sobota, 10 czerwca 2017

Nowa książka?

No hej...

Więc tak. Wiem, że nie ma mnie tu od ponad ile to już... 5 miesięcy? Wow. Całkiem sporo czasu. 
Nie wiem czy dam radę coś tutaj jeszcze napisać. Nie mówię, że nie, ale nie chcę kłamać. Szanse są małe. Nie mam już po prostu weny na to opowiadanie, nawet nie wiem co miało się dziać dalej. Od razu mówię. Nie mam zamiaru usuwać tego bloga jak, niektóre autorki. Będzie tutaj do końca internetu chyba, że coś się stanie i będę zmuszona go usunąć. 
Również wiem, że mówiłam, że doprowadzę tego bloga do końca i będzie piękne zakończenie. Jestem hipokrytką, przepraszam. Myślałam, że uda mi się skończyć tą historię, ale jak widać raczej tego nie zrobię.
Nie mniej jednak jeśli ktoś z was polubił na tyle mój styl pisania, pomysły i ogólnie moją wyobraźnie to zapraszam was do przeczytania mojej nowej książki na Wattpadzie. Nie jest ona z Jelsy tylko z moich własnych, wymyślonych postaci i szczerze mam nadzieję, że przynajmniej tą uda mi się zakończyć.
Może o czym będzie ta książka? Opowiada historię Sama Callaway'a, który chciał mieć normalne życie, normalną rodzinę i normalną pracę. Oczywiście życie to nie bajka i gdy poznaje pewną dziewczynę dowiaduje się o smutnej i brutalnej prawdzie o swoim życiu. Wtedy również zdaje sobie sprawę, że ludzie, których nigdy nie widział na oczy, wiedzą o nim lepiej niż on sam. 
Będzie krew, będzie śmierć i trudne tematy choć pierwsze rozdziały na to nie wskazują (jak na razie jest tam jeden rozdział, ale cii). 
Jeśli lubicie takiego typu opowiadania to serdecznie zapraszam, mam ogromną nadzieję, że wam się spodoba.

Więc zapraszam was na książkę
(taki mam nick na wattpadzie)


Jeszcze raz przepraszam, że nie dałam rady dokończyć tego opowiadania. Pamiętajcie jednak, że zawsze będę was kochać i dziękuje z całego serca za wszystkie miłe komentarze <3 Oraz za prawie 69 000 wyświetleń. Jak zaczynałam tego bloga to nigdy nie pomyślałam, że zdobędę taką liczbę, dziękuje <3


Ps Nie wiem czy w ogóle ktoś to przeczyta, ale jeśli tak to... Wydaje mi się, że parę osób chciałoby wiedzieć jak wyglądam? Nie wiem. Tak mi się wydaje. Ale jeśli jesteście ciekawi to możecie mnie zobaczyć na moim instagramie blackcookieberry. Nie każę wam mnie obserwować. Po prostu mi się wydaje, że parę osób mogło być ciekawych (ja na przykład zawsze jestem ciekawa jak wygląda osoba, której czytam opowiadania i jaka jest w życiu realnym). 

piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział #9 "Księżyc"

 [Elsa]

