niedziela, 10 lipca 2016

Rozdział #5 "Włamanie i koncert"

 Elsa po wejściu do domu od razu zdjęła mokre ubrania. Kierując się w stronę salonu, z którego było słychać włączony telewizor poślizgnęła się lądując na framudze drzwi. Ogarnęła zdenerwowana mokre włosy z czoła i spojrzała na Anię leżącą na kanapie. Oglądała jakiś serial jedząc nowo kupioną paczkę chipsów. Blondynka podeszła do niej powoli i zabrała chipsy.
- Ej! To moje! - wrzasnęła widząc jak siostra zjada przekąskę. 
- Jestem głodna - odparła oddając prawie pustą paczkę. 
- Angelica zaraz przyjdzie - powiedziała przeżuwając ostatniego chips.
 Niebieskooka ciężko westchnęła i powoli skierowała się w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
- Do pokoju, a gdzie - Elsa wzruszyła ramionami. Nagle ruda poderwała się z kanapy szybko biegnąc za siostrą.
- Elsa czekaj! - zawołała, gdy blondynka była już przed swoim pokojem. Zanim Ania ją powstrzymała zdążyła otworzyć drzwi po czym stanęła w nich jak wryta. Pomieszczenie wyglądało jakby przeszło przez nie tornado. Książki był zrzucone z półek, ubrania leżały wszędzie tylko nie w szafie, meble nie były na tych miejscach co wcześniej, a ze wszystkich szuflad była wyrzucona ich zawartość. 
 Elsa pomrugała parę razy, myśląc, że to tylko wytwór jej wyobraźni, ale nic się nie zmieniło. 
- Aniu... Jak chciałaś coś pożyczyć trzeba było na mnie poczekać - odparła po chwili słabym głosem. Miała wrażenie, że ktoś trzymał ją za gardło i dlatego nie mogła oddychać. 
- Ale to nie ja! - zielonooka zaczęła niekontrolowanie machać rękami - Jak wróciłam do domu zobaczyłam, że twoje drzwi są lekko uchylone, więc chciałam je zamknąć, ale wtedy zobaczyłam to... - wytłumaczyła wskazując na bałagan. Elsa powoli weszła do pokoju uważając, żeby na nic nie nadepnąć. 
- Myślisz, że to było włamanie? - zapytała Anna po chwili.
- Na to wygląda, ale nie wiem, dlaczego tylko w moim pokoju.
- Sprawdź lepiej czy niczego nie ukradli - powiedziała wychodząc z pokoju.
 Blondynka stała jeszcze przez moment na środku pokoju. Zastanawiała się kto i po co włamał się do niej. Pierwszą osobą był Mrok, ale nie miał czego szukać. Kamień zawsze miała na sobie, a u siebie nic ważnego nie trzymała. Nikt inny nie przychodził jej do głowy. Z nikim nie miała na pieńku. 
 Westchnęła ciężko i zaczęła na wszelki wypadek sprawdzać czy nic nie zostało ukradzione. I tak jak myślała nie było. 
 Stwierdziła, że zrobi sobie mały remont skoro i tak już jej pokój jest w kawałkach. 
 Najpierw pochowała rzeczy do szaf po czym zaczęła je przesuwać. Po jakimś czasie jednak zmęczyła się na tyle, że padła na łóżko nakłuwając się przy okazji na wieszak, którego nie zauważyła. Syknęłam pod nosem rzucając przedmiotem gdzie popadnie. 
- Wow - usłyszała tak bardzo znany głos. Odwróciła się gwałtownie spoglądając oniemiała na białowłosego.
- Co ty tu robisz?
- Przelatywałem akurat obok to stwierdziłem, że wpadnę, ale nie spodziewałem się, że jesteś w trakcie remontu - zmierzwił swoje włosy ostrożnie wchodząc do pokoju starając się nie nadepnąć na rzeczy, których blondynka nie zdążyła jeszcze posprzątać.
Opadła ciężko na łóżko rozkładając ręce. 
- Włamali się - odparła po chwili.
- Co? - zapytał głupio podnosząc jedną brew.
- Pstro. To co słyszałeś. Włamali się do mojego pokoju zostawiając po sobie znak.
- Ukradli coś? - zapytał siadając obok niej. 
- Nie...
- Myślisz, że to Mrok?
- Nie wiem. Raczej nie miał po co tego robić, bo kamień mam zawsze na sobie, a co miałabym niby jeszcze ukryć? Nie mam zielonego pojęcia kto to zrobił.
 Jack siedział podpierając podbródek na ręce. Nagle Elsa kichnęła wytwarzając przy tym śnieg na wszystkim dookoła jej razem z Jackiem. Zaskoczony spojrzał na nią strzepując z siebie śnieg. Sięgnęła po najbliższą chusteczkę po czym wydmuchała nos.  
- Pierwszy raz widzę cię z katarem...
- Bo ja nie choruję na ogół, ale jak już coś mnie bierze to nie ma przebacz - wyjaśniła pociągając nosem - Jak mam być szczera to tylko raz w życiu miałam katar.
- Kiedy? - zapytał siadając po turecku.
- Jak byłam jeszcze w pałacu. Był jeden moment, kiedy hormony zaczęły działać i wymyśliłam, żeby wymknąć się z domu. Tylko nie przewidziałam deszczu w drodze powrotnej. 
- Ciekawe jakie to uczucie - zamyślił się na chwile.
- Nie ciekawe - odparła biorąc do ręki pluszaka Olafa i mocno się w niego wtulając. Na chwilę zapadła nie zręczna cisza.
- Tak się kiedyś zastanawiałam - powiedziała przeciągając każde słowo - Nie zastanawiałeś się jak to być w pełni normalnym?
- A ty? - odpowiedział pytaniem na nią nie spoglądając.
- Czasami - wzruszyła ramionami - Tylko, że ja nie latam po świecie tworząc zimę. Ja robię ją w pokoju.
Zaśmiał się krótko, ale potem spoważniał.
- Są takie momenty kiedy o tym zapominam. Na przykład w szkole. Ale zawsze to musi się kończyć czymś mniej miłym. Nawet spojrzeniem w lustro czy w okno, w którym widać moje odbicie przypomina mi kim jestem. Nie przeszkadza mi to bardzo chociaż czasami mam tego szczerze dość.
Patrzyła się na niego w skupieniu. Po chwili odłożyła pluszaka i usiadła mu na kolanach wtulając się w jego tors. Odwzajemnił uścisk zataczając kciukiem kółka na jej plecach.
- Rzuciłaś dla mnie pluszaka? - zapytał spoglądając ciągle na bałwana. Wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Dla ciebie rzucę wszystko - szepnęła mu do ucha.
- Nawet szkołę? 
- Nawet - zachichotała.
- To byłby chyba nie lada wyczyn - udał wielce zdumionego. 
- Jestem na tyle inteligenta, że bym przetrwała. 
Widząc jego zdziwioną minę zachichotała. Po chwili wstała i podeszła do plecaka leżącego na drugim końcu pokoju. 
- Gdzie mi uciekasz? - zaśmiał się przyglądając się niebieskookiej.
- Nie marudź. Masz okazję pooglądać mój tyłek - odparła szukając czegoś w torbie.
- Skąd nagle w tobie tyle pewności siebie? - przechylił delikatnie głowę uśmiechając się łobuzersko.
- To przez chorobę - powiedziała kichając - Czuje się jak pijana.
- Chciałbym cię zobaczyć wstawioną - zaśmiał się na co dostał po głowie - Czego szukałaś?
- Violence dała mi bilety na ten koncert. Powiedziała mi, żebym ci ten przekazała - odparła podając mu bilet. 
 Chwilę jeszcze porozmawiali, ale chłopak musiał w końca wyjść. Dopiero gdy zamknęła za nim drzwi zorientowała się, że jeszcze nie wyschła do końca. Wskoczyła do wanny rozpływając się w rozkoszy. Miała nadzieję, że gorąca kąpiel spowoduje ustąpienie kataru, ale nie. Rozchorowała się na dobre. Do końca wieczora siedziała otulona kocem popijając gorącą czekoladę.
 Starała się nie wpuszczać Anki do pokoju pod pretekstem, że nie chce jej zarazić. Głównie chodziło jej jednak o to, żeby nie zobaczyła jak przypadkowo wytwarza śnieg.
 Następnego dnia była wykończona, więc stwierdziła, że nie pójdzie do szkoły. Dalej miała katar, a nie chciała ryzykować.
 Przeglądając Facebook'a otrzymała nagle wiadomość. Otworzyła ją widząc, że dostała ją od Violi. 
Violence: Podobno jesteś chora 😱 Mam nadzieję, że wyzdrowiejesz i przyjdziesz >.< Wiesz, że mi na tym zależy :/
Ja: Spokojnie, na pewno będę ^^
Violence: Ale koncert jest za dwa dni 😱 
Ja: Obiecuję, że wydrowieje ;)


