niedziela, 23 października 2016

Rozdział #8 "Co się tu dzieje?"


 Przerażona podniosła się gwałtownie z łóżka. Czuła się jakby przebiegła co najmniej maraton. Po chwili szybko podniosła rękę do swojej szyi, aby sprawdzić czy nadal ma kamień. Gdy go dotknęła odetchnęła z ulgą. 
 Ten sen... Wydawał się taki realistyczny, ale jednocześnie tak odległy. Dawno nie śniły jej się koszmary, bo wspomnieniem nie można tego nazwać. To się nie wydarzyło i raczej się nie wydarzy. To nie jest możliwe.
 Musiała sobie to przeanalizować. Ostatnie co pamiętała to... Nagle na jej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. "Głupie hormony" pomyślała.
 Ale czy to jest możliwe to co powiedzieli? Za pomocą kamienia można się kontaktować z duchami? Tylko po co? Za dużo pytań za mało odpowiedzi... 
 Przypomniała jej się również pierwsza połowa snu. Ta sytuacja zaczynała ją irytować. Coraz bardziej chciała się dowiedzieć kim jest ta dziewczyna. Czasami zastanawiała się dlaczego wszystko musi być takie trudne. Dlaczego chociaż jednej rzeczy nie mogła się dowiedzieć od razu bez przeszkód. Nie rozumiała tego. Dlaczego życie nie może być prostsze.
 Nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk budzika. Podniosła telefon po czym wyłączyła budzik. Westchnęła zmęczona mimo iż dopiero wstała. To wszystko ją przerastało. 
 Niechętnie wstała z łóżka i skierowała się do łazienki. Opłukała twarz, umyła zęby i uczesała włosy po czym poszła do szafy, aby wybrać ubrania. Czuła się jak robot, wypłukana z emocji. Nie wiedziała dlaczego ten sen tak mocno na nią wpłynął. Stojąc przed szafę zaczęła się zastanawiać nad możliwością porozmawiania z duchami. Czy gdyby to była prawda mogłaby porozmawiać z mamą? Dowiedzieć się co się stało tego dnia. Nie... To niemożliwe. 
 Nawet nie zauważyła kiedy stała już przed szkołą. Pojedyncze osoby przechodziły obok niej nawet się na nią nie patrząc. Popatrzyła się w niebo, nawet ono było szare i nijakie. 
 Po chwili weszła do szkoły i udała się pod swoją klasę. Oparła się o ścianę i zapatrzyła w podłogę.
- Co z nią? - zapytał się Anki Jack patrząc na blondynkę z końca korytarza.
- Nie wiem - odparła zaniepokojona ruda - Zachowuje się tak od rana. Nie jestem pewna czy coś w ogóle dzisiaj powiedziała. Martwię się.
- Ja też... Wygląda jakby była wypruta z emocji - stwierdził zdezorientowany. Pożegnał się z nią krótko i ruszył w kierunku swojej dziewczyny.
- Hej śnieżynko - przywitał się całując ją w policzek. Nagle zrobiła się cała czerwona i złapała za miejsce, w którym ją pocałował. Zrobił zdziwioną minę.
- Coś się stało? Wszystko z tobą w porządku? - zapytał zmartwiony marszcząc brwi.
- Tak... - odparła cicho odwracając wzrok. 
- Hej - trochę ugiął kolana, aby być z nią na tym samym poziomie - Na pewno nic ci nie jest?
- Yhm... - pokiwała głową - Po prostu mam zły dzień...
- Okej - uśmiechnął się smutno po czym się wyprostował - Może na poprawę humoru przyszłabyś do mnie po szkole? Pooglądalibyśmy jakiś film albo w coś pograli?
- Chętnie - powiedziała, ale bez cienia radości. 
 Zaczął się poważnie martwić. Nie wiedział jak jej pomóc, ani co się dzieje. 
 Po jakimś czasie zadzwonił dzwonek, więc weszli do klasy. Usiedli jak zwykle na końcu klasy przy oknie. Pierwszą lekcją była historia. Jakże chłopaka ulubiony przedmiot. Gdyby nie to, że Elsa zaczęła coś gryzmolić na kartce prawdopodobnie by spał. Obserwował jak kładzie linię długopisem, które układały się w coraz bardziej rozpoznawalne kształty. Nie rysowała szybko, a powoli i dokładnie, jakby chciała oddać każdy detal. Po jakimś czasie zaczął widzieć podobieństwa między nią, a postacią.
- Rysujesz autoportret? - szepnął z uśmiechem na twarzy. 
- Nie - odpowiedziała nawet na niego nie patrząc.
- Ale jesteś bardzo podobna do tej osoby - stwierdził po krótkiej chwili.
- To... Dziewczyna, którą gdzieś widziałam - wzruszyła ramionami. Patrząc tak na nią wydawało mu się, że coś jest nie tak. Jakby nie mówiła prawdy. Jednak nie naciskał. Wiedział, że i tak mu w tej chwili nie powie.
 Tak minęła większość lekcji. Elsa ciągle rysowała tą samą osobę. Białowłosy był coraz bardziej zaniepokojony i zirytowany, bo miał wrażenie, że gdzieś widział tą dziewczynę, ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć gdzie. 
 Po piątej lekcji zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę obiadową. Elsa z Jackiem poszli razem do szafek, aby odnieść książki. Białowłosy wciąż był zmartwiony zachowaniem niebieskookiej, które od rana się nie zmieniło. 
- Może nabierzesz kolorów, gdy coś zjesz - odezwał się chłopak wkładając książki do szafki.
- Jedyny kolor jaki można uzyskać jedząc jedzenie ze szkolnej stołówki to zielony - odparła zamykając drzwiczki.
- Ha, ha, racja... - podrapał się po głowie chichocząc.
- Jack! - usłyszał głos przyjaciela.
- Cześć Czkawka - przywitał się niebieskooki - Coś się stało? 
- Nie nic... Później o tym zapomnę, a teraz cię zauważyłem, więc... Chciałem ci oddać tego pendrive'a - powiedział podając mu urządzenie.
- Dzięki! - uśmiechnął się chowając go do kieszeni.
- Ok to... Gdzie Elsa? Nie stała tu przed chwilą? - zapytał skołowany. Białowłosy obrócił się gwałtownie chcąc się upewnić, że dziewczyna zniknęła. Gdy jej nie zobaczył westchnął zmęczony. 
- Może już poszła na stołówkę? 
- Nie sądzę - odparł niebieskooki. 
 W tym czasie Elsa wychodziła ze szkoły na boisko. W taką pogodę mało było tu osób, a ona chciała zostać na chwilę sama. 
 To nie tak, że nie chciała spędzać czasu z Jackiem. Po prostu miała wrażenie, że gdyby jeszcze raz jej się o coś zapytał to by się popłakała. Ciągle w głowie miała zdanie, które wypowiedzieli jej w śnie. Zaczęła układać sobie scenariusze co by było gdyby to była prawda i coraz bardziej ją to przerażało. Od tego zaczęła ją boleć głowa.
 Nagle zauważyła, że pod drzewem siedzi Alice co ją mocno zdziwiło. Pamiętała jak trzęsła się z zimna na wf-ie, a teraz siedzi pod drzewem i je kanapkę. Nie wiele myśląc zaczęła się kierować w jej stronę. 
- Hej - przywitała się.
- O, cześć! - uśmiechnęła się radośnie.
- Nie jest ci zimno? - zapytała blondynka kucając obok niej. 
- Troszkę. Ale wolę siedzieć tu niż na stołówce - odparła smutno.
- Dlaczego? - zdziwiła się lekko.
- Trochę podpadłam złemu trio i nie chcę się przy nich pokazywać - wzruszyła ramionami po czym odgryzła kęs kanapki. Patrząc na nią zaczęła zastanawiać się, dlaczego świat jest taki okrutny. Dlaczego tak biedna dusza będzie musiała kiedyś odlecieć z wiatrem. 
- Pamiętasz jak się mnie zapytałaś na wf-ie czy wierzę w życie po śmierci?
- Hmm? - spojrzała na nią zdziwiona po czym połknęła jedzenie - Tak. A co?
- Czy teraz ja mogę zadać ci pytanie? - zapytała odwracając wzrok.
- Jasne... - powiedziała zdezorientowana.
- Co byś zrobiła, gdybyś miała moc komunikowania się z duchami?
- Huh? Hmm... Nie wiem. Dlaczego pytasz? 
- Przeczytałam coś gdzieś w internecie, a wydawałaś mi się odpowiednią osobą, z którą mogłabym o tym porozmawiać - źle się z tym czuła, że ją okłamała, ale nie mogła jej powiedzieć prawdy. Poza tym tylko po części skłamała, bo rzeczywiście wydawała jej się odpowiednią osobą.
- W sumie jakby się tak zastanowić... Może porozmawiałabym z tatą. Chciałabym wiedzieć co u niego - uśmiechnęła się smutno.
- Nie bałabyś się? 
- A czego? - zapytała zdziwiona. "No właśnie... Czego ja się boję?" pomyślała.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. 
 Chwilę siedziały w ciszy. Słychać było tylko odgłosy wygłupiających się uczniów. Nagle z kieszeni Alice wydobył się dźwięk SMS'a. Wyjęła telefon z kieszeni i przeczytała wiadomość.
- Muszę iść. Mama napisała, że jestem umówiona na badania - odparła po czym wstała zabierając swoje rzeczy - I nie zagłębiaj się w te tematy, nie warto - uśmiechnęła się smutno po czym pomachała na pożegnanie.
 Blondynka siedziała jeszcze chwilę pod drzewem po czym wstała i otrzepała się z niewidzialnego kurzu. 
- Czego ja się boję? - powiedziała cicho po czym udała się za parę drzew. 
- Czego ja się boję? - powtórzyła pytanie - Spotkania z rodzicami? Z ich zawiedzionymi minami? - poczuła jak do jej oczy napływają łzy - Czy z tymi wszystkimi demonami, które mnie nawiedzają. A może z bezbronnymi duszami, które mnie tak przerażają? Nie powinnam się bać. Przecież nie wyskoczy mi tu zaraz jakiś duch...
- Elsa - usłyszała głos za sobą, więc obróciła się gwałtownie. Wystraszona spojrzała na białowłosego, który miał zmartwioną minę - O czym ty mówisz?
- J-Jak długo tu stoisz? 
- Od początku twojego wywodu - zmrużył oczy i podszedł do niej bliżej -  Możesz mi powiedzieć co się stało?
Patrzyła się na niego chwilę. Rzadko wydawał się taki poważny. 
- J-Ja... Mi... Miałam sen - zacisnęła mocno zęby próbując nie wybuchnąć płaczem. 
- Wspomnienie? 
- Nie. Nie to nie było wspomnienie. To było coś... Innego. 
- Możesz mi go opowiedzieć? - zapytał z nadzieją. Stała przez chwilę nic nie mówiąc. Zastanawiała się ile może powiedzieć.
- Nie musisz mi mówić go całego, a przynajmniej nie teraz. Powiedz mi tylko o co chodziło z tymi duchami.
Wzięła głęboki wdech próbując się uspokoić. 
- Byłeś tam ty i Jason. Zabraliście mi naszyjnik mówiąc, że wam się bardziej przyda, ponieważ jesteście nieśmiertelni i nie możecie się już spotkać z rodzicami, a ja mogę. Powiedzieliście, że można się za pomocą niego porozumieć z duchami - wytłumaczyła coraz bardziej ściszając głos. Nawet jeśli będzie mu to później opowiadać to na pewno nie ze szczegółami. Popatrzyła się na niego bojąc się reakcji. Chłopak stał jak wryty nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili wziął ją w objęcia i mocno przytulił.