 Jack wziął mnie szybko na ręce przez co pisnęłam.
- Jakoś musimy się tam dostać, nie? - odparł muskając mój nos swoim.
- Czy ja ci kiedyś nie mówiłam, żebyś mi mówił za nim to zrobisz? - zapytałam zakładając ręce na piersi.
- Ale wtedy nie byłoby to zabawne - uśmiechnął się głupio po czym ruszył na balkon i wbił się w powietrze. 
 Gdy poczułam zimne powietrze wtuliłam się bardziej w białowłosego. Lubiłam to uczucie. Fajnie byłoby latać samemu... Czuję się wtedy tak wolno.
 Po jakimś czasie dolecieliśmy na miejsce. Jack odstawił mnie na ziemie po czym otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. Widząc to zachichotał na co ja przewróciłam oczami. Czy tylko mnie wkurza niewidzialny kurz? 
 Chłopak podszedł do drzwi i bez pukania je otworzył. Trochę mnie to zdziwiło, ale ruszyłam za nim.
 Pomieszczenie wyglądało tak samo jak przedtem. Yeti robiły zabawki, a Elfy szamotały się wszędzie gdzie nie powinny. 
- Jack! - usłyszałam donośny głos Świętego Mikołaja -
Och... Witaj Elso.
- Dzień dobry - przywitałam się cicho.
- Elsa nie przyleciała ze mną na spotkanie... Przynajmniej nie oficjalnie. Chciałem żeby zobaczyła bibliotekę i dowiedziała się parę rzeczy o istotach magicznych - wytłumaczył Jack chowając ręce do kieszeni. 
- No dobrze... - powiedział lekko zdezorientowany North - Biblioteka jest na górze po lewej. Raczej nie przegapisz. Prowadzą do niej dość duże drzwi. 
- Dziękuje - kiwnęłam głową po czym poszłam tak jak mi powiedziano. I rzeczywiście trudno byłoby przegapić te drzwi. Miały chyba z trzy metry, a na nich były namalowane różne postacie. Najbardziej rzucał się w oczy księżyc i słońce. Jakoś tak nigdy nie zastanawiałam się czy słońce ma podobne znaczenie jak księżyc. Muszę się kiedyś o to zapytać.
 Z trudem udało mi się otworzyć drzwi, bo były strasznie ciężkie, ale było warto. Gdy zobaczyłam bibliotekę nie umiałam uwierzyć, że takie miejsce w ogóle istnieje.
 Była w odcieniach ciemnego brązu z czerwonymi dywanami i wielkimi żyrandolami. Regały wysokości normalnych drzew były porozstawiane alfabetycznie, a przy każdym stała przesuwana drabina. Na drugim końcu pomieszczenia były duże okna pod, którymi poustawiane zostały kanapy i fotele. 
 Zrobiłam parę kroków rozglądając się po bibliotece. Zastanawiałam się od czego zacząć. Poszłam najpierw do pierwszego regału, chcąc zobaczyć o czym dokładnie tam piszą. Wzięłam pierwszą lepszą książkę z brzegu, ale po przeczytaniu, a raczej po próbie przeczytaniu tytułu wymiękłam.
- A... A-ab...Aabcarf... - próbowałam wypowiedzieć słowo napisane na okładce, ale średnio mi to wychodziło. Nagle usłyszałam cichy śmiech, więc gwałtownie odwróciłam głowę, by zobaczyć kto to. Jednak jedyne co zobaczyłam to małe skrzydełka chowające się za meblem.
- Hej! - krzyknęłam i podążyłam w stronę cichych śmiechów. Gdy tylko wychyliłam się za regał znowu zobaczyłam małe uciekające skrzydełka. Troszkę się zirytowałam, ale wciąż się nie poddawałam. 
 Nie wiem ile razy jeszcze biegałam pomiędzy półkami szukając tego małego śmieszka, ale gdy dotarłam pod literę "K" to byłam już nieco zdyszana. Znowu usłyszałam chichot przez co szybko podniosłam głowę. Tym razem postać, a raczej postacie nie uciekły. Podleciały do mnie dwie małe wróżki o brązowych włosach przechodzących w złoto i takich samych oczach. Miały złote spódniczki do połowy uda, biało-brązową bluzkę w różne dziwne wzory oraz brązowe bolerko. Ręce miały popisane w jakimś dziwnym języku. 
 Patrzyły się na mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Podleciały bliżej przyglądając się dokładnie. Pokiwały sobie głowami i podleciały do jednej z półek.  Usiadły na wielkim znaczku. Podeszłam do nich ostrożnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że na plakietce napisane jest "Księżyc". Popatrzyłam się na nie zdziwiona, ale one tylko ochoczo machał głową. 
 Zerknęłam na grzbiety książek próbując po tytułach rozszyfrować o czym są. Wzięłam pierwszą lepszą i co mi się rzuciło w oczy to piękna okładka. Wiem, że nie powinno się oceniać książek po okładce, ale ta nie dość, że była w idealnym stanie to kolory wydawały się być żywe. Nie dało się opisać słowami wyglądu tego dzieła sztuki. Nawet sam napis wydawał się w jakiś sposób odstawać od papieru dając ciekawy efekt. Tytuł mimo piękna książki nie był jakoś bardzo oryginalny.
- Księżyc - przeczytałam na głos głaszcząc materiał. Zauważyłam, że pod nazwą były jakieś dziwne znaczki, podobne do tych co wróżki posiadały na rękach.
 Otworzyłam delikatnie księgę bojąc się, że ją uszkodzę. Na pierwszej stronie znowu był napisany tytuł, choć zdziwiło mnie, że nie było autora. Przewróciłam kolejną kartkę. Nie było ani spisu treści, ani nazwy rozdziału. Był po prostu tekst napisany, pięknym lecz niewyraźnym pismem.  Trochę mi zajęło zanim się odczytałam. Była to historia o księżycu. Jego początkach i o tym jak wybierał strażników. Były również nawiązania do pór roku, wróżek jak i żywiołów. Trochę nie rozumiałam jaki to miało związek z księżycem. Książka była napisana starodawnym pismem przez co mi się jeszcze ciężej czytało. Tak naprawdę nie zrozumiałam połowy tekstu.
 Najbardziej  zaciekawił mnie fakt, że sama postać księżyca nie była satelitą, a po prostu osobą. Że sama planeta jest jego domem. I że ma żonę...
 Uniosłam brwi na tę informację. Nie spodziewałam się tego. Tak samo tego, że istnieje coś takiego jak miasto księżycowe. A chyba najbardziej tego, że miał trójkę dzieci. Syna i dwie córki. Cała rodzina. A każda osoba w niej miała konkretną moc i zadanie do wykonania. Królowa władała gwiazdami i pomagała Księżycowi w wybieraniu strażników i następnych dziedziców. Najstarszy syn władał zorzą polarną i pomagał strażnikom. Starsza córka kontrolowała komety i pomagała matce. 
 Przewinęłam kartkę na kolejną stronę, żeby poczytać o drugiej córce, ale była pusta. Zdziwiłam się, bo byłam dopiero w połowie książki. Wróciłam na poprzednią i ponownie przewróciłam na następną, ale wciąż nic się nie pojawiało. Nie rozumiałam dlaczego. Wyglądało to mniej więcej tak jakby księga nie była skończona. Otworzyłam książkę parę kartek dalej, ale był tam tekst napisany w języku takim samym jak pod tytułem na okładce. 
- Ej, wiecie może... - chciałam się zapytać wróżek, dlaczego tak było, ale one zniknęły. Rozejrzałam się dookoła siebie.  Nie było po nich śladu. Zapadła grobowa cisza. 
 Odłożyłam najciszej jak mogłam księgę i cofnęłam się parę kroków do tyłu. Nawet nie zauważyłam kiedy zapadła noc. Niestety niebo nie było tak piękne jak bym chciała. Gwiazdy zostały zasłonięte przez ciemne chmury zwiastujące burze. Westchnęłam zawiedziona tym widokiem. Na biegunie o wiele lepiej widać konstelacje niż w mieście. Nie ma tu ani smogu ani świateł. Jest... Spokojnie.
- Elso - usłyszałam głos za sobą przez co się wystraszyłam. Spodziewałam się Jacka, ale zobaczyłam Blake'a, który patrzył się na mnie skoncentrowany - Zebranie się skończyło.
- Ach, jak ten czas szybko minął - powiedziałam próbując ukryć lekkie spłoszenie. Nie wiem, dlaczego, ale przestałam mu nagle ufać. To jest dziwne, nie rozumiem tego. Cała magia tego miejsca nagle uleciała jak powietrze z balona. Co się dzieje?
- No widzisz! - uśmiechnął się przyjacielsko, chociaż nie. W tym uśmiechu było coś fałszywego - Chodź już bo zaraz zaczną się o ciebie martwić.
- Oczywiście - podeszłam do niego po czym objął mnie ramieniem w przyjacielskim geście. Wzdrygnęłam się. Nie podobało mi się to. A mimo to odwzajemniłam ten jego sztuczny uśmiech. 
 Puścił mnie dopiero wtedy kiedy doszliśmy na schody. 
 Pożegnałam się ze wszystkimi i razem z Jackiem polecieliśmy z powrotem do jego domu. Po drodze poinformowałam Anię, że zostanę u niego na noc.
 Nie wiem, dlaczego ale ten lot wydawał mi się strasznie długi. Nie zapytałam się Jacka o czym mówili na spotkaniu, nawet nie pochwaliłam się tym o czym czytałam w bibliotece. Byłam cicho, a białowłosy chyba znowu się zaczął martwić. Nie chciałam, żeby czuł się odrzucony, a tym bardziej o coś winny, ale zachowanie Blake'a mnie na tyle zirytowało, że nie mogłam nic zrobić. 
 Wylądowaliśmy na balkonie jego domu. Mimo tego nie puścił mnie jeszcze przez parę minut. Staliśmy w ciszy,ca księżyc powoli zaczął się wychylać zza chmur.
- Jack...? - zaczęłam cicho, bo nie wiedziałam o co chodzi. Nie odpowiedział mi. Patrzył się pustym wzrokiem przed ciebie.
 Po chwili ruszył przed siebie i podmuchem wiatru otworzył drzwi do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, a mnie usadowił na swoich kolanach po czym mocno mnie przytulił.
- Jack? - naprawdę zaczynałam się niepokoić.
- Mrok chce kogoś porwać, jakąś dziewczynę - zaczął ukrywając twarz w zagłębieniu mojej szyi - Blake tak powiedział. Nie mówił, że konkretnie ciebie, ale nie jesteś wykluczona. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Nie chcę, żeby znowu cię ode mnie zabrał... 
 Uśmiechnęła lekko pod nosem po czym zaczęłam głaskać go po włosach.
- Spokojnie, nie weźmie mnie od ciebie. Nie pozwolę na to. Nie martw się, po prostu bądź przy mnie, a wszystko będzie dobrze - ucałowałam go w czubek głowy. Po tym geście podniósł na mnie swoje piękne oczy i uśmiechnął się lekko.
- Już zawsze będę przy tobie - wymruczał po czym mnie pocałował. Całowaliśmy się jakbyśmy byli spragnieni i stęsknieni. Powoli, ale namiętnie. Jack po chwili położył się na plecach wciąż trzymając mnie za biodra przez co się na nim położyłam nie przerywając pocałunku. Gdy zabrakło na tchu odsunęliśmy się od siebie, by móc spojrzeć na swoje twarzy. Jego oczy były roziskrzone jak nocne niebo, a usta delikatnie zaróżowiły się od pocałunku. Pocałował mnie w nos i mocno do siebie przytulił.
- Kocham cię - wyznał gładząc mnie po plecach.
- Ja ciebie też...

***

 Minęły jakieś 3 tygodnie i na razie nic się jeszcze nie stało. Jack mimo wszystko dalej był lekko podenerwowany, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. 
 W między czasie odbył się kolejny koncert zespołu Violence, po którym odpadło 5 zespołów. Oczywiście oni zostali i to nawet z bardzo wysoką notą.
 W szkole raczej też nic się nie zmieniło. Jest może trochę więcej sprawdzianów, ale to nie jest nic zaskakującego.
  Przed chwilą wyszłam z domu i pokierowałam się pod adres napisany dla mnie na kartce. Stanęłam przed lekko zaniedbanymi drzwiami i delikatnie zapukałam. Odsunęłam się o krok i czekałam spokojnie. Byłam lekko zestresowana.  
 Po chwili drzwi otworzyła mi średniego wzrostu kobieta o zielonych oczach i blond włosach spiętych w koka. 
- O, ty pewnie jesteś Elsa - uśmiechnęła się ciepło - Wejdź proszę.
- Dziękuje - odwzajemniłam uśmiech po czym weszłam do mieszkania.
- Elsa! - usłyszałam wesoły głos Alice - Wreszcie przyszłam. Wejdź do mnie do pokoju.
 Skierowałam się w jej stronę. 
- Poczekaj chwilę, przyniosę ci herbatę - powiedziała szczęśliwa i zostawiła mnie samą w jej pokoju. 
 Jak to się stało, że jestem teraz w mieszkaniu Alice? Prosta sprawa. Nauczyciel matematyki zdenerwował się na nią, że dostała kolejną pałę ze sprawdzianu, więc poprosił mnie, żebym dała jej korki. Tak o to się tu znalazłam.
 Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Był dość kolorowy. Dwie ściany były pomalowane na jasny róż, a dwie pozostałe na żółty i jasny pomarańcz. Na łóżku znajdowało się mnóstwo pluszaków i poduszek. Meble były białe, a jedna ściana została cała poobklejana zdjęciami. Podeszłam do niej i zaczęłam się im przyglądać. Na jednym była dziewczynka z długimi włosami w odcieniu ciemnego blondu i ogromnym uśmiechem na twarzy. Na innym stały trzy postacie na tle morza, a na jeszcze innym ta sama dziewczynka siedząca na gałęzi drzewa. 
- To są zdjęcia sprzed okresu kiedy jeszcze moja choroba nie była taka silna - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam smutno uśmiechającą się Alice. Zauważyłam, że na biurku postawiła dwie ciepłe herbaty.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Za co? - zdziwiła się - Nic nie zrobiłaś.
- Nie wszyscy lubią jak ktoś inny ogląda ich zdjęcia - mruknęłam.
- Nie przeszkadza mi to - uśmiechnęła się pokrzepiająco - One przypominają mi tylko o przyjemnym dzieciństwie. Kiedy jeszcze tata żył i kiedy nie wiedziałam o tym, że mam raka - zamyśliła się na chwilę - Ale to nie ważne! Zacznijmy się już uczyć, bo inaczej nigdy nie zdam tego testu.
- Oczywiście - spróbowałam się uśmiechnąć, ale nagle zrobiło mi się strasznie smutno.
Świat jest okrutny.