***
 [Elsa]

 Stałam przed ogromną kopułą razem z innymi. Katar mi trochę przeszedł, ale od czasu do czasu zdarzyło mi kichnąć.
 Potarłam odruchowo ramiona. Tego dnia było ciepło, więc ubrałam jeansowe, krótkie spodenki, białą bokserkę, a na nią pudrowo-różowy sweter z oczkami. Włosy miałam wyjątkowo rozpuszczone. 
 Zasłoniłam oczy dłonią, kiedy promienie słońca wydobyły się zza budynków. Konkurs odbywał się wieczorem, więc był zachód słońca.
 Czekaliśmy aż zaczną nas wpuszczać. Łaskawie to zrobili, ale przy sprawdzaniu biletów prę osób odpadło. Z tego co słyszałam nie było to jak "X-Factor" czy "Mam Talent" tylko prawdziwy konkurs muzyczny. Podobno czasami sławne gwiazdy przychodziły popatrzyć. 
 Okazało się, że koncert odbędzie się na dworze. Ustawiliśmy się nie za daleko, ale i nie za blisko barierek. Ogólnie tam gdzie było miejsce. Nie spodziewałam się, że aż tak dużo ludzi przyjdzie. 
 Po jakiś 30 minutach wszyscy stali zniecierpliwieni. Czekaliśmy aż na scenę wejdzie jakakolwiek osoba i coś zapowie. Po kolejnych 5 minutach w końcu to się stało. Na środek ogromnej sceny wyszedł facet blisko trzydziestki z czarnymi włosami i szarymi oczami. Miał na sobie ubrania luźne, ale zarazem eleganckie.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie! Za minutę wystąpi dwadzieścia zespołów walczących o kontrakt ze sławną wytwórnia muzyczną! Każdy z nich będzie śpiewał piosenkę, którą wylosowali. Dzisiaj się z nimi zapoznacie, a w następnym etapie odpadnie pierwsze 5 zespołów! Dlatego uważnie się przysłuchajcie i wybierzcie swój ulubiony. Tak, więc bez względnego przedłużania, zaczynamy!!! - wrzasnął, a razem z nim tłum. Zszedł ze sceny, która automatycznie przyciemniała. W czasie jego przemowy słońce zdążyło ukryć się za horyzontem, więc światła, które po chwili się pojawi zrobiły niesamowity efekt. Na ekranie pojawiła się nazwa zespołu i imiona jej członków. Death Souls. Milusio.
 Na scenie pojawił się typowo metalowy zespół. Jednak piosenka Ellie Goulding, którą mieli zaśpiewać nie wyszła im najlepiej. Raczej nie zajdą za daleko.
 Dowiedziałam się, że zespół Violi jest szesnasty, więc trochę sobie poczekamy. Po każdym występie prezenter wychodził na scenę i pytał się wokalisty jak się śpiewało itd. 
 Zaraz miał grać zespół piętnasty. Do tej pory podobały mi się 9 i 11. W jedenastym zapamiętałam wokalistkę. Była dosyć odznaczająca się w tłumie. Miała długie blond włosy, złote oczy i tatuaż na policzku przedstawiający jakiś dziwny wzór. Drugi miała na ramieniu. 
 Okazało się, że piętnastka śpiewa Centuries od Fall Out Boy. Niebieskie światła zaczęły zataczać koła po scenie, kiedy wokalista śpiewał charakterystyczny początek. Miał całkiem przyjemny głos dzięki czemu otrzymał wrzask zadowolonych dziewczyn. Po chwili bawiłam się tak dobrze jak reszta. 
 Rozejrzałam się dookoła mnie, ale widząc jedną osobę w tłumie miałam wrażenie, że czas zwolnił. Wszyscy ludzie poruszali się mozolnie, a muzyka nie miała swojego uroku przez maksymalne spowolnienie. A przynajmniej takie miałam wrażenie. W tłumie stała ta sama białowłosa dziewczyna, którą spotkałam w sklepie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dookoła niej ludzie się nie cisnęli, a wręcz jej nie zauważali, a ona sama patrzyła się prosto we mnie z ciepłym uśmiechem na ustach. Niebieskie światło oświetlało ją jakby to ona była główną atrakcją. Nie wiem co, ale coś kazało mi pójść w jej stronę. Ciekawość, intuicja nie wiem. Ale coś mi kazało. 
 Przeciskałam się przez ludzi, aby się do niej dostać, ale drogę wydawała się nieskończenie długa choć nie stała, aż tak daleko. Gdy byłam już blisko ktoś zasłonił mi ją całkowicie z pola widzenia. Mruknęłam ciche przepraszam, ale gdy się odsunął już jej nie było, a czas przyśpieszył. Wszystko było już w normalnym tempie. Rozglądałam się dookoła z nadzieją, że ją znajdę, ale to wyglądało jakby rozpłynęła się w powietrzu. 
- Elsa? - ktoś złapał mnie za ramię. Przestraszona odwróciłam się, ale tym ktosiem okazał się Jack - Wszystko w porządku? Zaraz nasi zaczynają grać.
 Dopiero po chwili zorientowałam się, że przestali już śpiewać. Potrząsnęłam głową.
- Tak, w porządku - odparłam wracając z nim na miejsce. 
 Nie mogłam zrozumieć co się stało i co ona tam robiła, a tym bardziej jak i gdzie zniknęła. Za dużo pytań, a za mało odpowiedzi... Próbowałam przestać o tym myśleć, kiedy na ekranie pojawiła się nazwa zespołu numer 16. W sumie to nie wiedziałam jak się nazywa ich zespół. Jakoś nie było okazji zapytać. 
- Hallo Berry... - przeczytałam na głos.
 Usłyszałam pierwsze dźwięki fortepianu od razu rozpoznając piosenkę. Potem dołączyła się gitara delikatnie wydająca dźwięki. Światła włączyły się oświetlając scenę na fioletowo. 