- Nikt ci nie weźmie naszyjnika, a tym bardziej ja. Jeśli chodzi o te duchy to można się kiedyś zapytać o to Northa. Może będzie coś wiedział - stwierdził głaszcząc ja po plecach - Po lekcjach do mnie przyjdziesz tak jak mówiłem, a teraz chodźmy do klasy, bo jeszcze babka od hiszpańskiego wpiszę nam spóźnienie, a ty tego przecież nie zdzierżysz - stwierdził na co ona zaśmiała się smutno. 
 Reszta lekcji minęła spokojnie. Blondynka w końcu zaczęła normalnie rozmawiać z innymi tłumacząc się, że miała zły dzień co było w sumie prawdą. 
 Po skończonych lekcjach razem udali się w stronę wyjścia.
- Zaraz ci zrobię gorącą czekoladę co ty na to? - zapytał otwierając drzwi.
- Chętnie - uśmiechnęła się ciepło. Po paru krokach Jack stanął jak wryty. Blondynka popatrzyła się na niego zdziwiona. Miał rozszerzone oczy i lekko otwarte usta. Niebieskooka spojrzała w stronę, w którą się patrzył i sama zaniemówiła. Czarnowłosy chłopak opierał się o drzewo parę metrów przed nimi. Czerwone oczy patrzyły się na nich z zaciekawieniem, ale i spokojem. Katem oka popatrzyła się na Jacka, który mocno zaciskał pięści. Był wkurzony. Nagle zmienił wyraz twarzy na taki jakby został spoliczkowany, ale po chwili znowu zaciskał zęby. Popatrzyła się z powrotem na czarnowłosego, który stał spokojnie. Potem popatrzył się na nią i sam zrobił po chwili zdziwioną minę. Nie rozumiała co się dzieje. 
- Jason? - usłyszała zdziwiony głos Madison. Brunetka szybko podbiegła do chłopaka. Nie tylko oni byli zdziwieni. Czarnooka wyglądała na zdezorientowaną tak samo jak Jinx i Nicki.
- Co ty tu robisz? - zapytała go rozglądając się dookoła - Nie możesz sobie tu tak po prostu przychodzić!
- Nagłe wezwanie - odparł krótko.
- Nie mogło to trochę poczekać? Nie mogłeś zadzwonić?! - zaczynała panikować.
- Nie. Chodź, bo się stary zaraz wkurzy - powiedział łapiąc ją za rękę i prowadząc do samochodu. Zdezorientowane dziewczyny pobiegły za nimi.
- Co tu się stało? - usłyszeli za sobą głos Amy. Odwrócili się powoli - Madison znalazła sobie nowego chłopaka?
- To był jej brat  - niebieskooka w końcu z siebie wydusiła. Spojrzała za brunetkę. Stała tam Violence z miną, która wyrażała coś pomiędzy przerażeniem, wściekłością i szokiem.
- Viola, coś się stało? - zapytała się zaniepokojona.
- Nie nic... Zdziwiłam się tylko - powiedziała szybko po czym zeszła ze schodów i poszła w swoją stronę.
- Czekaj! - zawołał ją Maks i pobiegł za nią. "Co tu się dzieję??" zapytała się w myślach zdezorientowana Elsa. 
- Skąd wiedziałaś, że to jej brat? Poznaliście się kiedyś?
- Powiedzmy - odparła po czym poczuła jak ktoś chwyta ją za dłoń.
- Musimy już iść - powiedział białowłosy po czym skierowali się do jego auta. Jack wsiadł do niego zatrzaskując za sobą drzwi po czym szybko go odpalił.
- Co się dzieje? - zapytała zapinając pasy. 
- Nic - skłamał. Nie chciał jej mówić tego co się stało. Miał coraz większą ochotę kopnąć tego demona w dupę. Kiedy się na niego popatrzył usłyszał jego głos w głowie co go na początku zszokowało, ale później przypomniało mu się jak North mu mówił o tym, że wampiry potrafią porozumiewać się telepatycznie. "Uspokój się debilu nic jej nie zrobię, to jej nie dotyczy. Zachowujesz się jak jakiś pies. Jak chcesz możesz się na mnie rzucić, ale co o tym pomyślą inni?"
- Pierdol się - powiedział cicho mocniej zaciskając kierownicę.
- Mówiłeś coś? - zapytała zdezorientowana.
- Nie, nic... - westchnął przeciągle. Po jakiś 10 minutach byli już w domu chłopaka. Elsa w  ciszy usiadła na kanapie, a Jack poszedł tak jak obiecał zrobić jej gorącą czekoladę.
 Chłopak cały czas był zamyślony. Nie wiedział od czego zacząć. Za dużo informacji...
 Po jakimś czasie siedzieli razem na kanapie popijając ciepły napój. Nikt się nie odzywał, bo nie wiedzieli co powiedzieć. 
- Elsa... - w końcu Jack przemyślał sobie to wszystko - Czy coś jeszcze ci się śniło?
- Tak - odpowiedziała po dłuższej chwili - Ta dziewczyna, którą rysowałam.
- Znasz ją?
- Nie, ale... Nie tylko mi się śniła - stwierdziła, że to czas żeby się dowiedział, bo ktoś musi - Widziałam ją pary razy w rzeczywistości. W sklepie, na koncercie... Zawsze, gdy chce się jej zapytać kim jest to znika albo się uśmiecha. Irytuje mnie to...
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałaś? 
- Bo na początku myślałam, że to zwykła dziewczyna. Pierwszy raz zobaczyłam ją w śnie - wytłumaczyła skołowana - Mam pytanie?
- Jak każdy - prychnął opierając się o podgłówek.
- Mówię poważnie... Chciałam się zapytać czy ciebie też nie zdziwiło zachowanie Violi. Ogólnie coś się chyba z nią dzieje.
- Rzeczywiście nie była to normalna reakcja - stwierdził marszcząc brwi - Coś jest nie tak...
- Coś jest bardzo nie tak i nikt nie wie co! - podniosła się z kanapy podnosząc głos - Ugh! Dlaczego życie jest takie trudne?! - ponownie usiadła na meblu łapiąc się za głowę.
-Nie wiem... - westchnął ciężko głaszcząc ją po głowie. Znowu zapadła cisza, którą po chwili przerwał telefon Jacka. Chłopak odebrał go niechętnie. 
- Czego? - zapytał zirytowany. Niebieskooka zdziwiła się trochę jego przywitaniem.
- Nie może to poczekać do jutra? - zapytał przeczesując swoje włosy - Okej, zaraz będę - nacisnął czerwoną słuchawkę i schował telefon do kieszeni. 
- Kto dzwonił? 
- North. Coś chce ode mnie i reszty strażników - przejechał sobie ręką po twarzy.
- Mogę lecieć z tobą? - zapytała z nadzieją.
- Huh? A po co?
- Mówiłeś, że jest tam ogromna biblioteka... - powiedziała nieśmiało na co zachichotał.
- Więcej już nie musisz mówić. 