No hej.
Pobijamy rekord "Jak długo nie pojawi się rozdział, hę?" Eh... 
Przepraszam, że znowu przez dwa miesiące nie pojawił się rozdział, ale mimo, że pisałam go co jakiś czas wstawiam go dopiero teraz. Po prostu... Już nie potrafię go napisać od razu. Wena ze mnie uleciała i robię to trochę na siłę, ale obiecałam sobie, że jeśli nawet w święta tego nie wstawiłam ( choć bardzo chciałam ) to wstawię to 1 stycznia. No i oczywiście wszystko się spieprzyło, bo byłam tego dnia strasznie wykończona, a już  drugiego trzeba było iść do szkoły, więc no dupa. 
Ogólnie muszę się przyznać, że nie kocham już tak samo Jelsy jak robiłam to rok temu, bo teraz moim sercem zawładnęło Ereri. I idealnie ukazuje to moja galeria, gdzie nawet się nie przyznam ile mam ściągniętych tego zdjęć ¯\_•_•_/¯
Przepraszam za to, że tyle czekaliście. Powiem, że w pewnym momencie już naprawdę miałam ochotę zawiesić to wszytko, ale stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu. Po prostu będę dodawać to wtedy kiedy będę. Tak samo ta część będzie dosyć krótka, bo chcę już żeby wszystko się rozwiązało. Więc rozdziały nie będą już tak szczegółowe jak kiedyś. Nie wiem czy nie napiszę nawet może jeszcze 10 czy 15 rozdziałów. Zobaczy się.
I planuję już następną książkę do napisania, która nie będzie o Jelsie, ale mam nadzieje, że jak się pojawi to się nią zainteresujecie ^^ I w sumie to jest kolejny powód, dlaczego chcę już skończyć to opowiadanie. 
Mimo wszystko życzę wam szczęśliwego nowego roku i trzymajcie kciuki, że jednak będę miała trochę więcej weny ^^ Kocham was i zapraszam do komentowania.
Black Berry <3

niedziela, 23 października 2016

Rozdział #8 "Co się tu dzieje?"