I remember years ago
Someone told me I should take 
Caution when it comes to love, I did*

 Gdy słowa wypłynęły z ust fioletowookiej na sali rozległ się krzyk i klaskanie zadowolenia. Trzeba było przyznać, że jej głos idealnie wpasował się w piosenkę. 
 Gdy Violence podniosła głos do gry weszła Luna na elektrycznej gitarze. Mogłoby się wydawać, że takie połączenie w ogóle nie pasuje, ale to tylko błędne myślenie. W refrenie dołączyły się wszystkie dziewczyny tworząc piękny chórek i Mike na perkusji. Drugą zwrotkę śpiewał Max, który też dostał nie mało oklasków. W trzecim refrenie zauważyłam, że Violence czuję się na scenie jak ryba w wodzie. Wydawałoby się, że jest we własnym świecie. Rozglądnęłam się po innych członkach zespołu, którzy wyglądali tak samo jak wokalistka. We własnym świecie, w swoim żywiole. Spojrzałam ponownie na fioletowowłosą. Moje oczy się rozszerzyły. Na ramionach widniały japońskie znaki, które delikatnie świeciły się na fioletowo, a raczej miały taką poświatę. Spojrzałam na ludzi dookoła mnie, ale jakoś się tym nie przejęli. Wręcz wyglądali jakby tego nie zauważyli. No przepraszam bardzo, ale chyba nie podpięli jej do prądu, nie? Stałam lekko oniemiała. Po chwili Max ruszył przez scenę lekko potrącając ramię dziewczyny, która po tym zrobiła obrót wokół własnej osi. Może ludzie tego nie zauważyli, ale ja tak. Spojrzałam na Jacka pytającym wzrokiem. Był zamyślony. Zauważył to. Albo coś jest na rzeczy albo po prostu to jakiś dziwny trik. 
 Po zakończeniu utworu dostali od groma oklasków. Standardowo przyszedł do nich ten sam facet zadając jakieś pytania. 
 Gdy następny zespół zaczął następny utwór zaczęło mi się strasznie kręcić w głowie. Wyszłam z tłumu udając się za halę. Oparłam się o ścianę i ciężko wciągałam i wypuszczałam powietrze. Czasami naprawdę zazdroszczę facetom tego, że potrafią przez chwilę nie myśleć o niczym. Wyłączyć się na parę chwil. Kobiety tak nie potrafią. Mają za dużo na głowie nawet jak nic nie mają. 
 Nagle kichnęłam tworząc dookoła mnie śnieg.
- O ja cię kręcę! - usłyszałam głos, którego na początku nie rozpoznałam. Dopiero, gdy podniosłam oczy zobaczyłam roztrzepane blond włosy i jadowicie, zielone oczy. Blake. Nie dziwię się, że go nie rozpoznałam. Słyszałam go tylko raz. Co on tu w ogóle robi?
- Hm? - spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nawet gdy kichasz to czarujesz! - jego rozbawiony, ale i zdumiony głos sprawił, że zachichotałam. 
- To nie czary. To klątwa - odparłam wzruszając ramionami. Mimo iż widziałam go raz w życiu nie gada mi się z nim jakoś bardzo źle. 
- Jak to klątwa? Wiesz jak można by było w ten sposób trolować ludzi? 
Zachowuje się jak 15-latek. Choć jak mam być szczera nie przeszkadza mi to. 
- To nie w moim stylu - uśmiecham się krótko - Co ty tutaj tak w ogóle robisz? Nie powinieneś, no ten...
- Mam wolne. Poza tym przyszedłem obejrzeć koncert. Może i nie miałem biletów, ale widok z dachu jest oszałamiający. 
- Interesują cię takie rzeczy? - zdziwiłam się. Myślałam, że osoby takie jak on mają ważniejsze sprawy na głowie.
- Jak wy to mówicie "istoty magiczne" - pokazał w powietrzu cudzysłów - Nie różnią się wcale, aż tak bardzo. Lubimy takie rzeczy. Szczególnie, że niektórzy biorą w nim udział.
- Serio? 
- Yhm... Widziałem parę osób na scenie jak i na widowni. Na dachu też było ich całkiem sporo - wzruszył ramionami wkładając ręce do kurtki - Ja się już będę zbierał. To cześć! - zaśmiał się odszedł w inną stronę zostawiając mnie samą.




* Impossible - Shontelle 

Tak wiem, że spieprzyłam -.- Jestem na siebie cholernie zła, ale naprawdę pisanie idzie mi opornie, a na dodatek nie miałam ostatnio czasu. Jak mówił Jason kreatywność się włącza w nocy, a mi w szczególności, więc dzisiaj pisałam od... 3 nad ranem do teraz... Z małymi przerwami na czytanie, ale ogólnie tak to wyglądało. Ale nie żałuje, bo widziałam najpiękniejszą rzecz na świecie i mówię o wschodzie słońca *~* Cudo! Nie wiem ile zdjęć cyknęłam xd
Poza tym oprócz tego, że mojej rodzinie ostatnio zachciało się wychodzić na dwór razem ze mną to pochłonęły mnie książki (przeczytałam już chyba 7...), a na dodatek anime plus fanfici. Ogólnie takie combo! No i wyjścia z przyjaciółmi. No i rysowanie! Ostatnio strasznie dużo rysuje....
Tak więc standardowo przepraszam, ale mam nadzieje, że się bardzo na mnie nie zawiedliście ;-;
4 komentarze = next
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

poniedziałek, 4 lipca 2016

Rozdział #4 "Skąd ja ją znam?"

 [Elsa]