Ohayo ^^ 
Przepraszam jeśli w tym rozdziale będą jakieś błędy ortograficzne czy stylistyczne, ale jakoś dzisiaj nie umiem pisać mimo iż mam wenę xd
Rozdział by się pewnie pojawił trochę szybciej, ale ostatnio oglądnęłam trochę anime i się po prostu zakochałam. A zakochałam się w Attack on Titan żeby nie było xD Powiedzmy, że jeden z shipów z tego mną po prostu zawładnął i przez ostatnie dwa tygodnie głównie zajmowałam się... Oglądaniem zdjęć Ereri, bo ten ship mną zawładnął i jeśli ktoś tego nie obejrzał całego to mnie nie zrozumie. Tak samo jak ja nie rozumiem osób, które shipują Erena z Mikasą, ale to szczegół xP I tak, mam dobry humor mimo iż rozdział tego jest trochę pozbawiony, ale nie ważne.
Więc sorry, ale Ereri is Love, Ereri is Life xD Jeśli ktoś szuka jakiegoś anime do obejrzenia to gorąco polecam szczególnie jak ktoś woli trochę bardziej brutalne sceny. 
Niestety jutro trzeba wracać do szkoły, ale trzeba się cieszyć ostatnimi godzinami weekendu. I mam wrażenie porównując to co piszę teraz, a to co pisałam w poprzednim rozdziale jakby to pisały dwie różne osoby, ale okej nie ważne xd (emotka dnia - xd)
A a propo one shotów to podam teraz parę tytułów i jeśli jakiś was zainteresuje to piszcie w komentarzach:
One-Shot "Piracka Przygoda" , One-Shot "Mroźne Śledztwo" , One-Shot "Szatańskie Wilki", One-Shot "Dzień z życia "(TimxAmy, Alice itd. do wyboru do koloru oprócz Jelsy)", One-Shot "Amnesia" .
Jeszcze mogę zrobić Jelsę w świecie jakiegoś anime jeśli jesteście zaciekawieni albo sami możecie mi podsunąć jakiś pomysł jeśli żaden tytuł się wam nie spodobał ^^ W sumie to planuję jeszcze jednego, ale to po pewnych wydarzeniach w opowiadaniu :P (Czm te notki są takie długie? ;-;)
Zachęcam do komentowania ^^
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

poniedziałek, 3 października 2016

Rozdział #7 "Biel vs Czerń" + Wyjaśnienia?

 Minęły niecałe dwa tygodnie od pierwszego treningu Jacka i Elsy. Chłopak oprócz tego próbował namówić ją jeszcze do biegania i ogólnego ćwiczenia w tygodniu, ale bez skutku. Blondynka nie chciała tego robić z różnych powodów. 
- Jack! Proszę cię! Naprawdę teraz nie jest na to najlepszy moment - odparła nie przestając czytać książki. 
- Hmm... Po co się tyle uczysz... Na co ci to? - zapytał opierając głowę o jej ramię. Rękami oplatał jej talię, a ona sama siedziała pomiędzy jego nogami nie przestając się uczyć. 
- W przeciwieństwie do ciebie chcę zdać maturę na dobry wynik, a nie, żeby to napisać - mruknęła poprawiając okulary - Poza tym w następnym tygodniu jest z tego test.
 Spojrzał zmęczony przez jej ramię chcąc zobaczyć co dokładnie czyta. 
- Naprawdę w przyszłości będzie ci potrzebna chemia?
- Kto wie... - przewróciła kolejną stronę lustrując dokładnie tekst. 
- Po szkole chcesz iść na jakieś studia, prawda?... - wziął rękę z jej talii i zaczął bawić się końcówkami wystającymi z koka. 
- Yhm - zjadła kostkę czekolady nie przerywając lektury. 
- A wiesz już na jakie?
- Może architekta - popiła ją sokiem pomarańczowym. Zdziwiony chłopak odsunął się delikatnie i spojrzał na nią z boku. 
- Naprawdę interesuje cię architektura? - przechylił delikatnie głowę. Niebieskooka w końcu na niego spojrzała. Była zdezorientowana jego reakcją. 
- Nie rozumiem dlaczego cię to tak dziwi.
- Nie wiem... Wydawało mi się, że... - nie umiał znaleźć słowa.
- Że?... - próbowała go ponaglić. 
- Że nie interesują cię takie rzeczy - wzruszył ramionami. Elsa zachichotała.
- Jak widać nie znasz mnie tak dobrze jakby ci się wydawało - ucałowała go w szubek nosa i wróciła do książki. 
 Chłopak lekko zdezorientowany po chwili uśmiechnął się cwaniacko i za dmuchał jej w szyje na co ona pisnęła zaskoczona. 
- Co ty robisz?! - zaśmiała się odwracając się delikatnie w jego stronę.
- Nudzi mi się - odparł zaczynając ją łaskotać. 
- Hej! P-Przestań! To już się robi nudne! - mimo to nie przestawała się śmiać.
- To się nigdy nie stanie nudne - obrócił ją na plecy nie przestając jej gilgotać. Próbowała go złapać za ręce, ale za każdym razem dostawała kolejnej dawki śmiechu.
 Dopiero po chwili Jack się nad nią zlitował i przestał ją łaskotać. Zdjął jej okulary odkładając na stolik nocny i ucałował ją w czoło. 
- Głupi jesteś - mruknęła wtulając się w jego klatkę piersiową. 
- Ile razy jeszcze to usłyszę? - zachichotał.
- Tyle ile razy będziesz robił takie akcje...
- Czyli często! - zaśmiał się na co dostał w głowę. 

 - A wracając do tych studiów... Naprawdę chcesz to robić w przyszłości? 
- A co innego mi zostało? Mogę pracować w warzywniaku, siedzieć i nic nie robić w domu lub jak normalny człowiek iść na studia - przewróciła się na drugi bok odwracając się tym samym do niego plecami. 
- Normalny człowiek mówisz - mruknął wracając do pozycji siedzącej - Zastanawiałaś się kiedyś ile jest normalnych ludzi na świecie? Statystyki mówią, że 7 miliardów. Ciekawe ile z tego jest istotami magicznymi...
- Nie wierzę, że nie wiesz takich rzeczy - uśmiechnęła się niemrawo przytulając go od tyłu - A tak na serio to rzeczywiście interesujące... Jak dużo istot magicznych tutaj jest.
- Wydaje mi się, że przynajmniej połowa ludzkości - wzruszył ramionami - Nawet w naszej szkole jest ich mnóstwo.
- Serio? - zdziwiła się - Kto na przykład? Oprócz nas i tria. 
- To tak nie działa - zaśmiał się cicho - Czuję ich, ale nie potrafię ich rozpoznać, a przynajmniej nie wszystkich. Niektóre istoty łatwo rozpoznać tak samo jak można łatwo rozróżnić jelenia od łosia. Ale niektóre są tak dobrze przystosowane, że rozpoznanie ich graniczy z cudem.
- Jakie na przykład? 
- Cóż... Wampiry jest łatwo rozpoznać przez ich bladą skórę i kły, ale niektóre wiedźmy wyglądają jak normalne kobiety. Czasami trudne do rozpoznania mogą być nawet elfy czy anioły.
-Anioły? - zainteresowała się - Takie jak... No nie wiem... Te w niebie.
- Nie koniecznie. Anioły mają swoje... Kategorie? Są Anioły Broniące i są Anioły Opiekujące. Jest jeszcze jedna grupa, ale nie ma dla niej oficjalnej nazwy.
- A co one robią? Bo te wcześniejsze to się mogę domyślać - usiadła na przeciwko niego. 
- Można je nazwać Anioły Strażnicze. Od urodzenia mają przypisaną jedną umiejętność, którą zajmują się w późniejszym życiu. Ugh... Ta grupa dzieli się na jeszcze kolejne i jest ogólnie bardzo... Rozległa. Dlatego trudno czasem rozpoznać takiego Anioła. Niektórzy malarze są nimi czy choćby tancerze. Mają jedną szczególną cechę, ale nie mogę sobie jej przypomnieć. No wiesz... Ja zwykle śpię na lekcjach Northa - podrapał się zażenowany po głowie na co Elsa się zaśmiała. 
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć - uśmiechnęła się szczerze rozbawiona. 
- W sumie jakbyś się chciała czegoś więcej dowiedzieć to możemy kiedyś przy okazji polecieć do bazy. North ma ogromną bibliotekę, w której są książki z mnóstwem takich informacji - pogłaskał ją po głowie i przyciągnął bliżej siebie. 
- Podoba mi się ten pomysł - wtuliła się w niego mocniej, ale po chwili walnęła go w brzuch.
- Ała! Za co to było?! - złapał się za brzuch lekko rozbawiony jednocześnie zdziwiony.
- Znowu odciągnąłeś mnie od nauki! Jak dostane przez ciebie pałę to ci coś zrobię! - powiedziała wracając do książek. Chłopak jęknął zawiedziony.
- Ty i tak wszystko umiesz - zacmokał opadając na poduszkę.
- Bo się uczę bałwanie! Ty też powinieneś zacząć... - przewróciła oczami.