 Przerażona podniosła się gwałtownie z łóżka. Czuła się jakby przebiegła co najmniej maraton. Po chwili szybko podniosła rękę do swojej szyi, aby sprawdzić czy nadal ma kamień. Gdy go dotknęła odetchnęła z ulgą. 
 Ten sen... Wydawał się taki realistyczny, ale jednocześnie tak odległy. Dawno nie śniły jej się koszmary, bo wspomnieniem nie można tego nazwać. To się nie wydarzyło i raczej się nie wydarzy. To nie jest możliwe.
 Musiała sobie to przeanalizować. Ostatnie co pamiętała to... Nagle na jej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. "Głupie hormony" pomyślała.
 Ale czy to jest możliwe to co powiedzieli? Za pomocą kamienia można się kontaktować z duchami? Tylko po co? Za dużo pytań za mało odpowiedzi... 
 Przypomniała jej się również pierwsza połowa snu. Ta sytuacja zaczynała ją irytować. Coraz bardziej chciała się dowiedzieć kim jest ta dziewczyna. Czasami zastanawiała się dlaczego wszystko musi być takie trudne. Dlaczego chociaż jednej rzeczy nie mogła się dowiedzieć od razu bez przeszkód. Nie rozumiała tego. Dlaczego życie nie może być prostsze.
 Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk budzika. Podniosła telefon po czym wyłączyła budzik. Westchnęła zmęczona mimo iż dopiero wstała. To wszystko ją przerastało. 
 Niechętnie wstała z łóżka i skierowała się do łazienki. Opłukała twarz, umyła zęby i uczesała włosy po czym poszła do szafy, aby wybrać ubrania. Czuła się jak robot, wypłukana z emocji. Nie wiedziała dlaczego ten sen tak mocno na nią wpłynął. Stojąc przed szafę zaczęła się zastanawiać nad możliwością porozmawiania z duchami. Czy gdyby to była prawda mogłaby porozmawiać z mamą? Dowiedzieć się co się stało tego dnia. Nie... To niemożliwe. 
 Nawet nie zauważyła kiedy stała już przed szkołą. Pojedyncze osoby przechodziły obok niej nawet się na nią nie patrząc. Popatrzyła się w niebo, nawet ono było szare i nijakie. 
 Po chwili weszła do szkoły i udała się pod swoją klasę. Oparła się o ścianę i zapatrzyła w podłogę.
- Co z nią? - zapytał się Anki Jack patrząc na blondynkę z końca korytarza.
- Nie wiem - odparła zaniepokojona ruda - Zachowuje się tak od rana. Nie jestem pewna czy coś w ogóle dzisiaj powiedziała. Martwię się.
- Ja też... Wygląda jakby była wypruta z emocji - stwierdził zdezorientowany. Pożegnał się z nią krótko i ruszył w kierunku swojej dziewczyny.
- Hej śnieżynko - przywitał się całując ją w policzek. Nagle zrobiła się cała czerwona i złapała za miejsce, w którym ją pocałował. Zrobił zdziwioną minę.
- Coś się stało? Wszystko z tobą w porządku? - zapytał zmartwiony marszcząc brwi.
- Tak... - odparła cicho odwracając wzrok. 
- Hej - trochę ugiął kolana, aby być z nią na tym samym poziomie - Na pewno nic ci nie jest?
- Yhm... - pokiwała głową - Po prostu mam zły dzień...
- Okej - uśmiechnął się smutno po czym się wyprostował - Może na poprawę humoru przyszłabyś do mnie po szkole? Pooglądalibyśmy jakiś film albo w coś pograli?
- Chętnie - powiedziała, ale bez cienia radości. 
 Zaczął się poważnie martwić. Nie wiedział jak jej pomóc, ani co się dzieje. 
 Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek, więc weszli do klasy. Usiedli jak zwykle na końcu klasy przy oknie. Pierwszą lekcją była historia. Jakże chłopaka ulubiony przedmiot. Gdyby nie to, że Elsa zaczęła coś gryzmolić na kartce prawdopodobnie by spał. Obserwował jak kładzie linię długopisem, które układały się w coraz bardziej rozpoznawalne kształty. Nie rysowała szybko, a powoli i dokładnie, jakby chciała oddać każdy detal. Po jakimś czasie zaczął widzieć podobieństwa między nią, a postacią.
- Rysujesz autoportret? - szepnął z uśmiechem na twarzy. 
- Nie - odpowiedziała nawet na niego nie patrząc.
- Ale jesteś bardzo podobna do tej osoby - stwierdził po krótkiej chwili.
- To... Dziewczyna, którą gdzieś widziałam - wzruszyła ramionami. Patrząc tak na nią wydawało mu się, że coś jest nie tak. Jakby nie mówiła prawdy. Jednak nie naciskał. Wiedział, że i tak mu w tej chwili nie powie.
 Tak minęła większość lekcji. Elsa ciągle rysowała tą samą osobę. Białowłosy był coraz bardziej zaniepokojony i zirytowany, bo miał wrażenie, że gdzieś widział tą dziewczynę, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć gdzie. 
 Po piątej lekcji zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę obiadową. Elsa z Jackiem poszli razem do szafek, aby odnieść książki. Białowłosy wciąż był zmartwiony zachowaniem niebieskookiej, które od rana się nie zmieniło. 
- Może nabierzesz kolorów, gdy coś zjesz - odezwał się chłopak wkładając książki do szafki.
- Jedyny kolor jaki można uzyskać jedząc jedzenie ze szkolnej stołówki to zielony - odparła zamykając drzwiczki.
- Ha, ha, racja... - podrapał się po głowie chichocząc.
- Jack! - usłyszał głos przyjaciela.
- Cześć Czkawka - przywitał się niebieskooki - Coś się stało? 
- Nie nic... Później o tym zapomnę, a teraz cię zauważyłem, więc... Chciałem ci oddać tego pendrive'a - powiedział podając mu urządzenie.
- Dzięki! - uśmiechnął się chowając go do kieszeni.
- Ok to... Gdzie Elsa? Nie stała tu przed chwilą? - zapytał skołowany. Białowłosy obrócił się gwałtownie chcąc się upewnić, że dziewczyna zniknęła. Gdy jej nie zobaczył westchnął zmęczony. 
- Może już poszła na stołówkę? 
- Nie sądzę - odparł niebieskooki. 
 W tym czasie Elsa wychodziła ze szkoły na boisko. W taką pogodę mało było tu osób, a ona chciała zostać na chwilę sama. 
 To nie tak, że nie chciała spędzać czasu z Jackiem. Po prostu miała wrażenie, że gdyby jeszcze raz jej się o coś zapytał to by się popłakała. Ciągle w głowie miała zdanie, które wypowiedzieli jej w śnie. Zaczęła układać sobie scenariusze co by było gdyby to była prawda i coraz bardziej ją to przerażało. Od tego zaczęła ją boleć głowa.
 Nagle zauważyła, że pod drzewem siedzi Alice co ją mocno zdziwiło. Pamiętała jak trzęsła się z zimna na wf-ie, a teraz siedzi pod drzewem i je kanapkę. Nie wiele myśląc zaczęła się kierować w jej stronę. 
- Hej - przywitała się.
- O, cześć! - uśmiechnęła się radośnie.
- Nie jest ci zimno? - zapytała blondynka kucając obok niej. 
- Troszkę. Ale wolę siedzieć tu niż na stołówce - odparła smutno.
- Dlaczego? - zdziwiła się lekko.
- Trochę podpadłam złemu trio i nie chcę się przy nich pokazywać - wzruszyła ramionami po czym odgryzła kęs kanapki. Patrząc na nią zaczęła zastanawiać się, dlaczego świat jest taki okrutny. Dlaczego tak biedna dusza będzie musiała kiedyś odlecieć z wiatrem. 
- Pamiętasz jak się mnie zapytałaś na wf-ie czy wierzę w życie po śmierci?
- Hmm? - spojrzała na nią zdziwiona po czym połknęła jedzenie - Tak. A co?
- Czy teraz ja mogę zadać ci pytanie? - zapytała odwracając wzrok.
- Jasne... - powiedziała zdezorientowana.
- Co byś zrobiła, gdybyś miała moc komunikowania się z duchami?
- Huh? Hmm... Nie wiem. Dlaczego pytasz? 
- Przeczytałam coś gdzieś w internecie, a wydawałaś mi się odpowiednią osobą, z którą mogłabym o tym porozmawiać - źle się z tym czuła, że ją okłamała, ale nie mogła jej powiedzieć prawdy. Poza tym tylko po części skłamała, bo rzeczywiście wydawała jej się odpowiednią osobą.
- W sumie jakby się tak zastanowić... Może porozmawiałabym z tatą. Chciałabym wiedzieć co u niego - uśmiechnęła się smutno.
- Nie bałabyś się? 
- A czego? - zapytała zdziwiona. "No właśnie... Czego ja się boję?" pomyślała.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. 
 Chwilę siedziały w ciszy. Słychać było tylko odgłosy wygłupiających się uczniów. Nagle z kieszeni Alice wydobył się dźwięk SMS'a. Wyjęła telefon z kieszeni i przeczytała wiadomość.
- Muszę iść. Mama napisała, że jestem umówiona na badania - odparła po czym wstała zabierając swoje rzeczy - I nie zagłębiaj się w te tematy, nie warto - uśmiechnęła się smutno po czym pomachała na pożegnanie.
 Blondynka siedziała jeszcze chwilę pod drzewem po czym wstała i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. 
- Czego ja się boję? - powiedziała cicho po czym udała się za parę drzew. 
- Czego ja się boję? - powtórzyła pytanie - Spotkania z rodzicami? Z ich zawiedzionymi minami? - poczuła jak do jej oczy napływają łzy - Czy z tymi wszystkimi demonami, które mnie nawiedzają. A może z bezbronnymi duszami, które mnie tak przerażają? Nie powinnam się bać. Przecież nie wyskoczy mi tu zaraz jakiś duch...
- Elsa - usłyszała głos za sobą, więc obróciła się gwałtownie. Wystraszona spojrzała na białowłosego, który miał zmartwioną minę - O czym ty mówisz?
- J-Jak długo tu stoisz? 
- Od początku twojego wywodu - zmrużył oczy i podszedł do niej bliżej -  Możesz mi powiedzieć co się stało?
Patrzyła się na niego chwilę. Rzadko wydawał się taki poważny. 
- J-Ja... Mi... Miałam sen - zacisnęła mocno zęby próbując nie wybuchnąć płaczem. 
- Wspomnienie? 
- Nie. Nie to nie było wspomnienie. To było coś... Innego. 
- Możesz mi go opowiedzieć? - zapytał z nadzieją. Stała przez chwilę nic nie mówiąc. Zastanawiała się ile może powiedzieć.
- Nie musisz mi mówić go całego, a przynajmniej nie teraz. Powiedz mi tylko o co chodziło z tymi duchami.
Wzięła głęboki wdech próbując się uspokoić. 
- Byłeś tam ty i Jason. Zabraliście mi naszyjnik mówiąc, że wam się bardziej przyda, ponieważ jesteście nieśmiertelni i nie możecie się już spotkać z rodzicami, a ja mogę. Powiedzieliście, że można się za pomocą niego porozumieć z duchami - wytłumaczyła coraz bardziej ściszając głos. Nawet jeśli będzie mu to później opowiadać to na pewno nie ze szczegółami. Popatrzyła się na niego bojąc się reakcji. Chłopak stał jak wryty nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili wziął ją w objęcia i mocno przytulił.