 Po powrocie do domu udało mi się przeanalizować to co się stało. I jedno co się tam nauczyłam to to, żeby nie wierzyć w bajeczki jakie wymyślają ludzie. Naprawdę nie spodziewałam się, że tam mogą wyglądać postacie, które spełniają marzenia dzieci. 
 I jeszcze ten Blake. Nie wiem, dlaczego, ale wydaje mi się podejrzany. Nie rozumiem trochę działania Northa, ale chyba chce jak najszybciej zakończyć tą wojnę. Czy wojna się w ogóle już zaczęła? 
 W niedzielę nie miałam zamiaru ruszać się z domu. Ale oczywiście moja siostra stwierdziła, że wyjdziemy na zakupy.
 Pojechałyśmy do najbliższej galerii. Ania ciągle rozmawiała o tym co się dzieje w jej klasie.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała w końcu, kiedy kierowałyśmy się do jakiegoś sklepu z ubraniami. Już miałam odpowiedzieć "Yhm", ale wtedy by wyszło, że naprawdę jej nie słuchałam, bo taką odpowiedzieć dawałam przez ostatnie 10 minut. No może to było po części prawdą, ale nie chciałam, żeby się zdenerwowała. Albo co gorsza opowiedzieć o tym jeszcze raz. Kocham ją, ale mam za dużo na głowię, żeby przejmować się tym, że ktoś z jej klasy upuścił ołówek na środku sali. 
- Tak - pokiwałam energicznie głową choć byłam strasznie zmęczona. Zlustrowała mnie wzrokiem.
- Coś mi się nie wydaje, ale cię rozumiem. Może cię nie interesować moje życie - westchnęła ciężko.
- Aniu... Interesuję mnie. Tylko, że nie mam siły na cokolwiek.
- Jak chcesz możemy się wrócić - wskazała na wyjście za sobą.
- Nie. Chciałaś iść. Chce, żebyś była zadowolona - uśmiechnęłam się ciepło. Odwzajemniła uśmiech. 
 Zaczęło się latanie po sklepach. Ania brała wszystko co jej się podobało, wiec trochę nam zajmowało przymierzanie. 
 Ruda podała mi kolejną porcję ciuchów i sama skręciła w inną stronę. Westchnęłam próbując lepiej złapać stertę ubrań dopóki telefon w mojej kieszeni nie wydał charakterystycznego dźwięku. Robiąc jakieś dziwne pozycje udało mi się w końcu wyciągnąć urządzenie i odblokować ekran. Super! Łańcuszek! Tylko po to się tak męczyłam, żeby zobaczyć jakiegoś durnego SMSa?!
 Wkurzona włożyłam telefon do kieszeni. Nagle poczułam jak na kogoś wpadam, upadam, a ubrania razem ze mną. Jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Już miałam nakrzyczeć na osobę, która na mnie wpadła, ale gdy otworzyłam oczy to zaniemówiłam. 
- Przepraszam - usłyszałam łagodny głos dziewczyny. Zaczęła zbierać ubrania z podłogi te, które wypadły mi z rąk. Poszłam w jej ślady nie spuszczając z niej wzroku. Gdy na ziemi nie było już nic obie wstałyśmy, a ja mogłam się jej bliżej przyjrzeć. 
 Była wyższa ode mnie o parę centymetrów. Miała białe, proste jak druty włosy do pasa, które pobłyskiwały delikatnie na fioletowo. Mały nos, na którym znajdowały się prawie niewidoczne piegi, usta były wąskie, ale z drugiej strony pełne. Jej twarz była okrągła, ale z widocznymi kośćmi policzkowymi. Największą uwagę przykuwały duże, granatowe oczy z przebłyskami czystego błękitu skrywające się pod gęstymi, czarnymi rzęsami. Przypominały rozgwieżdżone niebo nocą. 
 Na jej chudej posturze leżała błękitna sukienka w białe kropki do połowy ud. Na ramionach miała lazurowy sweter. 
 Na szyi zauważyłam srebrny łańcuszek, ale reszta kryła się pod ubraniem.
 Mogę szczerze powiedzieć, że stałam przed jedną z najpiękniejszych dziewczyn na świecie. Jednak miałam uczucie, że gdzieś ją już widziałam. Że ją skądś znam.
- Nic ci się nie stało? - zapytała z troską. Znam ten głos. Skąd ja znam ten głos? 
- N-Nie - potrząsnęłam głową. Uśmiechnęła się ciepło. Podała mi ubrania Anki. Skąd ja ją znam? Tylko to pytanie krążyło mi po głowie. Może była jest jakąś modelką i widziałam ją w jakimś magazynie? Ale nie poznałabym wtedy głosu. Nie mogę sobie przypomnieć...
- To cześć! Uważaj na siebie - zaśmiała się machając mi na pożegnanie i wyszła. Jej śmiech dźwięczał mi w uszach. 
- Wow - usłyszałam głos mojej siostry za sobą. Pośpiesznie się odwróciłam, żeby nie patrzyć się ciągle miejsce gdzie stała dziewczyna - Kto to był?
- Nie wiem - wzruszył ramionami - Wpadłyśmy na siebie przez przypadek. Idziemy?
- Yhm - powiedziała i poszła w stronę szatni.
 Przez resztę dnia zadawałam sobie pytanie skąd mogę znać tamtą dziewczynę, ale do niczego nie doszłam. Zapytałabym się Jacka, ale nawet jak szczegółowo opiszę to nie znam jej imienia, nazwiska... W sumie nic o niej nie wiem. Po dłuższym czasie stwierdziłam, że sobie i tak nie przypomnę, a najprawdopodobniej już nawet nigdy nie zobaczę, więc starałam się już o niej nie myśleć.  
 Gdy się obudziłam w poniedziałek poczułam na gołej skórze ramion podmuch powietrza. Podniosłam zaspane oczy. Na noc zostawiałam otwarte okno, bo było mi zazwyczaj za gorąco. Niebo było szare, a ciężkie, ciemne chmury wyglądały jakby miały zaraz pęknąć. 
 Wstałam z łóżka i poszłam zamknąć okno. Nie chciałam mieć powodzi w pokoju. 
 Nawet nie zauważyłam kiedy byłyśmy już w szkole. Ruda poleciała już o swojej klasy, a ja dalej stałam na środku korytarza. Poprawiłam plecak na ramieniu i ruszyłam w stronę klasy. Na dworze coś huknęło przez co odwróciłam się w stronę okna. Burza. Rozpadało się na dobre.
 Gdy ponownie błysnęło usłyszałam za sobą pisk. Spojrzałam na osobę. Alice jedną ręką kurczowo trzymała się butli, a drugą przyciskała do piersi. Trzęsła się i zbledła jakby zobaczyła ducha. Miała na sobie dziwny brązowo-różowy sweter sięgający do połowy ud. Wyglądał jakby nie był jej. Był po prostu za duży. 
- Boisz się burzy? - zapytałam poprawiając rękawy swetra. 
- A ty nie? - powiedziała słabym głosem. Uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Nie... Mnie takie rzeczy nie straszą - tak, ponieważ mnie straszą demony, koszmary i inne potwory. Burza przy tym jest watą cukrową.
- Odważna jesteś - zagryzła wargę wbijając wzrok w podłogę. Zaśmiałam się cicho. 
- Nie jestem - oparłam cicho - Chodź już pod klasę.
 Pobiegła do mnie i razem poszłyśmy do klasy. Gdy zadzwonił dzwonek usiadłam z nią. Jacka znowu nie było. Powtórka z zeszłego roku. Teraz w ogóle nie będzie przychodził do szkoły, bo Mrok znowu nie daje im spokoju. 
 Ostatnią lekcją był wf. Stwierdziłam, że zgłoszę nieprzygotowanie, ponieważ jestem zbytnio zmęczona. Nawet nie wiem czym. Ostatnio tak się ciągle czuję chociaż nic takiego nie robię. 
 Usiadłam na ławce na końcu sali. Co dziwne tylko ja zgłosiłam np. Zwykle robi to połowa dziewczyn, żeby pogadać albo pooglądać chłopaków w akcji. A dziś wszystkie są na boisku. No możne oprócz Alice, która się do mnie dosiadła. Skulona wpatrywała się w okno, ale za każdym razem kiedy grzmotnęło zamykała kurczowo oczy. Chciałam z nią o czymś pogadać, ale nie wiedziałam jak zacząć temat. Po prostu, żeby przerwać tą niezręczną ciszę. 
 Stukałam paznokciami o kolona co chwilę poprawiając sweter. Nagle jedno z okien się otwarło wpuszczając chłodne powietrze do środka. Na odkrytej skórze dziewczyny pojawiła się gęsia skórka, a sama skuliła się jeszcze bardziej. Pośpiesznie zamknęłam okno.
- Czy tobie nigdy nie jest zimno? - zapytała po chwili. Mocno trzymała się końców rękawów, aby tylko się z niej nie zsunęły. 
- Rzadko. Każdemu w którymś momencie robi się zimno, rzadziej lub częściej - wzruszyłam ramionami. Podciągnęłam kolana, żeby usiąść po turecku. 
- Elso - mruknęła po chwili przeciągając ostatnią literę.
- Tak?
- Wierzysz w życie po śmierci? 
Zamrugałam parę razy. Podrapałam się po głowie zastanawiając się nie nad samym pytaniem. Bardziej na tym czemu mi je zadała.
- Dlaczego pytasz? 
- Bo nikomu innemu nie mogę zadać tego pytania, a mnie męczy o paru tygodni - wzruszyła ramionami - Prawdę mówiąc jesteś osobą, z którą najczęściej rozmawiam, a mamie na pewno nie zadałabym takiego pytania. 
- Niby czemu? - spytałam jak głupia. Odwróciła wzrok..
- Bo by chyba zwariowała. Już i tak to robi bez durnych pytań.
- Masz rodzeństwo?
- Nie - ugryzła wnętrze policzka - Mama to jedyna rodzina jaką mam. Tata umarł na białaczkę. 
- Och - zniżyłam głos. 
- Przepraszam jeżeli cię przytłaczam, ale musiałam się komuś wygadać. 
- N-Nie jak po prostu... Nie wiem co powiedzieć - spuściłam wzrok. Przez ile cierpienia jeszcze przejdzie ta dziewczyna. 
 Siedziałyśmy przez chwilę cicho. Strasznie mi jej szkoda. Po jakimś czasie przerwała niezręczną ciszę. 
- To jaka jest odpowiedź na moje pytanie?
- Nie wiem. Na pewno coś tam jest, ale co. Nikt się tego nie dowie - wzruszyłam ramionami - W sumie to nie odpowiedziałaś też na moje pytanie.
- Chciałabym po prostu wiedzieć co mnie czeka.
Przełknęłam ślinę. Spojrzałam w tym samym kierunku co ona. Po szybie spływały krople deszczu. To jakby niebo płakało.
 Niestety często, gdy są takie dni moje szczęście znika. Innymi słowy Ania kończyła wcześniej lekcje, a auto szofera się zepsuło, więc muszę iść na piechotę. Super. 
 Zrezygnowana wyszłam ze szkoły. Miałam już biec do domu, ale nagle usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się szukając źródła głosu. Violence o mało się nie przewracając zbiegła po schodach zatrzymując się tuż przy mnie. Oparła ręce na udach ciężko dysząc.
- Coś się stało? Wiesz, nie mam kurtki z kapturem tak jak ty, więc chce jak najszybciej wrócić do domu - powiedziałam czując jak kosmyki włosów przyklejają mi się do twarzy. Wyciągnęła rękę przed siebie. Trzymała w dłoni dwa bilety. Podniosła energicznie głowę patrząc mi w oczy.
- To na ten konkurs, żebyś mogła wejść. Twojej siostrze już dałam. Ciebie jakoś nie mogłam dzisiaj znaleźć.
- A po co mi dwa? - zapytałam unosząc brew do góry.
- Dasz ten drugi Jackowi? Jestem pewna, że szybciej ty się z nim zobaczysz niż ja.
- Okej - wzięłam bilety i szybko schowałam je do torby - To cześć! - pomachał po czym puściłam się biegiem. Nie zamierzała moknąć jeszcze bardziej. 
 Pomiędzy drzewami zobaczyłam czerwony błysk. Zatrzymałam się o mało nie wpadając w błoto. Wydawało mi się, że widziałam czerwone oczy, ale gdy podeszłam do linii drzew nic już tam nie było. Z ogłupiałą miną wpatrywałam się tam przez chwilę dopóki nie kichnęłam. Na ziemi uformował się mokry śnieg. O nie...