***

[Elsa]

 Właśnie wyszłam z sali chemicznej po skończonym teście. I w przeciwieństwie do tego kretyna przynajmniej wiedziałam co to substrat. Bo on się w ogóle nie pouczył. Bo po co?! Czasami mnie strasznie denerwuje. Ja rozumiem, że jest strażnikiem i po szkole i tak i tak będzie latał po świecie i robił zimę no, ale bez przesady! Jak obleje klasę to będzie musiał siedzieć tu dłużej. 
 I pewnie zapytacie skąd wiem, że się nie nauczył. Trzeba było widzieć jego minę po przeczytaniu pierwszego pytania! Zakładam, że nawet ta ściąga w rękawie nic nie pomogła. No... Może dostanie 1+. Jeśli jest w ogóle taka ocena...
- W ogóle we mnie nie wierzysz! Dostanę co najmniej 2 - oburzył się po usłyszeniu mojego zdania.
- To i tak nie najlepiej - wywróciłam oczami. 
- Lepiej niż 1+ - puścił mi oczko na co ponownie wywróciłam oczami. 
 Szliśmy w stronę sali od hiszpańskiego, gdy na końcu korytarza zobaczyliśmy Punzie i Madison. Sytuacja wyglądała nieciekawie, bo złotowłosa miała minę taką jakby chciała jej zaraz przywalić. Po chwili zielonooka odwróciła się i ruszyła w naszą stronę. Jestem pewna, że gdyby nie była przewodniczącą pokazała by jej środkowy palec. 
- Nie wytrzymam z tą s... Agh! Córeczką tatusia - ledwo się powstrzymała. Miała czerwoną twarz i dłonie zaciśnięte w pięści. 
- Co tym razem? - zapytałam zmęczona. Kłócą się od początku września choć w sumie to jej się nie dziwię. Gdybym była na jej miejscu pewnie robiłabym to samo.
- Ugh! Ogólnie denerwuje mnie sama w sobie i te jej durne pomysły! Mówię wam, ona za niedługo wymyśli dzień wielbienia pani przewodniczącej - powiedziała wściekła. 
- Musisz to przeboleć - powiedziałam współczująco.
- Ja naprawdę nie wiem jakim cudem ty z nią wytrzymywałeś - zwróciła się do Jacka.
- W tym rzecz, że właśnie nie wytrzymywałem - odparł speszony. I wiem, że to była szczera prawda. Wiem dlaczego musiał z nią być i szanuje go za to, że tyle wytrwał. 
- Dobra, chodźmy już na ten hiszpański, bo zaraz się skończy przerwa - odparłam na co się ze mną zgodzili.
 Gdy lekcje się skończyły ruszyłam w stronę sali muzycznej. Od jakiegoś czasu obserwuje próby zespoły Violence. Oczywiście nie jakoś długo, bo wiem, że czasami ich rozpraszam, ale miło popatrzeć sobie jak ćwiczą. Poza tym czasami pomagam im w noszeniu instrumentów czy choćby nut. 
 Popatrzyłam przez szklane drzwi od sali czy już przyszli. Gdy zobaczyłam Violę krzątającą się po pomieszczeniu po cichu do niego weszłam. 
- Cześć! - przywitałam się po czym usiadłam stoliku. Nie pytajcie czemu na stoliku.
- Hejka! - rzuciła fioletowowłosa.
- Elo - odparły bliźniaki. 
- Hej - dodał Maks nosząc jakieś pudła. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Amy i Tima. Jak oni razem znikają to się to zazwyczaj źle kończy... W sumie to w ogóle ich dzisiaj nie widziałam.
- A gdzie Tim i Amy? - zapytałam szczerze zaniepokojona.
- Hmm? Acha... Spokojnie, nic im nie jest... Chyba. Są na konkursie tanecznym - odparła Viola szukając jakiś nut. Moje oczy przypominały w tym momencie spodki. Znam ich już ponad rok, a dopiero teraz dowiaduje się takich ciekawych rzeczy.
- Co robisz takie oczy? Nie wiedziałaś? - zapytała zdziwiona Luna.
- Nie dziw się jej. Jak się dowiedziałem też miałem takie oczy. Przecież wiesz, że nie lubią o tym mówić - powiedział Mike szperając coś przy perkusji.
- A no tak, zapomniałam... 
- Czy... Taniec jest jednym z powodów ich nienawiści? - zapytałam zaciekawiona. 
- No... Tak naprawdę to z głupiego powodu. Oboje są najlepsi w grupach i póki się o tym nie dowiedzieli nie było tak źle. Wiesz... Oni lubią rywalizować, a jak nie mogą sobie dorównać to tym bardziej próbują. To takie błędne koło - wytłumaczyła Viola ustawiając utwór na stojaku - Poza tym nie sądzę, że się nienawidzą. To jest po prostu chora obsesja na punkcie bycia lepszym od drugiego.
- Viola... To nie miało sensu - stwierdził Maks.
- Jak najbardziej miało - wydymała usta patrząc na niego z ukosa. 
- Zgadzam się z tym, że się nie nienawidzą, ale bardziej byłbym skłonny powiedzieć, że się nie znoszą.
- A to nie to samo? - zapytała unosząc brew.
- W sumie... To to samo. No, ale trudno to wytłumaczyć. Ich relacja jest chora. Potrafią ze sobą grać i tańczyć i wychodzi im to dobrze, ale porozmawiać to już inna bajka.
- Dobra, koniec gadania o nich. Elsa, podasz mi podnóżek - wskazała na półkę za mną.
- Jasne.

***

[Jack]