- Nikt ci nie weźmie naszyjnika, a tym bardziej ja. Jeśli chodzi o te duchy to można się kiedyś zapytać o to Northa. Może będzie coś wiedział - stwierdził głaszcząc ja po plecach - Po lekcjach do mnie przyjdziesz tak jak mówiłem, a teraz chodźmy do klasy, bo jeszcze babka od hiszpańskiego wpiszę nam spóźnienie, a ty tego przecież nie zdzierżysz - stwierdził na co ona zaśmiała się smutno. 
 Reszta lekcji minęła spokojnie. Blondynka w końcu zaczęła normalnie rozmawiać z innymi tłumacząc się, że miała zły dzień co było w sumie prawdą. 
 Po skończonych lekcjach razem udali się w stronę wyjścia.
- Zaraz ci zrobię gorącą czekoladę co ty na to? - zapytał otwierając drzwi.
- Chętnie - uśmiechnęła się ciepło. Po paru krokach Jack stanął jak wryty. Blondynka popatrzyła się na niego zdziwiona. Miał rozszerzone oczy i lekko otwarte usta. Niebieskooka spojrzała w stronę, w którą się patrzył i sama zaniemówiła. Czarnowłosy chłopak opierał się o drzewo parę metrów przed nimi. Czerwone oczy patrzyły się na nich z zaciekawieniem, ale i spokojem. Katem oka popatrzyła się na Jacka, który mocno zaciskał pięści. Był wkurzony. Nagle zmienił wyraz twarzy na taki jakby został spoliczkowany, ale po chwili znowu zaciskał zęby. Popatrzyła się z powrotem na czarnowłosego, który stał spokojnie. Potem popatrzył się na nią i sam zrobił po chwili zdziwioną minę. Nie rozumiała co się dzieje. 
- Jason? - usłyszała zdziwiony głos Madison. Brunetka szybko podbiegła do chłopaka. Nie tylko oni byli zdziwieni. Czarnooka wyglądała na zdezorientowaną tak samo jak Jinx i Nicki.
- Co ty tu robisz? - zapytała go rozglądając się dookoła - Nie możesz sobie tu tak po prostu przychodzić!
- Nagłe wezwanie - odparł krótko.
- Nie mogło to trochę poczekać? Nie mogłeś zadzwonić?! - zaczynała panikować.
- Nie. Chodź, bo się stary zaraz wkurzy - powiedział łapiąc ją za rękę i prowadząc do samochodu. Zdezorientowane dziewczyny pobiegły za nimi.
- Co tu się stało? - usłyszeli za sobą głos Amy. Odwrócili się powoli - Madison znalazła sobie nowego chłopaka?
- To był jej brat  - niebieskooka w końcu z siebie wydusiła. Spojrzała za brunetkę. Stała tam Violence z miną, która wyrażała coś pomiędzy przerażeniem, wściekłością i szokiem.
- Viola, coś się stało? - zapytała się zaniepokojona.
- Nie nic... Zdziwiłam się tylko - powiedziała szybko po czym zeszła ze schodów i poszła w swoją stronę.
- Czekaj! - zawołał ją Maks i pobiegł za nią. "Co tu się dzieję??" zapytała się w myślach zdezorientowana Elsa. 
- Skąd wiedziałaś, że to jej brat? Poznaliście się kiedyś?
- Powiedzmy - odparła po czym poczuła jak ktoś chwyta ją za dłoń.
- Musimy już iść - powiedział białowłosy po czym skierowali się do jego auta. Jack wsiadł do niego zatrzaskując za sobą drzwi po czym szybko go odpalił.
- Co się dzieje? - zapytała zapinając pasy. 
- Nic - skłamał. Nie chciał jej mówić tego co się stało. Miał coraz większą ochotę kopnąć tego demona w dupę. Kiedy się na niego popatrzył usłyszał jego głos w głowie co go na początku zszokowało, ale później przypomniało mu się jak North mu mówił o tym, że wampiry potrafią porozumiewać się telepatycznie. "Uspokój się debilu nic jej nie zrobię, to jej nie dotyczy. Zachowujesz się jak jakiś pies. Jak chcesz możesz się na mnie rzucić, ale co o tym pomyślą inni?"
- Pierdol się - powiedział cicho mocniej zaciskając kierownicę.
- Mówiłeś coś? - zapytała zdezorientowana.
- Nie, nic... - westchnął przeciągle. Po jakiś 10 minutach byli już w domu chłopaka. Elsa w  ciszy usiadła na kanapie, a Jack poszedł tak jak obiecał zrobić jej gorącą czekoladę.
 Chłopak cały czas był zamyślony. Nie wiedział od czego zacząć. Za dużo informacji...
 Po jakimś czasie siedzieli razem na kanapie popijając ciepły napój. Nikt się nie odzywał, bo nie wiedzieli co powiedzieć. 
- Elsa... - w końcu Jack przemyślał sobie to wszystko - Czy coś jeszcze ci się śniło?
- Tak - odpowiedziała po dłuższej chwili - Ta dziewczyna, którą rysowałam.
- Znasz ją?
- Nie, ale... Nie tylko mi się śniła - stwierdziła, że to czas żeby się dowiedział, bo ktoś musi - Widziałam ją pary razy w rzeczywistości. W sklepie, na koncercie... Zawsze, gdy chce się jej zapytać kim jest to znika albo się uśmiecha. Irytuje mnie to...
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? 
- Bo na początku myślałam, że to zwykła dziewczyna. Pierwszy raz zobaczyłam ją w śnie - wytłumaczyła skołowana - Mam pytanie?
- Jak każdy - prychnął opierając się o podgłówek.
- Mówię poważnie... Chciałam się zapytać czy ciebie też nie zdziwiło zachowanie Violi. Ogólnie coś się chyba z nią dzieje.
- Rzeczywiście nie była to normalna reakcja - stwierdził marszcząc brwi - Coś jest nie tak...
- Coś jest bardzo nie tak i nikt nie wie co! - podniosła się z kanapy podnosząc głos - Ugh! Dlaczego życie jest takie trudne?! - ponownie usiadła na meblu łapiąc się za głowę.
-Nie wiem... - westchnął ciężko głaszcząc ją po głowie. Znowu zapadła cisza, którą po chwili przerwał telefon Jacka. Chłopak odebrał go niechętnie. 
- Czego? - zapytał zirytowany. Niebieskooka zdziwiła się trochę jego przywitaniem.
- Nie może to poczekać do jutra? - zapytał przeczesując swoje włosy - Okej, zaraz będę - nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni. 
- Kto dzwonił? 
- North. Coś chce ode mnie i reszty strażników - przejechał sobie ręką po twarzy.
- Mogę lecieć z tobą? - zapytała z nadzieją.
- Huh? A po co?
- Mówiłeś, że jest tam ogromna biblioteka... - powiedziała nieśmiało na co zachichotał.
- Więcej już nie musisz mówić. 







Ohayo ^^ 
Przepraszam jeśli w tym rozdziale będą jakieś błędy ortograficzne czy stylistyczne, ale jakoś dzisiaj nie umiem pisać mimo iż mam wenę xd
Rozdział by się pewnie pojawił trochę szybciej, ale ostatnio oglądnęłam trochę anime i się po prostu zakochałam. A zakochałam się w Attack on Titan żeby nie było xD Powiedzmy, że jeden z shipów z tego mną po prostu zawładnął i przez ostatnie dwa tygodnie głównie zajmowałam się... Oglądaniem zdjęć Ereri, bo ten ship mną zawładnął i jeśli ktoś tego nie obejrzał całego to mnie nie zrozumie. Tak samo jak ja nie rozumiem osób, które shipują Erena z Mikasą, ale to szczegół xP I tak, mam dobry humor mimo iż rozdział tego jest trochę pozbawiony, ale nie ważne.
Więc sorry, ale Ereri is Love, Ereri is Life xD Jeśli ktoś szuka jakiegoś anime do obejrzenia to gorąco polecam szczególnie jak ktoś woli trochę bardziej brutalne sceny. 
Niestety jutro trzeba wracać do szkoły, ale trzeba się cieszyć ostatnimi godzinami weekendu. I mam wrażenie porównując to co piszę teraz, a to co pisałam w poprzednim rozdziale jakby to pisały dwie różne osoby, ale okej nie ważne xd (emotka dnia - xd)
A a propo one shotów to podam teraz parę tytułów i jeśli jakiś was zainteresuje to piszcie w komentarzach:
One-Shot "Piracka Przygoda" , One-Shot "Mroźne Śledztwo" , One-Shot "Szatańskie Wilki", One-Shot "Dzień z życia "(TimxAmy, Alice itd. do wyboru do koloru oprócz Jelsy)", One-Shot "Amnesia" .
Jeszcze mogę zrobić Jelsę w świecie jakiegoś anime jeśli jesteście zaciekawieni albo sami możecie mi podsunąć jakiś pomysł jeśli żaden tytuł się wam nie spodobał ^^ W sumie to planuję jeszcze jednego, ale to po pewnych wydarzeniach w opowiadaniu :P (Czm te notki są takie długie? ;-;)
Zachęcam do komentowania ^^
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział #7 "Biel vs Czerń" + Wyjaśnienia?

