. "Nienawidzę poniedziałków" pomyślałem. Nagle zachciało mi się pograć w CS'a (Counter Strike), więc zszedłem na dół i po jakiś obiad, który mi odgrzał piasek i polazłem do komputera. Mieszkam sam i mimo, że jestem strażnikiem to też muszę od czasu do czasu coś zjeść, ale nawet fakt, że mam ponad 300 lat nie zmienia tego, że...kompletnie nie potrafię gotować. Ja nawet jajecznicę przypalam! 
 No, więc poszedłem do tego kompa i zacząłem grać jedząc obiad. 
 Gdy mi się już znudziło wygrywanie (jakiż ja skromny) polazłem do łóżka i padłem, ale nie na długo. Po jakiejś godzinie usłyszałem mój telefon, który jak najgłośniej próbował zaśpiewać "We wish you a merry Christmas". Wziąłem go do ręki i wyłączyłem dzwonek rzucając telefon w kanapę. Po chwili znowu się odezwał, ale musiał tym razem wstać. Powlokłem się po niego i zauważyłem, że dzwoni mój ukochany przyjaciel Mikołaj.
- Czego? Ja tu śpię - odezwałem się w pół śnie.
- Jack! Wiesz, że strażnik zawsze musi być zwarty i gotowy! - wrzasnął przez słuchawkę.
- Nie wrzeszcz tak! Po pierwsze byłem strasznie zmęczony po drugie, dlaczego dzwonisz do mnie po pierwszej w nocy?! - tym razem ja wrzasnąłem. Na szczęście jak mówiłem mieszkałem sam, więc mogłem się drzeć ile chce.
- Czym niby zmęczony?! Graniem w jakieś gry komputerowe? A dzwonię, dlatego że muszę ci coś powiedzieć!
- Wal śmiało - powiedziałem już spokojniej. Wziął głęboki wdech.
- Pamiętasz dlaczego chodzisz do szkoły? - zapytał. Przewróciłem oczami.
- Tak, powiedzieliście, że jestem półgłówkiem i muszę się nauczyć liczyć itd. - powiedziałem zniechęcony coraz bardziej.
- Tak, ale nie tylko. Masz misję znalezienia kamienia księżycowego.
- Wiem... tego co nie istnieje, tak?
- Po pierwsze istnieje i mamy na to dowód - oznajmił.
- Naprawdę, jaki? - powiedziałem z udawanym nie dowierzaniem. Szukaliśmy go już dwa laty i jakoś nie dał znaku życia w przeciwieństwie do Mroka. Okazało się, że go nie wykończyliśmy i gdzieś się pałęta, ale ma tak mało siły, że nie może nic zrobić, ale zbiera siły. Każdy z nas chce mieć ten kamień, ale nie powiedzieli mi jeszcze dlaczego. Wiem tylko, że jak Mrok będzie miał go w swoich rękach to będzie źle.
- Znaleźliśmy go na tej naszej mapie. Jest w jakimś domu - rzekł.
- Acha świetnie, czyli teraz będę musiał latać po wszystkich domach, bo w nie macie szczegółowej mapy! - zdenerwowałem się.
- Nie. Masz iść do szkoły! Mam dziwne  wrażenie, że ma go któryś uczeń - mówił - A teraz idź spać, bo jesteś strasznie zmierzły - i się rozłączył. Jak powiedział tak zrobiłem. Nie wierzyłem, że on istnieje, bo dawno byśmy go znaleźli. Wiem jak wygląda, ale jak latałem po świecie to mimo, że niektóre wyglądały identycznie nie były nim. Strażnik by czuł, że to on. 
 Gdy się rano obudziłem, a raczej znowu mnie telefon zaczął śpiewać tę durną melodie. Odblokowałem ekran i była 7:53. "Znowu się spóźnię" pomyślałem, ale nie robiło mi to większego kłopotu oprócz tego, że zaczynałem od hiszpańskiego i każdy wolał przyjść wcześniej, bo ta idiotka ma manię żeby każdy miał parę do siedzenia i każdy musi z kimś siedzieć. Odebrałem rozmowę i w tym samym czasie zacząłem się przygotowywać.
- Jack! Czemu nie jesteś w szkole?! - zapytał się brodacz.
- Bo zaspałem - odpowiedziałem.
- Jedź tam szybko! Kamień się przemieszcza, a na terenie szkoły zniknie! Wiesz o tym.
- Wiem!
 Spojrzałem na zegarek. Za dwie ósma. Wziąłem taką małą słuchaweczkę i włożyłem do ucha chowając telefon do kieszeni wylazłem z domu i pojechałem do szkoły.
- Zniknął. Mówiłem, że to jakiś uczeń. Jest w szkolę - oznajmił.
- I tak muszę tam jechać - powiedziałem.
- Idź go szukać - rozkazał mi. Przyjechałem i zaparkowałem samochód.
- Najpierw pójdę na lekcję, poszukam go na przerwie - burknąłem biegnąc do klasy. Najpierw mnie budzi o 1 w nocy, a teraz mi rozkazuję. Już i tak jestem spóźniony, a jakby dyrektor przyłapał mnie na łażeniu po szkole i zaglądaniu do każdej klasy to dał by mi koze o ile nie gorzej. Wparowałem do klasy i tylko rzuciłem szybkie "Przepraszam za spóźnienie" i zacząłem się rozglądać po klasie z jakim burakiem będę musiał siedzieć, bo wiedziałem, że Flynna i Punzie nie będzie. Na szczęście Elsa siedziała sama, więc nie było tak źle, ale jej wygląd mnie trochę zdziwił choć i tak się uśmiechnąłem, bo wyglądała ślicz... zdrowo. Miała włosy związane w jakiś skomplikowany dla mnie warkocz, ale jej skóra była dawnego koloru, nie taka blada jak wcześniej. Zniknęły jej wory i cienie pod oczami, a tęczówki znów miały ten piękny kolor. I nie była tak chuda. Po prostu wyglądała identycznie jak w pierwszy dzień szkoły... no poza ubraniem. Miała niebieską spódniczkę, szarą bluzkę, naszyjnik z kamieniem księżycowym i jakie... Chwila moment... Zrobiłem wielkie oczy. KAMIEŃ KSIĘŻYCOWY!!! Skąd ona go miała?! Byłem pewny, że to on. Nie tylko wygląd, ale czułem jego energię. Patrzyłem na nią zbity z tropu.
- Chyba go znalazłem - powiedziałem jak najciszej i wyłączyłem rozmowę. 