 Leciałem nad Kanadą patrolując teren. Tak. Nawet tutaj muszę to robić. North stwierdził, że koszmary mogą pojawić się wszędzie. A że ja jestem duchem zimy to muszę patrolować zimne tereny. Nie przeszkadza mi to w sumie, bo lubię takie klimaty, ale czasami jest strasznie nudno. 
 Po dwóch godzinach bezsensowego latania usiadłem na dachu jakiegoś domu. Byłem w jakiejś małej wiosce. Nic ciekawego. Nie było nawet nikogo na dworze, ale to może z powodu temperatury. Zacząłem rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu koszmarów. Może coś się jednak znajdzie... Nie mówię, że lubię się nimi zajmować, ale im ich jest mniej tym lepiej. 
 W pewnym momencie w oddali zobaczyłem jakąś ciemną plamę. Wbiłem się w powietrze, aby upewnić się czy to nie koszmar. Jednak nie spodziewałem się, że to może być coś gorszego. 
 Gdy tylko zobaczyłem postać na dachu jednego z budynku bezwładnie opadłem na budynek na przeciwko. Nie upadłem. Stałem i patrzyłem się w tak znienawidzoną przeze mnie osobę. 
 Kiedy mnie zauważył zamarł tak samo jak ja. Krwistoczerwone oczy rozszerzyły się delikatnie. 
 Zacisnąłem dłonie mocniej na drewnianej lasce szykując się do ataku. Z jego dłoni wyrosły cztery charakterystyczne ostrza. 
- Jason Black - odezwałem się po chwili nie ukrywając mojego rozbawienia i rozdrażnienia. I tak się zaraz na niego rzucę. Czy można kogoś tak nienawidzić nie znając go? Nieważne... To co zrobił Elsie... Nawet jeżeli się na to zgodziła... Nie miał prawa...!
- Jack Frost - przechylił głowę na bok tylko mnie jeszcze bardziej wkurzając - Miło cię spotkać kolejny raz.
- Nawet nie wiesz jak - uśmiechnął sztucznie. Odwzajemnił uśmiech. 
 Nigdy nie pomyślałem, że mogę kogoś znienawidzić tak samo mocno jak Mroka. W sumie rodzina... Ale naprawdę gdy tylko o tym pomyślę... A co jeśli on ją jeszcze... Nie. Nie daruje mu tego!
 Elsa by tego nie pochwaliła, ale nie mogę na to nic poradzić. Zamachnąłem się laską posyłając w jego stronę lodowe promienie. Zręcznie uniknął ataku, a sam rzucił w moją stronę parę ostrzy. Wbiłem się w powietrze powodując przy tym duży podmuch wiatru, który go odrzucił na parę metrów. Zrobił fikołka w powietrzu i wylądował na dachu zaciskając mocno pięści. Mam przewagę. Mogę latać w przeciwieństwie do niego. Chyba, że on po prostu nie chce. Jest demonem. One zazwyczaj latają. Więc czemu tego nie robi?
 Rzucił się w moją stronę z ostrzami. Na szczęście odparłem jego atak laską. Odepchnąłem go od razu posyłając w jego stronę promienie. 
- Zabiję cię - wysapałem ponownie atakując.
- Jeśli ci chodzi o tą sytuacje w zamku Mroka to... 
- Nie obchodzi mnie to, że ci pozwoliła! - wrzasnąłem odpychając jego atak - Nie miałeś prawa jej tknąć!
- Może to brzmi drastycznie, ale ja tylko wypiłem jej krew człowieku! Nie zrobiłbym jej krzywdy! Ja jej pomogłem imbecylu! - wrzasnął  próbując mnie dźgnąć ostrzami. 
- To nie zmienia faktu! - ponownie zatrzymałem jego atak laską. Tym razem już nie atakował. Ja też nie. Ciężko dyszeliśmy patrząc na siebie nienawistnie. 
- Słuchaj... Nie skrzywdziłbym jej. Nie mógłbym. Powinieneś mi dziękować, bo dzięki mnie Mrok jej nie wykorzystał.
- Nie będę ci za nic dziękować. Nigdy - dałem nacisk na ostatnie słowo. Oczywiście, że w najgłębszych zakątkach mojego umysłu byłem mu wdzięczny, ale za nic w świecie się do tego nie przyznam. Może to głupie, ale ja po prostu jestem zazdrosny. A kto by nie był?! Gdzieś we mnie czai się obawa, że Elsa zostawi mnie dla niego. I to jest cholernie denerwujące. I boję się tego. Dlatego jestem taki wkurwiony.
-  Jak chcesz, ale i tak to kiedyś zrobisz - odparł zdmuchując ze swojej twarzy kosmyki włosów.
- Poza tym ci nie ufam. W ogóle. Jesteś synem Mroka, mojego największego wroga. Nie mam zamiaru się z tobą spoufalać.
- Nie nazywam Mroka swoim ojcem. I dla twojej świadomości jestem po niczyjej stronie. Jestem neutralny.
- Tym bardziej nie mogę ci ufać. Raz stwierdzisz, że jej pomagasz, a potem wyląduje u Czarnego Pana - stwierdziłem powoli opuszczając laskę. 
- Zapamiętaj to na zawsze - odsunął się na krok - Nigdy, przenigdy w życiu nie skrzywdziłbym Elsy. Nigdy. Ciebie z chęcią, ale jej nie. Dlatego nie mogę cię za bardzo zabić, bo by mnie znienawidziła. 
- Jestem ciekaw dlaczego się tak bardzo nią przejmujesz. Aż tak jesteś w niej zakochany? - zapytałem mrużąc oczy. Przez chwilę przyglądał mi się w ciszy.
- Nie tylko - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. 
- Chcesz ją wykorzystać, prawda? Bo ma kamień.
- Nie chce jej wykorzystać. Chce chronić kamień, ale nie dla własnych korzyści. Myślę, że mimo wszystko nie jesteś takim debilem na jakiego wyglądasz i chociaż trochę orientujesz się co się dzieje - warknął odsuwając się jeszcze o krok. Spoglądałem na niego z nienawiścią. Głównie z tego powodu, że miał rację. 
- Jeszcze do tego wrócimy - odparłem wskakując na murek.
- Jasne - syknął krzyżując ręce na piersi. Mrużąc na niego oczy odepchnąłem się od podłoża i wleciałem w powietrze.

***

 Siedziałam na ławce w parku patrząc się jak Blue bawi się z innymi psami. Była taka ładna pogoda, że nie mogłam odpuścić sobie pójścia z nim tutaj. 
 W pewnym momencie Husky pobiegł poza zasięg mojego wzroku.
- Blue! - zawołałam z nadzieją, że zawróci, ale tego nie zrobił. Pobiegłam za nim. Jednak go już nie było. 
 Na tle zachodzącego słońca stała ta sama dziewczyna co zawsze. Białe, długie włosy falowały na wietrze, a granatowe oczy wpatrywały się we mnie z dziwną tęsknotą. Zatrzymałam się parę metrów przed nią. Słońce zachodziło bardzo szybko, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
 Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Kim jesteś? - wyrwało mi się z ust. Na to pytanie dziewczyna uśmiechnęła się szerzej. Poruszyła ustami, ale nic nie usłyszałam. Mimo to moje serce zabiło szybciej. 
 Dziewczyna rozłożyła ręce i opadła do tyłu. Dopiero teraz zauważyłam, że był tam klif. Podbiegłam jak najszybciej na jego kraniec, ale nie widziałam jej. Zniknęła.
 Coś dziwnego kazało mi skoczyć. Jakieś dziwne uczucie. Jakby to rozwiązało wszystkie problemy. Skok. Więc nie myśląc dłużej zaczęłam spadać do otwartego morza. 
 Gdy tylko uderzyłam o taflę poczułam chłód. O dziwo nic mnie nie bolało. Czułam się... Wolno. 
 Poczułam w pewnym momencie podłoże choć dalej byłam pod wodą. Moje włosy falowały wokół mojej twarzy. Wzrok miałam zamazany, więc ledwo rozpoznałam przed sobą białowłosą dziewczynę szła w stronę jakiegoś chłopaka. Jedyne co mogłam zauważyć to blond włosy i fakt iż był wyższy od niej o pół głowy. Chciałam ich zawołać, ale gdy tylko otworzyłam usta z nich wyleciały bąbelki z tlenem. Nie mogłam się ruszyć.
 Nagle coś mocno mną szarpnęło przez co miałam wrażenie jakbym spadała w dół. Wylądowałam na czymś miękkim czym okazało się łóżko. 
 Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale w moim zasięgu było tylko to łóżko. Wokół była ciemność. 
 O dziwo nie byłam morka. Byłam w ogóle inaczej ubrana. Miałam dość krótkie spodenki i krótki biały crop top. Włosy były rozpuszczone. 
 Nagle z jej strony pojawił się Jack, a z drugiej Jason. Oboje uśmiechali się przyjaźnie, jak nie oni. 
- Co tu się dzieje? - zapytałam schodząc z łoża. Gdy jednak tylko chciałam odejść jeszcze kawałek Jason chwycił mnie za nadgarstek, a drugą za ramię. Jack natomiast złapał za moje udo i za talię. Szatyn zaczął całować mnie po szyi, a białowłosy po odkrytym brzuchu.
- Co wy robicie?! - zapytałam nieźle skołowana. W pewnym momencie z moich ust wyrwało się sapnięcie. Zakryłam szybko ręką usta.
- Przestańcie! - poprosiłam i w tym momencie naprawdę przestali, ale poczułam jak coś ubywa z mojej szyi. Nie zdążyłam złapać za naszyjnik. 
 Odwróciłam się gwałtownie, ale nie mogłam zrobić kolejnego kroku.
- Oddajcie mi go! - wrzasnęłam prosząco. Odwrócili się z chytrymi uśmiechami.
- Nam się to bardziej przyda - odparł Jason podrzucając kamień. 
- Wiedziałaś, że można się za pomocą jego komunikować z duchami? - zapytał jakby nigdy nic Jack.
- C-Co? - ledwo z siebie wykrztusiłam.
- Widzisz jesteśmy nieśmiertelni. Nie mamy jak spotkać z naszymi zmarłymi rodzicami - wytłumaczył szatyn. 
- A ty pewnie kiedyś do nich dołączysz - odparł spokojnie niebieskooki. I odeszli. Nie ma ich. Ciemność zaczęła mnie pochłaniać.
- Czekajcie! Wracajcie! Proszę! - zaczęłam wołać, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy - Proszę...
 Ostatnie co usłyszałam to kropla uderzająca o marmurową posadzkę. 