 Minęły niecałe dwa tygodnie od pierwszego treningu Jacka i Elsy. Chłopak oprócz tego próbował namówić ją jeszcze do biegania i ogólnego ćwiczenia w tygodniu, ale bez skutku. Blondynka nie chciała tego robić z różnych powodów. 
- Jack! Proszę cię! Naprawdę teraz nie jest na to najlepszy moment - odparła nie przestając czytać książki. 
- Hmm... Po co się tyle uczysz... Na co ci to? - zapytał opierając głowę o jej ramię. Rękami oplatał jej talię, a ona sama siedziała pomiędzy jego nogami nie przestając się uczyć. 
- W przeciwieństwie do ciebie chcę zdać maturę na dobry wynik, a nie, żeby to napisać - mruknęła poprawiając okulary - Poza tym w następnym tygodniu jest z tego test.
 Spojrzał zmęczony przez jej ramię chcąc zobaczyć co dokładnie czyta. 
- Naprawdę w przyszłości będzie ci potrzebna chemia?
- Kto wie... - przewróciła kolejną stronę lustrując dokładnie tekst. 
- Po szkole chcesz iść na jakieś studia, prawda?... - wziął rękę z jej talii i zaczął bawić się końcówkami wystającymi z koka. 
- Yhm - zjadła kostkę czekolady nie przerywając lektury. 
- A wiesz już na jakie?
- Może architekta - popiła ją sokiem pomarańczowym. Zdziwiony chłopak odsunął się delikatnie i spojrzał na nią z boku. 
- Naprawdę interesuje cię architektura? - przechylił delikatnie głowę. Niebieskooka w końcu na niego spojrzała. Była zdezorientowana jego reakcją. 
- Nie rozumiem dlaczego cię to tak dziwi.
- Nie wiem... Wydawało mi się, że... - nie umiał znaleźć słowa.
- Że?... - próbowała go ponaglić. 
- Że nie interesują cię takie rzeczy - wzruszył ramionami. Elsa zachichotała.
- Jak widać nie znasz mnie tak dobrze jakby ci się wydawało - ucałowała go w szubek nosa i wróciła do książki. 
 Chłopak lekko zdezorientowany po chwili uśmiechnął się cwaniacko i za dmuchał jej w szyje na co ona pisnęła zaskoczona. 
- Co ty robisz?! - zaśmiała się odwracając się delikatnie w jego stronę.
- Nudzi mi się - odparł zaczynając ją łaskotać. 
- Hej! P-Przestań! To już się robi nudne! - mimo to nie przestawała się śmiać.
- To się nigdy nie stanie nudne - obrócił ją na plecy nie przestając jej gilgotać. Próbowała go złapać za ręce, ale za każdym razem dostawała kolejnej dawki śmiechu.
 Dopiero po chwili Jack się nad nią zlitował i przestał ją łaskotać. Zdjął jej okulary odkładając na stolik nocny i ucałował ją w czoło. 
- Głupi jesteś - mruknęła wtulając się w jego klatkę piersiową. 
- Ile razy jeszcze to usłyszę? - zachichotał.
- Tyle ile razy będziesz robił takie akcje...
- Czyli często! - zaśmiał się na co dostał w głowę. 

 - A wracając do tych studiów... Naprawdę chcesz to robić w przyszłości? 
- A co innego mi zostało? Mogę pracować w warzywniaku, siedzieć i nic nie robić w domu lub jak normalny człowiek iść na studia - przewróciła się na drugi bok odwracając się tym samym do niego plecami. 
- Normalny człowiek mówisz - mruknął wracając do pozycji siedzącej - Zastanawiałaś się kiedyś ile jest normalnych ludzi na świecie? Statystyki mówią, że 7 miliardów. Ciekawe ile z tego jest istotami magicznymi...
- Nie wierzę, że nie wiesz takich rzeczy - uśmiechnęła się niemrawo przytulając go od tyłu - A tak na serio to rzeczywiście interesujące... Jak dużo istot magicznych tutaj jest.
- Wydaje mi się, że przynajmniej połowa ludzkości - wzruszył ramionami - Nawet w naszej szkole jest ich mnóstwo.
- Serio? - zdziwiła się - Kto na przykład? Oprócz nas i tria. 
- To tak nie działa - zaśmiał się cicho - Czuję ich, ale nie potrafię ich rozpoznać, a przynajmniej nie wszystkich. Niektóre istoty łatwo rozpoznać tak samo jak można łatwo rozróżnić jelenia od łosia. Ale niektóre są tak dobrze przystosowane, że rozpoznanie ich graniczy z cudem.
- Jakie na przykład? 
- Cóż... Wampiry jest łatwo rozpoznać przez ich bladą skórę i kły, ale niektóre wiedźmy wyglądają jak normalne kobiety. Czasami trudne do rozpoznania mogą być nawet elfy czy anioły.
-Anioły? - zainteresowała się - Takie jak... No nie wiem... Te w niebie.
- Nie koniecznie. Anioły mają swoje... Kategorie? Są Anioły Broniące i są Anioły Opiekujące. Jest jeszcze jedna grupa, ale nie ma dla niej oficjalnej nazwy.
- A co one robią? Bo te wcześniejsze to się mogę domyślać - usiadła na przeciwko niego. 
- Można je nazwać Anioły Strażnicze. Od urodzenia mają przypisaną jedną umiejętność, którą zajmują się w późniejszym życiu. Ugh... Ta grupa dzieli się na jeszcze kolejne i jest ogólnie bardzo... Rozległa. Dlatego trudno czasem rozpoznać takiego Anioła. Niektórzy malarze są nimi czy choćby tancerze. Mają jedną szczególną cechę, ale nie mogę sobie jej przypomnieć. No wiesz... Ja zwykle śpię na lekcjach Northa - podrapał się zażenowany po głowie na co Elsa się zaśmiała. 
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć - uśmiechnęła się szczerze rozbawiona. 
- W sumie jakbyś się chciała czegoś więcej dowiedzieć to możemy kiedyś przy okazji polecieć do bazy. North ma ogromną bibliotekę, w której są książki z mnóstwem takich informacji - pogłaskał ją po głowie i przyciągnął bliżej siebie. 
- Podoba mi się ten pomysł - wtuliła się w niego mocniej, ale po chwili walnęła go w brzuch.
- Ała! Za co to było?! - złapał się za brzuch lekko rozbawiony jednocześnie zdziwiony.
- Znowu odciągnąłeś mnie od nauki! Jak dostane przez ciebie pałę to ci coś zrobię! - powiedziała wracając do książek. Chłopak jęknął zawiedziony.
- Ty i tak wszystko umiesz - zacmokał opadając na poduszkę.
- Bo się uczę bałwanie! Ty też powinieneś zacząć... - przewróciła oczami.

***

[Elsa]

 Właśnie wyszłam z sali chemicznej po skończonym teście. I w przeciwieństwie do tego kretyna przynajmniej wiedziałam co to substrat. Bo on się w ogóle nie pouczył. Bo po co?! Czasami mnie strasznie denerwuje. Ja rozumiem, że jest strażnikiem i po szkole i tak i tak będzie latał po świecie i robił zimę no, ale bez przesady! Jak obleje klasę to będzie musiał siedzieć tu dłużej. 
 I pewnie zapytacie skąd wiem, że się nie nauczył. Trzeba było widzieć jego minę po przeczytaniu pierwszego pytania! Zakładam, że nawet ta ściąga w rękawie nic nie pomogła. No... Może dostanie 1+. Jeśli jest w ogóle taka ocena...
- W ogóle we mnie nie wierzysz! Dostanę co najmniej 2 - oburzył się po usłyszeniu mojego zdania.
- To i tak nie najlepiej - wywróciłam oczami. 
- Lepiej niż 1+ - puścił mi oczko na co ponownie wywróciłam oczami. 
 Szliśmy w stronę sali od hiszpańskiego, gdy na końcu korytarza zobaczyliśmy Punzie i Madison. Sytuacja wyglądała nieciekawie, bo złotowłosa miała minę taką jakby chciała jej zaraz przywalić. Po chwili zielonooka odwróciła się i ruszyła w naszą stronę. Jestem pewna, że gdyby nie była przewodniczącą pokazała by jej środkowy palec. 
- Nie wytrzymam z tą s... Agh! Córeczką tatusia - ledwo się powstrzymała. Miała czerwoną twarz i dłonie zaciśnięte w pięści. 
- Co tym razem? - zapytałam zmęczona. Kłócą się od początku września choć w sumie to jej się nie dziwię. Gdybym była na jej miejscu pewnie robiłabym to samo.
- Ugh! Ogólnie denerwuje mnie sama w sobie i te jej durne pomysły! Mówię wam, ona za niedługo wymyśli dzień wielbienia pani przewodniczącej - powiedziała wściekła. 
- Musisz to przeboleć - powiedziałam współczująco.
- Ja naprawdę nie wiem jakim cudem ty z nią wytrzymywałeś - zwróciła się do Jacka.
- W tym rzecz, że właśnie nie wytrzymywałem - odparł speszony. I wiem, że to była szczera prawda. Wiem dlaczego musiał z nią być i szanuje go za to, że tyle wytrwał. 
- Dobra, chodźmy już na ten hiszpański, bo zaraz się skończy przerwa - odparłam na co się ze mną zgodzili.
 Gdy lekcje się skończyły ruszyłam w stronę sali muzycznej. Od jakiegoś czasu obserwuje próby zespoły Violence. Oczywiście nie jakoś długo, bo wiem, że czasami ich rozpraszam, ale miło popatrzeć sobie jak ćwiczą. Poza tym czasami pomagam im w noszeniu instrumentów czy choćby nut. 
 Popatrzyłam przez szklane drzwi od sali czy już przyszli. Gdy zobaczyłam Violę krzątającą się po pomieszczeniu po cichu do niego weszłam. 
- Cześć! - przywitałam się po czym usiadłam stoliku. Nie pytajcie czemu na stoliku.
- Hejka! - rzuciła fioletowowłosa.
- Elo - odparły bliźniaki. 
- Hej - dodał Maks nosząc jakieś pudła. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Amy i Tima. Jak oni razem znikają to się to zazwyczaj źle kończy... W sumie to w ogóle ich dzisiaj nie widziałam.
- A gdzie Tim i Amy? - zapytałam szczerze zaniepokojona.
- Hmm? Acha... Spokojnie, nic im nie jest... Chyba. Są na konkursie tanecznym - odparła Viola szukając jakiś nut. Moje oczy przypominały w tym momencie spodki. Znam ich już ponad rok, a dopiero teraz dowiaduje się takich ciekawych rzeczy.
- Co robisz takie oczy? Nie wiedziałaś? - zapytała zdziwiona Luna.
- Nie dziw się jej. Jak się dowiedziałem też miałem takie oczy. Przecież wiesz, że nie lubią o tym mówić - powiedział Mike szperając coś przy perkusji.
- A no tak, zapomniałam... 
- Czy... Taniec jest jednym z powodów ich nienawiści? - zapytałam zaciekawiona. 
- No... Tak naprawdę to z głupiego powodu. Oboje są najlepsi w grupach i póki się o tym nie dowiedzieli nie było tak źle. Wiesz... Oni lubią rywalizować, a jak nie mogą sobie dorównać to tym bardziej próbują. To takie błędne koło - wytłumaczyła Viola ustawiając utwór na stojaku - Poza tym nie sądzę, że się nienawidzą. To jest po prostu chora obsesja na punkcie bycia lepszym od drugiego.
- Viola... To nie miało sensu - stwierdził Maks.
- Jak najbardziej miało - wydymała usta patrząc na niego z ukosa. 
- Zgadzam się z tym, że się nie nienawidzą, ale bardziej byłbym skłonny powiedzieć, że się nie znoszą.
- A to nie to samo? - zapytała unosząc brew.
- W sumie... To to samo. No, ale trudno to wytłumaczyć. Ich relacja jest chora. Potrafią ze sobą grać i tańczyć i wychodzi im to dobrze, ale porozmawiać to już inna bajka.
- Dobra, koniec gadania o nich. Elsa, podasz mi podnóżek - wskazała na półkę za mną.
- Jasne.