***

[Jason]

 Podobno przebywanie na świeżym powietrzu jest dobre. Dlaczego ludzie tego nie robią? Tylko kiszą się w barach i klubach popijając alkohol albo siedzą w domu oglądając filmy. Przecież równie dobrze mogę robić to na dworze. A przynajmniej dopóki jest ciepło. Potem może być gorzej. 
 Słyszałem, że w nocy jesteśmy bardziej kreatywni. Nie tylko ludzie, ale i inne stworzenia. Może to i prawda, bo to czas, w którym zadaje sobie najgłupsze pytania na świecie. Nie tylko pytanie "Co zjem na obiad?" bo odpowiedź zawsze jest ta sama. 
 Leżę sobie na dachu jakiegoś małego klubu czekając aż coś się napatoczy. Mówiąc "coś" mam namyśli jedzenie. Niektórzy myślą, że to obrzydliwe i ogółem straszne. No, ale bez jaj! Każdy w jakiś sposób musi się pożywić! Ludzie wciskają sobie hamburgery do gardeł, demony wysysają duszę, a wampiry piją krew. Tego się nie zmieni. 
 Czasami, gdy patrzę sobie niebo księżyc próbuje się wcisnąć w moje pole widzenia. Tak samo teraz. Mam wrażenie, że patrzy na mnie z wyrzutem. To, że nienawidzę swojego ojca i nie jestem po jego stronie nie znaczy, że będę po jego stronie. Jestem neutralny. A teraz patrzy na mnie zrezygnowany. 
- Czego ty ode mnie oczekujesz? - pytam zezłoszczony - Zakłócasz mi odpoczywanie, a teraz muszę na ciebie patrzeć.
Powoli zaczynają go otaczać chmury.
- Wal się. Nie chce mi się z tobą rozmawiać - warknąłem odwracając się na bok. 
- Znowu gadasz sam do siebie? - słyszę rozbawiony głos barmanki. Wie kim jestem i jej to nie przeszkadza dopóki nie zabieram się, za któregoś z jej pracowników. To jej klub. 
 Nie jest chuda. Jest ogromna, a raczej jej ciało. Twarz ma nawet szczupłą. Pod mocno czarnymi rzęsami (od tuszu) kryją się szare, zwykłe oczy, a na głowie jak zwykle ma wysokiego koka. Jej włosy mają trudny do określenia ocień;  ni to brąz, ni to blond. Ubrana wiecznie w czarną sukienkę z ćwiekami. I tak, jest człowiekiem. 
- Nie mam z kim, to zostaję sam ja. Ale nawet ten idiota ze ze mnę nie wytrzymuje.
- Nie wytrzymujesz sam ze sobą... Nieźle - szczerzy się głupio - Może byś sobie kogoś znalazł?
- Głodny jestem - ignoruje jej pytanie, a raczej sugestię.
- I to jest kolejny powód, żebyś sobie kogoś znalazł - patrzę na nią zrezygnowanym wzrokiem - Na stałe.
Wraca do klubu. 
Nie wiem, dlaczego ale moje myśli lądują na przepięknej niebieskookiej blondynce. Zajętej niebieskookiej blondynce.  Jęczę zmęczony. Nie mogę. Jak zaczynam o niej myśleć to trudno mi skończyć. Głupie i złudne uczucie, że kiedyś mi wybaczy ten pocałunek krąży mi po głowie powodując uścisk w gardle. Wiem co zrobiłem. I muszę się trzymać od niej z daleka. Nie tylko z tego powodu. Boję się, że się na nią rzucę. 
 Brzmi to strasznie, wiem, ale nic na to nie poradzę. Chce jej dobra, które zapewnia jej ten idiota. Ja jej nie mogę to niech on przynajmniej to robi. 
 To dziwne, bo powinna mi być obojętna, ale nie jest. Potrafi tak zamącić w głowie, że to aż straszne. 
 Wkładam rękę do kieszeni szukając pewnego przedmiotu. Wyciągam z niej srebrny krzyżyk z czerwonymi kryształkami. Kojarzy mi się z matką, bo mi go dała. Jakiś człowiek myślał, że ją tym odstraszy, a tylko rozbawił. Odebrała mu to na pamiątkę, którą mi oddała. Czasami się zastanawiam czy wiedziała o tym co się stanie. Bo dała mi go dzień przed jej śmiercią. 