Początek jakże medyczny za co przepraszam, ale ostatnio mam manię. Chciałam też przywitać wszystkich nowych czytelników i podziękować za ponad 2000 wyświetleń ^^ :***
A i wracam do formy przynajmniej na ten tydzień, bo wróciłam do Polski :)

12 komentarzy:

  1. Super zresztą jak zawsze :D
    czekam na nexta ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest takie boskie ze odebrało mi mowę!

    OdpowiedzUsuń
  3. O.M.G. "on powiedział, tylko, że to wada genetyczna i nie miał melaniny" O.o Przecie tak sie nie da! O.o MADŻIK! O.O Albo u mnie i u Kini. Zabił go samochód. Jack nie żyje. - ALE ON JEST NIEŚMIERTELNY! - LOGIC

    ROZDZIAŁ NAPRAWDĘ SUPER! FAJNIE DŁUGI! ^^ Relacje się pogorszą ;-; >FOCH<

    PS. U MNIE NA WILKACH JEST ROZDZAŁ *DŁUGI*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co? O.o
      1. Jaki samochód?
      2. Jeśli chodzi o tą melaninę https://pl.wikipedia.org/wiki/Albinizm
      3. Przecież ja właśnie napisałam, że im się relacje nie popsuły ;-;

      Usuń
    2. Bo ja z Usia piszemy "historię" na hangoutcie i tam Jack próbował popełnić samobójstwo powód: wolisz niewiedziec.


      XDDDD ta historia mózg ci zepsuje XD

      Usuń
    3. Spokojnie... Ja przecie nie mam mózguuu :D ( powiedzmy, lata mieszkania z bratem i tylko kłótnie "kto nie ma mózgu i jak go stracił"... Jednym z lepszych argumentów to to, że w głowie mam nitkę zamiast mózgu i jak się ją przetnie to mi uszy odpadną xd albo klasyk "czarna dziura zamiast mózgu")

      Usuń
  4. Oho... No coś czuje ze będzie się działo... I superrr!!! Bo ja lubię jak się dzieje :3
    Rozdział BOSKI!!! Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Teraz czekam na szybkiego nexa :-*
    Życzę weny i dużo wolnego czasu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, bo ja lubię być Polsatem ^^ :3 I będzie się działo :)

      Usuń
    2. A więc Jack wyrwie siłą naszyjnik czy ukradnie czy poprosi ale wcześniej ją zauroczy ??

      Usuń
    3. Nie to miałam na myśli :P

      Usuń
  5. Odlotowe !!! Dobrze że w tych opowiadaniach jack i elsa są normalnymi nastolatkami
    Pozdrawiam i mówię:dużo weny!!!

    OdpowiedzUsuń