***

[Jack]

 Leciałem nad Kanadą patrolując teren. Tak. Nawet tutaj muszę to robić. North stwierdził, że koszmary mogą pojawić się wszędzie. A że ja jestem duchem zimy to muszę patrolować zimne tereny. Nie przeszkadza mi to w sumie, bo lubię takie klimaty, ale czasami jest strasznie nudno. 
 Po dwóch godzinach bezsensowego latania usiadłem na dachu jakiegoś domu. Byłem w jakiejś małej wiosce. Nic ciekawego. Nie było nawet nikogo na dworze, ale to może z powodu temperatury. Zacząłem rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu koszmarów. Może coś się jednak znajdzie... Nie mówię, że lubię się nimi zajmować, ale im ich jest mniej tym lepiej. 
 W pewnym momencie w oddali zobaczyłem jakąś ciemną plamę. Wbiłem się w powietrze, aby upewnić się czy to nie koszmar. Jednak nie spodziewałem się, że to może być coś gorszego. 
 Gdy tylko zobaczyłem postać na dachu jednego z budynku bezwładnie opadłem na budynek na przeciwko. Nie upadłem. Stałem i patrzyłem się w tak znienawidzoną przeze mnie osobę. 
 Kiedy mnie zauważył zamarł tak samo jak ja. Krwistoczerwone oczy rozszerzyły się delikatnie. 
 Zacisnąłem dłonie mocniej na drewnianej lasce szykując się do ataku. Z jego dłoni wyrosły cztery charakterystyczne ostrza. 
- Jason Black - odezwałem się po chwili nie ukrywając mojego rozbawienia i rozdrażnienia. I tak się zaraz na niego rzucę. Czy można kogoś tak nienawidzić nie znając go? Nieważne... To co zrobił Elsie... Nawet jeżeli się na to zgodziła... Nie miał prawa...!
- Jack Frost - przechylił głowę na bok tylko mnie jeszcze bardziej wkurzając - Miło cię spotkać kolejny raz.
- Nawet nie wiesz jak - uśmiechnął sztucznie. Odwzajemnił uśmiech. 
 Nigdy nie pomyślałem, że mogę kogoś znienawidzić tak samo mocno jak Mroka. W sumie rodzina... Ale naprawdę gdy tylko o tym pomyślę... A co jeśli on ją jeszcze... Nie. Nie daruje mu tego!
 Elsa by tego nie pochwaliła, ale nie mogę na to nic poradzić. Zamachnąłem się laską posyłając w jego stronę lodowe promienie. Zręcznie uniknął ataku, a sam rzucił w moją stronę parę ostrzy. Wbiłem się w powietrze powodując przy tym duży podmuch wiatru, który go odrzucił na parę metrów. Zrobił fikołka w powietrzu i wylądował na dachu zaciskając mocno pięści. Mam przewagę. Mogę latać w przeciwieństwie do niego. Chyba, że on po prostu nie chce. Jest demonem. One zazwyczaj latają. Więc czemu tego nie robi?
 Rzucił się w moją stronę z ostrzami. Na szczęście odparłem jego atak laską. Odepchnąłem go od razu posyłając w jego stronę promienie. 
- Zabiję cię - wysapałem ponownie atakując.
- Jeśli ci chodzi o tą sytuacje w zamku Mroka to... 
- Nie obchodzi mnie to, że ci pozwoliła! - wrzasnąłem odpychając jego atak - Nie miałeś prawa jej tknąć!
- Może to brzmi drastycznie, ale ja tylko wypiłem jej krew człowieku! Nie zrobiłbym jej krzywdy! Ja jej pomogłem imbecylu! - wrzasnął  próbując mnie dźgnąć ostrzami. 
- To nie zmienia faktu! - ponownie zatrzymałem jego atak laską. Tym razem już nie atakował. Ja też nie. Ciężko dyszeliśmy patrząc na siebie nienawistnie. 
- Słuchaj... Nie skrzywdziłbym jej. Nie mógłbym. Powinieneś mi dziękować, bo dzięki mnie Mrok jej nie wykorzystał.
- Nie będę ci za nic dziękować. Nigdy - dałem nacisk na ostatnie słowo. Oczywiście, że w najgłębszych zakątkach mojego umysłu byłem mu wdzięczny, ale za nic w świecie się do tego nie przyznam. Może to głupie, ale ja po prostu jestem zazdrosny. A kto by nie był?! Gdzieś we mnie czai się obawa, że Elsa zostawi mnie dla niego. I to jest cholernie denerwujące. I boję się tego. Dlatego jestem taki wkurwiony.
-  Jak chcesz, ale i tak to kiedyś zrobisz - odparł zdmuchując ze swojej twarzy kosmyki włosów.
- Poza tym ci nie ufam. W ogóle. Jesteś synem Mroka, mojego największego wroga. Nie mam zamiaru się z tobą spoufalać.
- Nie nazywam Mroka swoim ojcem. I dla twojej świadomości jestem po niczyjej stronie. Jestem neutralny.
- Tym bardziej nie mogę ci ufać. Raz stwierdzisz, że jej pomagasz, a potem wyląduje u Czarnego Pana - stwierdziłem powoli opuszczając laskę. 
- Zapamiętaj to na zawsze - odsunął się na krok - Nigdy, przenigdy w życiu nie skrzywdziłbym Elsy. Nigdy. Ciebie z chęcią, ale jej nie. Dlatego nie mogę cię za bardzo zabić, bo by mnie znienawidziła. 
- Jestem ciekaw dlaczego się tak bardzo nią przejmujesz. Aż tak jesteś w niej zakochany? - zapytałem mrużąc oczy. Przez chwilę przyglądał mi się w ciszy.
- Nie tylko - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. 
- Chcesz ją wykorzystać, prawda? Bo ma kamień.
- Nie chce jej wykorzystać. Chce chronić kamień, ale nie dla własnych korzyści. Myślę, że mimo wszystko nie jesteś takim debilem na jakiego wyglądasz i chociaż trochę orientujesz się co się dzieje - warknął odsuwając się jeszcze o krok. Spoglądałem na niego z nienawiścią. Głównie z tego powodu, że miał rację. 
- Jeszcze do tego wrócimy - odparłem wskakując na murek.
- Jasne - syknął krzyżując ręce na piersi. Mrużąc na niego oczy odepchnąłem się od podłoża i wleciałem w powietrze.