Ugh... Jak by tu zacząć... Minęły dokładnie 2 miesiące od ostatniego posta. Jeszcze nigdy nie miałam tak długiej przerwy. Nie była ona jednak spowodowana moim lenistwem. Po powrocie z obozu konnego zaczęły się przygotowania do szkoły. No właśnie... Szkoła. Witam was w kolejnym roku szkolnym i tak jestem świadoma, że jest październik. Chciałam zrobić coś podobnego co zrobiłam w zeszłym roku, ale stwierdziłam, że nie miałoby to sensu (tu macie link). Mówiłam tam coś w stylu... Nie martwcie się! Poznacie super ludzi i w ogóle szczęście i rzyganie tenczom. W tym roku chyba by tak nie było. Może mam takie zdanie, ponieważ jest 23, a jutro mam test z historii i chyba mnie mama zabije, hehe... 
Przez poprzedni miesiąc dość dużo się wydarzyło w moim życiu. Między innymi początek drugiej klasy gimnazjum, więcej nauki i... pierwsza pała na pierwszej możliwej lekcji chemii? 2 testy w drugim tygodniu szkoły i codzienne kartkówki. A no wiecie. Mi zależy na ocenach między innymi dlatego że w mojej szkole występuje coś takiego jak Erasmus (czy jakoś tak) i mam szanse spełnienia marzenia i wyjechania do Anglii (konkretnie Walii, ale ciii). I tak jadę do niej w listopadzie więc jestem super szczęśliwa, ale nie ważne. Dlatego też muszę się uczyć, ogólnie fajnie jest mieć fajne oceny, ale nie ważne.
Miałam też parę nieprzyjemnych sytuacji jak trochę bardziej poważna awantura w szkole czy choćby próba ukradnięcia mi telefonu. Słuchajcie uważnie dzieciaczki i proszę nie róbcie tego co Berry czyli nie wchodźcie sami w uliczki w środku miasta wieczorem grając w Pokemon Go. Bo to się może skończyć źle... Nieważne...
 To nie tak, że ja was opuściłam, bo mi się nie chciało pisać. Nawet nie wiecie jak dużo prób miałam, żeby chociaż napisać te jebane wyjaśnienia, a co dopiero rozdział. Miałam po prostu straszną blokadę psychiczną, która nie pozwalała mi czegokolwiek napisać choć naprawdę chciałam. 
 I w pewnym momencie chciałam nawet zawiesić bloga mimo iż obiecywałam, że będę z wami przynajmniej półtora roku. Jedyne co mnie powstrzymało od tej decyzji to nadzieja, że przyjdzie mi wena i obietnica, którą sobie złożyłam czyli, że muszę zakończyć tą historię oficjalnie, musicie poznać jej zakończenie, bo za długo nad nią pracuje, żeby poszła na marne. 
 Czasami patrzyłam na wyświetlenia i dziwiłam się, że w ogóle jakieś były. I że pojawiły się jakiekolwiek komentarze. Ale nawet nie miałam siły, żeby na nie odpisać za co was przepraszam. 
 Naprawdę szanuje osoby, który mimo mojej hipokryzji dalej czekają na ten rozdział mimo iż jak zwykle mam wrażenie, że jest beznadziejny, heh... Naprawdę was kocham jeśli ktoś tam jeszcze jest i mnie nie opuścił, bo na waszym miejscu pewnie bym już to zrobiła.
 Nie wiem co się stało, że wczoraj usiadłam przed komputerem i udało mi się napisać to pierwsze zdanie. To się chyba nazywa cud. Bo naprawdę myślałam, że już umarłam.
 Byłabym wdzięczna gdybyście zostawili jakikolwiek komentarz pod tym postem, bo to mnie na pewno zmotywuje, a chciałabym upewnić czy ktoś tu jeszcze jest.
 A przy okazji gdybym nie miała sił na napisanie rozdziału to mam parę pomysłów na one-shoty, więc jeśli jesteście zainteresowani to mi piszcie, ja wam podam tytuły i wybierzecie, który was najbardziej zainteresował. 
Kocham was i szanuje osoby, które przeczytały całą tą notkę <3 
~Do zobaczenia 

środa, 3 sierpnia 2016

Rozdział #6 "Jeszcze więcej tajemnic"



[Violence]

Gdy wszystko było już załatwione i skończone wyszliśmy z budynku.
- Było świetnie! - pisnęła pełna energii Amy.
- Zgadzam się - odparł Mike.
- No - przeciągnęłam się uśmiechnięta od ucha do ucha. Wyjęłam telefon, żeby spojrzeć na godzinę.
- Która? - zapytała Luna zawisając na moim ramieniu.
- Za dziesięć dziesiątą - mruknęłam niezadowolona - Ja już chyba pojadę do domu.
- Czemu? - zawyła niezadowolona brunetka.
- Moi rodzice już pewnie się denerwują. Powiedziałam, że będę o w pół do dziesiątej.
- Okej... To do jutra - pomachali mi na pożegnanie i poszli w stronę przyjaciół. Dopiero po chwili zorientowałam się, że Max ciągle przy mnie stoi.
- Nie musisz mnie odwozić - odezwałam się przed nim. Odwróciłam się w jego stronę.
- Na pewno? Wiesz, że mi to nie... - nie dałam mu dokończyć.
- Napewno. Nie jestem już małą dziewczynką - uśmiechnęłam się krzepiąco. Popatrzył się na mnie podejrzanie, ale w końcu odpuścił.
- No dobra. Ale nie zapomnij... - znowu mu przerwałam.
- Nie zapomnę, mamusiu - powiedziałam na pół poważnie na pół żartobliwie. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Czasami mnie wkurzało, że sięgałam mu ledwo do obojczyków. Objął mnie w pasie, a głowę położył na ramieniu. Chciałam go na pożegnanie pocałować w policzek, ale wiedziałam, że nie powinnam.
- Pa - powiedziałam puszczając bruneta. Powoli poszłam w stronę przystanku. Autobus miałam za pięć minut, więc nie było źle.
Nagle usłyszałam za sobą szelest liści. Z krzaków wyszedł czarny kot. Może nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie fioletowy połysk i całkowicie złote oczy. Popatrzył na mnie zaciekawiony. Koszmar.
Miauknął przeciągle i spróbował do mnie podejść.
- Psik! - wydałam dźwięk taki kiedy próbuje się odpędzić kota. Może było to głupie, ale działało. Koszmary nie mogą zapamiętać ciała i zapachu osoby, zazwyczaj wtedy tej osobie śnią się złe sny. Ludzie nie potrafią opanować ciekawości i zamiast uciekać filmują je.
Nie boję się koszmarów. Nie są jeszcze aż tak silne.
Usłyszałam nadjeżdżający pojazd. Ostatni raz spojrzałam w stronę kota po czym weszłam do autobusu.
Dojechanie do domu zajęło mi 15 minut. Mogłam iść na piechotę, ale nie lubię chodzić o takich godzinach po Nowym Yorku.
Z torby wyjęłam klucze i przekręciłam nimi zamek.
- Wróciłam! - krzyknęłam, ale nie za głośno. Nie usłyszałam odpowiedzi. Super. Ja muszę wracać punktualnie, ale oni mogą na spotkaniach zostawać dłużej. Westchnęłam głośno po czym pokierowałam się do mojego pokoju na poddaszu. Rzuciłam torbę w kąt. Stanęłam na środku nic nie robiąc.
Nagle poczułam bardzo nieprzyjemną gulę w gardle, która z minuty na minutę się powiększała. Na początku spokojnie pokierowałam się do drzwi, ale kiedy gardło zaczęło mnie zwyczajnie boleć ruszyłam biegiem. Zbiegłam do mojego pokoju z instrumentami i zaczęłam szukać po półkach mikstury. Gdy w końcu ją znalazłam nalałam ją do tubki od aparatu. Przełożyłam sobie maskę do ust i zaczęłam głęboko oddychać. Powoli przechodziło.
Na moich policzkach pojawiły się łzy. Gdy odstawiłam maskę zaczęłam się trząść od płaczu. Próbowałam się opanować, ale nic mi nie pomagało. Zakryłam ręką usta. Po chwili skuliłam się tak, że moje włosy dotykały podłogi.
- Dlaczego ja nie mogę być normalna?! - załkałam zwijąc się w kłębek.