Przepraszam, że tak późno (mam wrażenie, że ciągle zaczynam od przepraszam, ale nie ważne xd), ale straciłam wenę, którą odzyskuje wieczorem. Tak jak Jason stwierdził w nocy jesteśmy bardziej kreatywni.
I dziękuje za 50 000!!! Jesteście niesamowici ^^
I zaktualizowałam zakładkę "Bohaterowie". Możecie sobie zobaczyć Blake'a xd I pamiętajcie, że ta strona jest tylko by przybliżyć wam wygląd bohaterów. Nigdy nie będą tacy sami jak w mojej wyobraźni.  
I zastanawiałam się nad zakładkę spam. Może parę osób chce się zareklamować, bo zaczęło dopiero pisać, a głupi im w komentarzu. Nie wiem czy to ma sens, dlatego się was pytam.
I standardowo przepraszam za błędy jeśli jakieś się pojawiły, ale pisałam to szybko :/
Zapomniałam dopisać!!
3 komentarze = next
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

piątek, 1 lipca 2016

Rozdział #3 "Strażnicy" + Maraton 2TzJ


[Elsa]

 Stukałam paznokciami o ławkę wyczekując upragnionego dzwonka. Dzisiaj byłam wyjątkowo podenerwowana , sama nie wiem nawet z jakiego powodu. Tak po prostu. 
 Zostało 10 minut o końca lekcji fizyki. Nie mam ogólnie nic do tego przedmiotu, ale pisanie wzorków nie było moim najbardziej wymarzonym zajęciem w tym momencie. 
 Siedziałam razem z Amy, która była tak samo spięta tylko może bardziej senna. Nie było ani Alice, ani Jacka. Dziewczyna była prawdopodobnie na badaniach, a bałwan na misji. Znowu zaczęły pojawiać koszmary i tak jak mówili w wiadomościach ludzie je widzą, a strażnicy nie wiedzą dlaczego. 
 Ogólnie to Amy nadal miała swojego focha na Tima. Chyba przyjęła zbyt dosłownie to co powiedziałam, ale pomagało, więc się nie wtrącałam. Jedynie Violence się skarżyła, że na próbach jest czasami dosyć napięta atmosfera. 
 Szczęśliwa, że na chwilę udało mi się odpłynąć przestałam stukać o ławkę, ale słysząc kolejne równanie zagotowało się we mnie. Popatrzyłam na nauczyciela błagalnym wzrokiem, ale nawet on zasypiał. 
 Westchnęłam ciężko opadając na krzesło. Z nudów kolejny raz rozejrzałam się po klasie. Nie tylko ja byłam wykończona. Niektórzy grali w państwa miasta, inni rozmawiali, a reszta najzwyczajniej spała. 
 Jeszcze po tej przerwie mieliśmy się spotkać w głównej sali na ogłoszenie wyników nowego samorządu szkolnego. Dalej nie wierzę, że Punzie się zgłosiła, ale chyba bardziej, że zrobiła to Madison. Obie miały duże szanse, ale w zupełnie inny sposób. Miałam jednak nadzieję, że inni nauczyciele są na tyle mądrzy i jej nie ulegną. Bo dyrektor koszmarek nie będzie miał kontroli. 
 Wreszcie nastało zbawienie i zadzwonił ten cholerny dzwonek. Spojrzałam na Amy, która była w półśnie. Szturchnęłam ją w ramię na co poderwała się jakby ją poraził prąd. Zamrugała parę razy po czym zaczęła się pakować. Poszłam w jej ślady.  
 Wyszłyśmy z klasy rzucając ciche "Do widzenia" i udałyśmy się w stronę szafek. Wrzuciła niepotrzebne książki na półkę i nie wiem dlaczego, ale przypomniało mi się jak się w niej kiedyś ukryłam przed Jackiem. Na wspomnienie się uśmiechnęłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że stoję w bezruchu od jakiegoś czasu. Potrząsnęłam głową i zamknęłam szafkę. Westchnęłam cicho i czołem oparłam się o zimną blachę. 
 Dlaczego ludzie widzą koszmary?... Nie potrafię na to sobie odpowiedzieć. Nawet nie wiem jaki Mrok widzi w tym cel. Po co mu to. No chyba, że nie robi tego celowo. Więc dlaczego to się dzieje? Ugh! Jestem w ślepym zaułku. 
- Elsa? - usłyszałam zatroskany głos, na który się wzdrygnęłam. Violence miała położoną rękę na moim ramieniu i wpatrywała się we mnie zaniepokojona - Wszystko w porządku?
- Tak - westchnęłam obracając się do niej przodem - Po prostu jestem zmęczona.
- Nie martw się ja też - zaśmiała się bez humoru - Te wszystkie próby mnie powoli wykańczają. Ale z drugiej strony jestem bardzo podekscytowana faktem, że już za tydzień jedziemy na pierwszy występ! 
 Uśmiechnęłam się do niej ciepło. 
 Gdy zadzwonił dzwonek udałyśmy się wszystkie do sali głównej. Zajęłyśmy miejsce w przed ostatnim rzędzie. Liczyłam tylko na to, że to całe przedstawienie zakończy się szybko.
 Na scenę weszli reprezentacji nowego samorządu. Już na starcie się wyłączyłam. Nie chciałam słuchać tej paplaniny. 
 Po jakiś 20 minutach dopiero ogłoszono wyniki. Jak się spodziewałam wygrała Punzie, Madison i parę innych osób. Ten rok będzie ciekawy...
 Nie wiem jak przetrwałam resztę lekcji, ale jakoś to zrobiłam. Pędem wybiegłam ze szkoły kierując się do domu na piechotę. Ania kończyła lekcje o innej godzinie, więc nie musiałam martwić się szoferem. Muszę wyrobić sobie prawo jazdy...
 Gdy weszłam do domu zostałam praktycznie od razu zaatakowana przez Blue. Pogłaskałam psiaka za uchem po czym uzupełniłam mu pokarm. Otworzyłam na wszelki wypadek drzwi do ogrodu, aby mógł sobie pobiegać. 
 Zrobiłam sobie gorącą czekoladę z piankami po czym udałam się na górę. Prawie dostałam zawału kiedy zauważyłam Jacka leżącego na moim łóżku. Dopiero po chwili mnie zauważył, więc podniósł się do pozycji siedzącej. Po paru mrugnięciach odzyskałam głos.
- Co tu robisz?
- Przyszedłem porozmawiać - odparł jakbym zadała jakieś głupie pytanie. Gdy odłożyłam rzeczy na półkę przyjrzałam się mu uważniej. Miał cienie pod oczami i rozciętą wargę. Dotknęłam ją delikatnie na co nie protestował. 
- Koszmary? - mruknęłam, ale bardziej zabrzmiało to jak stwierdzenie niż pytanie. Skinął głową. 
 Westchnęłam ciężko i usiadłam obok niego. 
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- O następnej naszej lekcji - powiedział opadając na łóżko. Uniosłam brew.
- A co z nią?
- Jedziemy na wycieczkę, żeby kogoś odwiedzić.
- Kogo? - jeszcze bardziej się zdziwiłam. 
- Strażników - zamrugałam parę razy - Nie widziałaś jeszcze ich, a teraz jest taka sytuacja, że muszę was poznać.
- Ok - powiedziałam po chwili wypuszczając powietrze z płuc.
- W sobotę polecimy do bazy strażni...
- A potem mi opowiesz o tatuażach? - nie dałam mu dokończyć. 
- Tak - potarł skronie zrezygnowany. 