***

 Siedziałam na ławce w parku patrząc się jak Blue bawi się z innymi psami. Była taka ładna pogoda, że nie mogłam odpuścić sobie pójścia z nim tutaj. 
 W pewnym momencie Husky pobiegł poza zasięg mojego wzroku.
- Blue! - zawołałam z nadzieją, że zawróci, ale tego nie zrobił. Pobiegłam za nim. Jednak go już nie było. 
 Na tle zachodzącego słońca stała ta sama dziewczyna co zawsze. Białe, długie włosy falowały na wietrze, a granatowe oczy wpatrywały się we mnie z dziwną tęsknotą. Zatrzymałam się parę metrów przed nią. Słońce zachodziło bardzo szybko, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
 Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Kim jesteś? - wyrwało mi się z ust. Na to pytanie dziewczyna uśmiechnęła się szerzej. Poruszyła ustami, ale nic nie usłyszałam. Mimo to moje serce zabiło szybciej. 
 Dziewczyna rozłożyła ręce i opadła do tyłu. Dopiero teraz zauważyłam, że był tam klif. Podbiegłam jak najszybciej na jego kraniec, ale nie widziałam jej. Zniknęła.
 Coś dziwnego kazało mi skoczyć. Jakieś dziwne uczucie. Jakby to rozwiązało wszystkie problemy. Skok. Więc nie myśląc dłużej zaczęłam spadać do otwartego morza. 
 Gdy tylko uderzyłam o taflę poczułam chłód. O dziwo nic mnie nie bolało. Czułam się... Wolno. 
 Poczułam w pewnym momencie podłoże choć dalej byłam pod wodą. Moje włosy falowały wokół mojej twarzy. Wzrok miałam zamazany, więc ledwo rozpoznałam przed sobą białowłosą dziewczynę szła w stronę jakiegoś chłopaka. Jedyne co mogłam zauważyć to blond włosy i fakt iż był wyższy od niej o pół głowy. Chciałam ich zawołać, ale gdy tylko otworzyłam usta z nich wyleciały bąbelki z tlenem. Nie mogłam się ruszyć.
 Nagle coś mocno mną szarpnęło przez co miałam wrażenie jakbym spadała w dół. Wylądowałam na czymś miękkim czym okazało się łóżko. 
 Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale w moim zasięgu było tylko to łóżko. Wokół była ciemność. 
 O dziwo nie byłam morka. Byłam w ogóle inaczej ubrana. Miałam dość krótkie spodenki i krótki biały crop top. Włosy były rozpuszczone. 
 Nagle z jej strony pojawił się Jack, a z drugiej Jason. Oboje uśmiechali się przyjaźnie, jak nie oni. 
- Co tu się dzieje? - zapytałam schodząc z łoża. Gdy jednak tylko chciałam odejść jeszcze kawałek Jason chwycił mnie za nadgarstek, a drugą za ramię. Jack natomiast złapał za moje udo i za talię. Szatyn zaczął całować mnie po szyi, a białowłosy po odkrytym brzuchu.
- Co wy robicie?! - zapytałam nieźle skołowana. W pewnym momencie z moich ust wyrwało się sapnięcie. Zakryłam szybko ręką usta.
- Przestańcie! - poprosiłam i w tym momencie naprawdę przestali, ale poczułam jak coś ubywa z mojej szyi. Nie zdążyłam złapać za naszyjnik. 
 Odwróciłam się gwałtownie, ale nie mogłam zrobić kolejnego kroku.
- Oddajcie mi go! - wrzasnęłam prosząco. Odwrócili się z chytrymi uśmiechami.
- Nam się to bardziej przyda - odparł Jason podrzucając kamień. 
- Wiedziałaś, że można się za pomocą jego komunikować z duchami? - zapytał jakby nigdy nic Jack.
- C-Co? - ledwo z siebie wykrztusiłam.
- Widzisz jesteśmy nieśmiertelni. Nie mamy jak spotkać z naszymi zmarłymi rodzicami - wytłumaczył szatyn. 
- A ty pewnie kiedyś do nich dołączysz - odparł spokojnie niebieskooki. I odeszli. Nie ma ich. Ciemność zaczęła mnie pochłaniać.
- Czekajcie! Wracajcie! Proszę! - zaczęłam wołać, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy - Proszę...
 Ostatnie co usłyszałam to kropla uderzająca o marmurową posadzkę. 









Ugh... Jak by tu zacząć... Minęły dokładnie 2 miesiące od ostatniego posta. Jeszcze nigdy nie miałam tak długiej przerwy. Nie była ona jednak spowodowana moim lenistwem. Po powrocie z obozu konnego zaczęły się przygotowania do szkoły. No właśnie... Szkoła. Witam was w kolejnym roku szkolnym i tak jestem świadoma, że jest październik. Chciałam zrobić coś podobnego co zrobiłam w zeszłym roku, ale stwierdziłam, że nie miałoby to sensu (tu macie link). Mówiłam tam coś w stylu... Nie martwcie się! Poznacie super ludzi i w ogóle szczęście i rzyganie tenczom. W tym roku chyba by tak nie było. Może mam takie zdanie, ponieważ jest 23, a jutro mam test z historii i chyba mnie mama zabije, hehe... 
Przez poprzedni miesiąc dość dużo się wydarzyło w moim życiu. Między innymi początek drugiej klasy gimnazjum, więcej nauki i... pierwsza pała na pierwszej możliwej lekcji chemii? 2 testy w drugim tygodniu szkoły i codzienne kartkówki. A no wiecie. Mi zależy na ocenach między innymi dlatego że w mojej szkole występuje coś takiego jak Erasmus (czy jakoś tak) i mam szanse spełnienia marzenia i wyjechania do Anglii (konkretnie Walii, ale ciii). I tak jadę do niej w listopadzie więc jestem super szczęśliwa, ale nie ważne. Dlatego też muszę się uczyć, ogólnie fajnie jest mieć fajne oceny, ale nie ważne.
Miałam też parę nieprzyjemnych sytuacji jak trochę bardziej poważna awantura w szkole czy choćby próba ukradnięcia mi telefonu. Słuchajcie uważnie dzieciaczki i proszę nie róbcie tego co Berry czyli nie wchodźcie sami w uliczki w środku miasta wieczorem grając w Pokemon Go. Bo to się może skończyć źle... Nieważne...
 To nie tak, że ja was opuściłam, bo mi się nie chciało pisać. Nawet nie wiecie jak dużo prób miałam, żeby chociaż napisać te jebane wyjaśnienia, a co dopiero rozdział. Miałam po prostu straszną blokadę psychiczną, która nie pozwalała mi czegokolwiek napisać choć naprawdę chciałam. 
 I w pewnym momencie chciałam nawet zawiesić bloga mimo iż obiecywałam, że będę z wami przynajmniej półtora roku. Jedyne co mnie powstrzymało od tej decyzji to nadzieja, że przyjdzie mi wena i obietnica, którą sobie złożyłam czyli, że muszę zakończyć tą historię oficjalnie, musicie poznać jej zakończenie, bo za długo nad nią pracuje, żeby poszła na marne. 
 Czasami patrzyłam na wyświetlenia i dziwiłam się, że w ogóle jakieś były. I że pojawiły się jakiekolwiek komentarze. Ale nawet nie miałam siły, żeby na nie odpisać za co was przepraszam. 
 Naprawdę szanuje osoby, który mimo mojej hipokryzji dalej czekają na ten rozdział mimo iż jak zwykle mam wrażenie, że jest beznadziejny, heh... Naprawdę was kocham jeśli ktoś tam jeszcze jest i mnie nie opuścił, bo na waszym miejscu pewnie bym już to zrobiła.
 Nie wiem co się stało, że wczoraj usiadłam przed komputerem i udało mi się napisać to pierwsze zdanie. To się chyba nazywa cud. Bo naprawdę myślałam, że już umarłam.
 Byłabym wdzięczna gdybyście zostawili jakikolwiek komentarz pod tym postem, bo to mnie na pewno zmotywuje, a chciałabym upewnić czy ktoś tu jeszcze jest.
 A przy okazji gdybym nie miała sił na napisanie rozdziału to mam parę pomysłów na one-shoty, więc jeśli jesteście zainteresowani to mi piszcie, ja wam podam tytuły i wybierzecie, który was najbardziej zainteresował. 
Kocham was i szanuje osoby, które przeczytały całą tą notkę <3 
~Do zobaczenia