***

Minęło parę dni od koncertu.
W sobotę Elsa jak zwykle miała udać się do Jacka.
Obudziła się o tej godzinie co zwykle po czym poszła.do kuchni. Zaparzyła sobie kawę i zrobiła dwa tosty. Angelica tego dnia miała jakąś ważną sprawę do załatwienia.
Stwierdziła, że nie będzie budzić Ani. Miała ostatnio ciężkie dni.
Po zjedzeniu śniadania udała się do swojego pokoju, żeby zacząć się szykować. Jak zwykle wzięła kąpiel, wysuszyła włosy i zrobiła inne pierdoły.
Wracając do pokoju usłyszała charakterystyczny dźwięk SMSa. Poszła po swój telefon, żeby odczytać wiadomość.
Jack: Weź sobie jakieś ciuchy na przebranie. Najlepiej bluzkę, z krótkim rękawkiem, krótkie spodenki i sportowe buty.
Blondynkę trochę.zdziwiła rada białowłosego, ale postanowiła się do niej zastosować. Ubrała obcisłe jeansy i bluzkę z rękawami 3/4, ale do torby włożyła wskazane przez chłopaka
ubrania.
Usiadła na łóżku i sięgnęła po książkę, ale za nim ją otworzyła usłyszała, dźwięk klaksonu. Zdziwiona spojrzała na zegarek, który wskazywał 13:24. "Powinien przyjechać za półtorej godziny" pomyślała. Lekko zaniepokojona zeszła na dół, ubrała buty i wyszła do chłopaka. Obkrążyła samochód po czym usiadła na miejscu obok kierowcy.
- Zwykle się spóźniasz zamiast przyjeżdżać wcześniej, ale dzisiaj to chyba ci się zegarek zepsuł - powiedziała zapinając pasy. Niebieskooki ruszył jadząc dobrze im znaną drogą.
- Dzisiaj plan naszych zajęć będzie trochę inny niż zazwyczaj - odparł skręcając w prawo.
- Co? W jakim sensie?
- Wiesz, że koszmary zaczęły ostatnio pojawiać się częściej. Muszę po prostu coś sprawdzić - wzruszył ramionami.
Kiedy przyjechali zamiast pokierować się jak zwykle do pokoju Jacka białowłosy stanął na środku pokoju.

- Mogłabyś się przebrać w te rzeczy teraz?
- Okej - przeciągnęłam słowo - Co ty dzisiaj taki poważny?
- Zobaczysz - oparł niejednoznacznie.
Po pięciu Elsa stała już w stroju sportowym. Chłopak w międzyczasie też się przebrał w luźniejsze ubrania. Podszedł pod schody i otworzył drzwi prowadzące na dół. 
- Bawisz się w Harry'ego Pottera, że masz drzwi pod schodami? - zapytała zakładając ręce na piersi. 
- Jasne, a potem  będziemy skakać z okna na miotle - posłał jej chochlikowaty uśmiech po czym zszedł na dół. Dziewczyna westchnęła ciężko próbując się nie uśmiechnąć, ale w końcu udała się za Jackiem. 
Schody prowadziły do mini siłowni.
Uniosła brwi  ze zdziwienia, ale widząc jej minę przewrócił oczami.
- No dobra... Chcę nauczyć cię walczyć.
- Proszę?
- Słyszałaś. Zakładam, że tego nie umiesz, więc muszę cię nauczyć.
-Ale po co? Wystarczy mi chyba moja moc, nie?
- Nie - założył ręce na piersi i zlustrował ją wzrokiem - Masz szybki metabolizm, ale zero mięśni.
- Ej! - oburzyła się podchodząc do niego - Nie musisz mi tego wspominać. To, że ty jesteś jakimś Pudzianem to nie znaczy, że ja muszę!
- Nie chcę zrobić z ciebie Pudziana. Chcę, żebyś nauczyła się bić - uśmiechnął się rozbawiony - Za dużo mięśni nie wygląda zbyt dobrze.
 Prychnęła pod nosem i obróciła się do niego bokiem. Po chwili poczuła jak łapie ją za uda i przerzuca przez ramię.
- Puszczaj! Obrażam się na ciebie! - zaczęła go walić pięściami po plecach.
- Jak na razie to ty możesz mi zrobić tymi piąstkami masaż - parsknął śmiechem podchodząc do worka treningowego.
- Dupek - mruknęła pod nosem za co dostała klapsa - Możesz przestać?! To żenujące...
- Za to mnie to bardzo śmieszy. I nie nazywaj mnie dupkiem - w końcu postawił ją na ziemię. Cała czerwona patrzyła na niego mrużąc oczy. Poklepał ją po głowie i obrócił się w stronę sprzętu.
- Pomyśl sobie, że ten worek to ja i spróbuj go walnąć - powiedział odchodząc od niej na krok.
- Po to mnie zdenerwowałeś? - obróciła się delikatnie.
- Nie tylko - pstryknął ją w nos - A teraz wal.
 Dziewczyna zamachnęła się i pięścią uderzyła w sprzęt, ale ten ani drgnął. Zdenerwowana jeszcze mocniej zaczęła uderzać worek, który ledwo się ruszył.
 Zmachana odwróciła się w stronę białowłosego, który próbował nie wybuchnąć śmiechem.
- Tylko spróbuj - warknęła.
Po paru wdechach udało mu się uspokoić, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Źle to robisz.
- To ten worek jest nienormalny! - wrzasnęła wymachując rękoma.
- Nie dość, że się spięłaś to w ogóle się nie ustawiłaś.
 Przewrócił oczami i złapał ją za biodra. Wzdrygnęła się lekko, ale starała się skupić na worku.
- Musisz dać lewą nogę lekko do tyłu i ustawić ręce - złapał ją za nadgarstki i pokazał jej w jaki sposób - Wyluzuj się i wyobraź sobie osobę, której nienawidzisz - odszedł na parę kroków  i przyglądał się niebieskookiej.
- Dlaczego muszę to robić?
- Mówiłem ci. Chcę zobaczyć jak bardzo jesteś silna - założył ręce na piersi i patrzył. Po chwili blondynka przywaliła na tyle mocno, że worek prawie jej oddał.
 Jack uniósł zdziwiony brwi. Nie spodziewał się, że tak potrafi. Ale każda osoba, która kogoś nienawidzi i ma do niej ogromny żal może znaleźć w sobie tyle siły, żeby zrobić komuś krzywdę. 
- Ej, ej. Już spokojnie - odsunął ją od sprzętu - Jestem ciekawy kogo sobie wyobraziłaś...
- Mroka, Madison - otarła ręką pot z czoła - Wszystkich, którzy zrobili krzywdę mi i moim bliskim - odparła odwracając się - I co? Jestem silna?
- Tylko wtedy kiedy jesteś wkurzona - uśmiechnął się leniwie.
- A jak się bije to nie jest się wkurzonym?
- Też. Ale wtedy kotłuje się w tobie mnóstwo emocji. Przynajmniej tak jest zazwyczaj. Poza tym worek się nie ruszał. Pomyśl jakbyś miała uderzyć taką Madison? Ona potrafi się zmaterializować - powiedział wyzywająco.
- Nie obronisz mnie? - zamrugała niewinnie.
Jack podszedł do niej i pocałował ja w skroń.
- Nie zawsze będę przy tobie. Chciałbym, żeby tak było, ale wiesz, że to niemożliwe - objął ją mocno.
- Wiem - westchnęła pod nosem. Oparła czoło o jego tors i przytuliła. Po chwili chłopak się odsunął i chwycił kawałek jej koszulki.
- C-Co ty robisz? - zapytała drżącym głosem chwytając go za nadgarstki.
- Zdejmuj ją. Muszę zobaczyć czy masz jakieś mięśnie - uśmiechnął się kokieteryjnie.
- Jesteś dzisiaj strasznie napalony - jęknęła nie puszczając nadgarstków.
- Jestem facetem. Nic na to nie poradzę. A ja naprawdę chcę cię nauczyć się bronić. 
- Uwierz mi na słowo, że nie mam mięśni brzucha - zmrużyła oczy.
- Przecież cię już widziałem w staniku.
- To był strój kąpielowy!
- A czym to się różni? - przechylił głowę unosząc brew do góry. Wydała z siebie dziwny dźwięk spowodowany irytacją.
 Białowłosy uśmiechnął się zwycięsko. 
- Niczym. Ale widziałeś masz rację, więc powinieneś wiedzieć czy jestem umięśniona czy nie - odgryzła się.
- Nie zdążyłem się przyjżeć.
- To już twój problem - i chociaż nie wierzyła w jego słowa uśmiechnęła się cwaniacko.
 Popatrzył się po niej, ale w końcu westchnął niecierpliwie i puścił koszulkę.
- Umiesz zrobić wykop?
- Mogę cię kopnąć w tyłek albo w jaja.
- Co ty dzisiaj taka pyskata? - zaśmiał się cicho - Masz okres?
- Może - mruknęła odwracając wzrok. 
- Ojoj - zacmokał - Może rzeczywiście wybrałem zły dzień.
- A żebyś wiedział. W ogóle ta rozmowa nie miała sensu! Co mają mięśnie do siły, hę?
Chwilę milczał, ale później uśmiechnął się szeroko.
- Dobra. Miałaś rację. Chciałem popatrzyć.
- Wiesz, że mam ogromną ochotę cię walnąć? - zacisnęła dłonie w pięści.
- No już się nie denerwuj - przytulił ją i pogłaskał po głowię - Czy jak zrobię ci gorącą czekoladę i dam lody to nie strzelisz mi focha?
- Przemyślę to. Jeżeli będzie smaczne to nie.
- Będzie przepyszne. Możemy później iść później do "Blue Sky" na coś jeszcze.
- Wolę nie. Wyglądam jak strach na wróble.
- Dla mnie zawsze będziesz piękna - ucałował ją w głowę - Nawet jak będziesz chodzić w durszlaku.
Zaśmiała się głośno na co sam się uśmiechnął.
- Za to jak ty zaczniesz w czymś takim chodzić to cię poślę do psychologa.
- Zapiszę sobie na liście rzeczy, których nie mogę przy tobie nosić.