***

 Przez resztę tygodnia siedziałam jak na szpilkach. Czekałam tylko na sobotę. Czas dłużył się nie miłosiernie, a ja nie mogłam nic zrobić. Ciągłe siedzenie czasem mnie wykańczało. 
 Obiecałam też Violi, że przyjdę na ich występ. Tak naprawdę strasznie się cieszyłam z tego powodu, bo nie wiedziałam co przygotowali. Miałam tylko nadzieję, że im się uda.
 Kiedy obudziłam się w sobotę o dziesiątej zaczęłam się przygotowywać. Jednak po godzinie znów nie miałam co robić. Próbowałam przeczytać jakąkolwiek książkę, ale za cholerę nie potrafiłam. Nie mogłam się skupić na tym co tam jest napisane. Robiłam wszystko i nic. Miałam wrażenie, że spędziłam w tym pokoju parę dni, a nie godzin. 
 W sumie sama nie wiem, dlaczego tak się zachowywałam. Miałam się tylko spotkać ze strażnikami. To chyba nic wielkiego. 
 Kiedy usłyszałam charakterystyczny odgłos klaksonu wybiegłam z domu jak opętana. Wskoczyłam do samochodu nawet nie patrząc na Jacka. Gdy nie ruszaliśmy zdziwiona popatrzyłam na białowłosego. Miał oczy jak spodki i lustrował mnie wzrokiem. Po chwili wybuchnął nie pohamowanym śmiechem. 
- Z czego się ryjesz? - zapytałam po chwili zirytowana. Otarł łezkę z oka, ale alej nie przestawał się śmiać.
- Ja wiem, że mnie kochasz - odparł próbując się uspokoić - I, że poszłabyś za mną gdziekolwiek, ale co ci robili w tym domu, że wybiegłaś z niego jakby się paliło?
Wywróciłam oczami.
- Nie mogłam wysiedzieć na miejscu - burknęłam zakładając ręce na piersi i odwracając wzrok. W końcu postanowił ruszyć.
 Drogę przebyliśmy w ciszy. Czasami tylko chłopak zachichotał. 
 Gdy przyjechaliśmy do jego domu standardowo ruszyliśmy do jego pokoju. Usiadłam na mięciutkim łóżku obserwując Jacka. Krzątał się po pokoju szukając czegoś. Przeszukał chyba wszystkie meble co chwilę mrucząc pod nosem. 
 Nagle zawył zadowolony wyciągając przedmiot z szafy. 
- Wreszcie ją znalazłem!
- Co? - zapytałam wstając. Podeszłam do niego bliżej, aby się przyjrzeć. Trzymał w ręku dużą, szklaną kulę, w której były małe śnieżynki - Po co ci śnieżna kula?
- To nie jest śnieżna kula. To portal - odparł zadowolony - Gdy powiem miejsce, do którego chce się udać, a w normalny sposób ciężko będę mógł się tam prze teleportować. Pod warunkiem, że już tam byłem i wiem gdzie to jest. 
- Och - wypuściłam powietrze z płuc orientując się, że wstrzymywałam oddech. 
- Baza Świętego Mikołaja - powiedział delikatnie potrząsając kulą. W niej pojawił się jakiś mały budyneczek. Chciałam się mu dłużej przyglądać, ale nagle rzucił nią o ziemię. Gdy nagle pojawił przede mną ogromny portal odskoczyłam jak poparzona. Jack widząc mnie zachichotał. Podszedł do mnie i złapał za rękę. 
- Uważaj, bo będziesz miała wrażenie jakby ci się żołądek wykręcił - szepnął mi do ucha i podbiegł do portalu. 
- CO?! - krzyknęłam po zrozumieniu jego słów, ale nie dostałam odpowiedzi, bo już nas nie było. 
 To co powiedział Jack się sprawdziło. Tylko, że nie tylko żołądek mi się wykręcił. W głowie mi się zaczęło kręcić jak cholera. 
 Kiedy poczułam jak na czymś ląduje białowłosy musiał mnie złapać, żebym nie upadła. Zaczęłam się strasznie krztusić. Dopiero po chwili mogłam stanąć na prostych nogach. Ale to co zobaczyłam zaparło mi wdech w piersiach. Ogromne pomieszczenie w czerwonych i brązowych odcieniach. W niektórych miejscach stały Yeti, o których opowiadał mi Jack i małe elfy z ogromnymi czapkami. Na środku znajdował się ogromny globus z małymi światełkami. 
 Zorientowałam się, że mam otwartą buzię, więc pośpiesznie ją zamknęłam. 
- Jack! - usłyszałam dudniący męski głos. Do chłopaka podszedł wielki mężczyzna z długą brodą, czerwoną bluzką i czarnymi spodniami. Przez podwinięte rękawy widziałam mnóstwo tatuaży.
- Wreszcie jesteś - zaśmiał się klepiąc trochę za mocno białowłosego w plecy przez co musiał zrobić parę kroków do przodu. 
- Jestem - uśmiechnął się pod nosem - Elsa to jest North czytaj Święty Mikołaj - powiedział wskazując na siwobrodego, który uśmiechał się od ucha do ucha. Och... Nie tak wyobrażałam sobie go wyobrażałam. Raczej jako pulchnego staruszka, a nie masywnego mężczyznę. Podszedł o mnie podając mi rękę wielkości chyba mojej głowy. Przyjęłam gest, ale miałam wrażenie, że mi urwie rękę mimo iż nie trzymaj jej jakoś mocno.
- Miło cię w końcu poznać osobiście Elso - powiedział łapiąc mnie pod ramię. 
- Mi pana też - jąkałam się strasznie dalej będąc w szoku.
- Och proszę cię - jego głos rozbrzmiał po pomieszczeniu - Mów mi North.
 Pokiwałam głową po czym mnie puścił i usiadł przy globusie. 
- Jesteś chyba w niemałym szoku - szepnął mi do ucha rozbawiony Jack.
- Nie tak książki go opisywały...
- W takim razie nie tylko on cię zadziwi - zaśmiał się - A teraz się uśmiechnij.
 Wyszczerzyłam delikatnie zęby. Po chwili poczułam jak ktoś na mnie wpada albo raczej przytrzymuje. 
- Na wielki księżyc! Jakie piękne małe kiełki - usłyszałam pisk kobiety, która zaczęła rozciągać mi buzię próbując ujrzeć zęby. Po jakimś czasie Jackowi udało się ją odsunąć. 
- Ząbek! Ile razy mam ci jeszcze mówić, żebyś tak nie robiła? - usłyszałam głos Northa. 
- Och, przepraszam! Nic na to nie poradzę! Przepraszam jeśli cię przestraszyłam! Jestem wróżka Zębuszka - mówiła tak szybko, że musiałam mieć chwilę, aby przetworzyć wszystkie informacje. 
 Jack miał rację. Ona też wyglądała zupełnie inaczej. Prędzej powiedziałabym, że to kobieta koliber, a nie wróżka. Praktycznie całą była pokryta różnokolorowymi piórami, a z pleców wyrastał jej półprzeźroczyste skrzydła. I miała fioletowe oczy. Kojarzyły mi się z Violence. 
 Dookoła niej latały mniejsze wersje jej samej. Tylko, że nie mówiły, a tylko popiskiwały. Zauważyłam, że z jedną Jack się bawił. 
- Nic się nie stało - powiedziałam po jakimś czasie uśmiechając się ciepło. Wróżka odetchnęła z ulgą.
- A to jest Piaskowy Ludek - powiedział białowłosy kładąc mi rękę na plecach, a drugą wskazał w dół. Przede mną stał niski człowieczek z piasku. Był uśmiechnięty od ucha do ucha.  
- Dzień dobry - powiedziałam machając delikatnie głową. Ze wszystkich przypominał mi najbardziej tą wersję książkową. 