***

[Jason]

 Siedziałem na jakimś głazie w lesie, gdy dziewczyna niedaleko wypuszczały koszmary na patrol. Naprawdę nie wierzę, że Mrok kazał mi się nimi zająć. I naprawdę nie rozumiem po co mamy wypuszczać te koszmary. Chyba nikt nie wie. I chyba nikt się nie dowie.
 Oglądałem moje paznokcie, które nagle zrobiły się bardzo ciekawe dopóki nie usłyszałem odstrzału. Jeśli jeszcze raz Jinx zabiję jakąś wiewiórkę to obiecuję, że ukręcę jej kark. Nie tylko jej się nudziło, ale no bez przesady!
- Nie pomożesz nam? - usłyszałem głos Nicki za sobą.
- A dlaczego bym miał? - zapytałem znudzony powoli się odwracając. Zmrużyła na mnie oczy.
- Pójdzie szybciej. Nie tylko ty chcesz wrócić do domu - dała ręce na jej wąską talię. Zeskoczyłem ze skały i podszedłem do niej chyba za blisko.
- Ja nie mam domu. I ty też go nie masz. Z tego co wiem zostałaś wygnana - założyłem ręce na piersi i przechyliłem delikatnie głowę. Zrobiła się czerwona ze złości. Albo ze zawstydzenia. Albo z czegoś innego.
- No właśnie. A teraz wracaj do roboty, żeby jak ty to powiedziałaś "szybko wrócić do domu" - prychnąłem i wróciłem skałkę. Dopiero po chwili usłyszałem jak odchodzi, a Jinx znowu użyła pif paffa. Ja pierniczę! 
- Do jasnej cholery, możesz zostawić te biedne wiewiórki?! - warknąłem podnosząc się gwałtownie. Zobaczyłem ją jak celowała w drzewo parędziesiąt metrów ode mnie.
- Nie - zaśmiała się głupkowato.
- Proszę, ogarnij się - odparła Mad robiąc jakiegoś koszmara niedaleko niej.
- Pff! Nie potraficie się bawić - mruknęła udając się w stronę końca lasu.  
 Naprawdę miałem już dość. Nie wiem jak długo będę musiał tu siedzieć, ale ja skrócę ten czas. I ułatwiło mi to pojawienie się teleportu na drzewie jakieś 15 metrów od skałki, na której siedziałem. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w jego stronę. 
- Ej, ej. Gdzie idziesz? - zapytała moja siostra pojawiając się przede mną.
- Do pałacu. Zostawiłem tam moją torbę - obszedłem ją i ruszyłem do mojego celu, ale ona znowu stanęła przede mną.
- Nie możesz sobie tak po prostu odejść! Ojciec powiedział, że masz tu siedzieć razem z nami - na słowo ojciec rzuciłem jej ostre spojrzenie.
- Nie będę się go słuchał. Poza tym jesteście wystarczająco duże, żeby sobie poradzić beze mnie - powiedziałem stanowczo.
- A jak ci coś zrobi? - zaczęła wymachiwać rękoma. Złapałem ją po chwili i ostawiłem na bok. 
- Nic mi nie zrobi. A ja naprawdę nie mam ochoty tu siedzieć - podszedłem do portalu i bez słowa pożegnania zniknąłem z tego przeklętego lasu. 
 Gdy już pojawiłem się w jaskini polazłem do środka zamku, aby wziąć torbę. 
 Miałem już wychodzić, ale w pokoju obok usłyszałem rozmowę Mroka i jakiegoś kolesia. Nie wchodziłem tak i nie miałem zamiaru, ale poszedłem do drzwi, żeby podsłuchać. 
- Wiesz jaki jest plan, prawda? - usłyszałem odrażający głos, który aż za dobrze znałem. 
- Oczywiście. Mam się nią zająć, gdy... - niestety nie usłyszałem tego, bo zaczęli podchodzić w stronę drzwi, a kroki wytworzyły ogromne echo. Musiałem wyostrzyć swoje zmysły, żeby lepiej słyszeć -  ale dopiero za parę tygodni. 
- Tak. Najlepiej zabierz ją w jakieś miejsce, z którego łatwo będzie ją porwać. A w nagrodę masz godzinę na to, żeby zrobić z nią co ci się będzie chciało. Oprócz zabicia. 
 Przełknąłem ślinę chyba trochę za głośno, bo nagle się zatrzymali. Szybko wyślizgnąłem się z pałacu i dotarłem do teleportu.
 Miałem nie przyjemne uczucie, że osobą, którą chciał porwać była Elsa. Ale też niekoniecznie. Było jeszcze dużo dziewczyn, które ostatnio go wkurzyły. Na razie i tak nie mogłem nic zrobić, więc miałem tylko nadzieję, że moje uczucia są błędne.







Ech, hmm, yhm, więc no... Wróciłam. 
I uwaga teraz chyba, dlatego że wypiłam kawę i mam dosyć dużo energii, a moja irytacja wzrosła i nie mam się komu wyżalić zrobię to teraz, więc osoby, które tego nie chcą czytać mogą ominąć ten kawałek.
A więc pewnego dnia Berry wyjechała za granicę bez żadnego rozdziału. Ale jako, że ten hotel był dosyć wysoko oceniony, a brat brał laptopa pomyślała, że tam to wszystko nadrobi, bo będzie pewnie zajebisty internet. Ale okazało się, że hotel miał starszą część, do której oczywiście trafiliśmy, pokój był niczym grota batmana, tylko, że wielkości mojej łazienki i na dodatek nie było internetu. Ale na szczęście nas przenieśli, a internet się znalazł. Ale i tak był do dupy i mógł być tylko na trzy urządzenia, wiec zainstalowałam wattpada, na którym pisałam ten rozdział, tylko, że mój telefon jest do dupy, ale tego już wam tłumaczyć nie będę. Po drodze wymyśliłam jeszcze z cztery opowiadania, które będę pisać właśnie na wattpadzie, a jedna będzie trochę związana z JHS, ale to jak będziecie zainteresowani. Nie mogłam jednak tego rozdziału przesłać na komputer brata, ponieważ ciągle oglądał na nim filmy ze swoja dziewczyną, a jakbym nawet chciała to by się pytał po co chce komputer itd.  Jeszcze się tak tam spaliłam, a raczej opaliłam, bo ja się opalam na brązowe, ale ja się nie lubię opalać. A jak już wróciłam do domu i pomijam to, że lądowaliśmy samolotem w burzy, a ja się boję latać samolotów, to chciałam skopiować ten rozdział z wattpada na blogera, ale nie wiem dlaczego to co miałam na telefonie nie znalazło się w całości na komputerze i musiałam to przepisywać z tego małego, cegłowatego gówna (czyt. mój telefon) i dlatego ten rozdział pojawia się dzisiaj, a nie trzy dni temu. Jeszcze na dodatek wpiłam tą przeklętą kawę, która miała chyba za dużo kofeiny i mi się tak ręce trzęsą, że ciągle nie trafiam w te cholerne klawisze i dlatego też pojawia się ten post godzinę później niż powinien. Już nigdy nie wypije tej przeklętej kawy!!!
A więc tak to była historia mojego życia i współczuje każdej osobie, która ją przeczytała. Nawet nie będę mówiła już jak jestem na siebie zła chociaż właśnie to zrobiłam no, ale nie ważne. Przepraszam tych, którzy oczekiwali rozdziału i zaraz biorę się do odpowiadania na komy z poprzedniego rozdziału, bo było tam parę pytań. Ogólnie to mam wrażenie, że ta notka jest dłuższa od rozdziału, ale nie ważne.
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***