 Nad jego głową zaczęły pojawiać się obrazki. Jednak się myliłam.
- Piasek nie potrafi mówić  - szepnął mi Jack do ucha - Dlatego nad jego głową pojawiają się obrazki. Tak się z nami porozumiewa.
- Och - wydałam tylko z siebie jęk zaskoczenia. 
- A gdzie kangur? - zapytał po chwili białowłosy z szyderczym uśmiechem.
- Kangur? - uniosłam brew do góry.
- Zając wielkanocny - odparł Mikołaj pocierając skronie. Zdziwiła się jeszcze bardziej. Wyobrażała jak zaraz do pomieszczenia wskoczy zając wysokości maksymalnie biurka. Ale przezwisko kangur? He?
- No nie! - usłyszałam za sobą zrezygnowany głos - Damska wersja Jacka Frosta?!
 Reszta Strażników zaczęła się śmiać, a ja odwróciłam się gwałtownie i zamarłam. Właśnie przeżyłam największy szok. 
 Przede mną stał ogromny zając równy wzrostem Jacka, z puchatymi wzorami i przewieszoną bronią, a raczej bumerangami. No to już wiem, dlaczego kangur...
 Jack i Zając zaczęli się nagle strasznie przedrzeźniać, więc większość skupiła uwagę na nich. Rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając czegoś ciekawego. Zauważyłam, że w suficie znajduje się ogromne okno. Podeszłam bliżej globusu, aby przyjrzeć się widokowi. Była noc, ale to może, dlatego że znajdowaliśmy się na biegunie. 
 Niestety nie dane było mi się długo temu przyglądać, ponieważ poczułam rękę na ramieniu. Musiałam odwrócić wzrok od miliardów gwiazd. Jack patrzył się na mnie zaciekawiony. 
- Dobra! Zajmijmy się tym po co tu przyszliśmy - powiedział North pocierając dłonie. Oparł się o stolik i popatrzył na mnie tak jak reszta strażników - Co się działo w siedzibie Mroka, kiedy cię porwali?
 Wszystkie wspomnienia nagle mi się przypomniały. Od tego, że nie miałam mocy do pocałunku Jasona. Nie wiedziałam od czego zacząć.
- Echm, eee - nerwowo zaczęłam wodzić wzrokiem po globusie obok mnie - Nie wiem jak zacząć... Oprócz tego, że siedziałam w celi nie wiem ile - przełknęłam ślinę na wspomnienie o czarnowłosym - To potem zabrali mnie do ogromnego pomieszczenia, gdzie Mrok chciał ściągnąć mi kamień. Po co wam w ogóle to wiedzieć?
- Żeby lepiej zrozumieć sytuacje - mruknął szarak bawiąc się bumerangiem - Nie wiemy, dlaczego dzieje się co się dzieje. Myślimy, że to co się tam stało może nam pomóc.
 Zapanowała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Nagle mi się coś przypomniało. 
- Po co Mrokowi kamień? 
 Strażnicy rozejrzeli się po sobie po czym westchnęli ciężko.
- Nikt tak naprawdę nie zna możliwości tego przedmiotu - odparła po chwili wróżka - Wiemy, że ma ogromną moc, ale co dokładnie robi to nie za bardzo. Jedną z informacji jaką uzyskaliśmy to taka, że potrafi przenosić do królestwa Księżyca.
- Co? - usłyszałam roztrzęsiony głos białowłosego. Czyżby nic nie wiedział?...
- Mrok prawdopodobnie chce go dostać, aby się tam przenieść. Ale za nic w świecie nie wiem jak - ząbek wzruszyła ramionami.
- Czy to prawda, że Czarny Pan był kiedyś strażnikiem? - zapytałam po chwili. Wszyscy w pomieszczeniu popatrzyli się na mnie jak na wariatkę. Wszyscy oprócz piaska.
- Dlaczego miałby niby być? - odparł po chwili oszołomiony North. Przygryzłam wargę. Przecież nie powiem im, że wiem to od Jasona. 
 Wzruszyłam ramionami.
- Tylko pytałam...
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę. Potem Mikołaj klasną w dłonie chcąc coś ogłosić.
- Chciałem wam jeszcze ogłosić, że znalazłem kogoś. 
- Dla siebie? - parsknął zając. Siwobrody popatrzył na niego morderczym wzrokiem. 
- Nie. Znalazłem kogoś, kto będzie nam mógł ewentualnie pomóc. Wie jak uzyskać informację na temat Mroka. Będzie nam ich udzielał.
- Czyli inaczej wtyka? - Jack stał z założonymi rękami. Chyba nie był przekonany. 
- Tak - złożył ręce w trójkąt - Inni go poznali, ale chciałem go przedstawić wam. Blake! 
- Tak? - usłyszałam rozbawiony męski głos. Spojrzałam do góry. 5 metrów nad nami siedział po turecku blondyn z wściekle zielonymi oczami. 
- Chodź tu.
Chłopak zeskoczył z podestu na sam środek pokoju. Miał na sobie czarną kurtkę z pomarańczowymi wykończeniami i puszkiem na kapturze, szarą koszulkę i czarne spodnie. Przydługie włosy miał w artystycznym nieładzie, a oczy kojarzył mi się z jadem węża. Miał wesoły wyraz twarzy. 
- To jest Blake. Co miesiąc będzie nam dostarczał informacje na temat Mroka.
- Jak mamy mu zaufać? - zapytał po chwili Jack. Mikołaj posłał mu karcące spojrzenie.
- Gardzę nim, ale wiem jak uzyskiwać informacje - powiedział poważnym tonem - Jestem za księżycem i będę mu służył do końca. A tak poza tym to cześć!
- Okej - białowłosy przejechał rękoma po twarzy - My się będziemy już zbierać.
Pożegnaliśmy się ze zgromadzonymi i zanim zdążyłam się zorientować Jack wrzucił mnie do portalu, a potem już siedziałam na jego łóżku. 
- Myślę, że już czas...
- Nie. Miałeś mi powiedzieć o tatuażach. Zauważyłam, że inni strażnicy też je mieli - powiedziałam twardo. Westchnął zrezygnowany. 
- Powiem szybko, a potem pójdziemy, ok? - skinęłam głową - Dla ludzi jest to ozdoba dla ciała tak samo jak kolczyki czy kolory włosów. W świecie magicznym mają zupełne inne znaczenie. Albo się z nimi rodzimy albo je dorabiamy. U większości oznaczają moce. W nich są zawarte umiejętności magiczne. Na przykład ten mój na plecach - powiedział wskazując na niego palcem - Jest oznaką mojej mocy władania nad śniegiem. Drugi mam na kostce - wskazał na kończynę - Tamten oznacza moje umiejętności władania nad wiatrem i porozumiewania się z nim. Strażnicy też takie mają. North na rękach co mogłaś zauważyć, a Zająca to takie ciemniejsze wzorki na ciele. U Ząbka i piaska są schowane. Dlatego ich nie widziałaś.
- Dlaczego ja nie mam? Jestem istotą magiczną, nie?
- To jest inna sytuacja. Nie jesteś... - zamyślił się na chwilę - Taka jak inni. 
- Czyli muszę sobie dorobić?
- Nie! Znaczy, nie. Nie musisz. I nie rób tego. On tylko utwierdzi twoją moc i może nawet sprawić, że będzie jeszcze większa. Wydaje się to głupie, ale tak jest i nic na to nie poradzisz. Możemy już jechać?
- Chcesz się mnie pozbyć? - popatrzyłam na niego oskarżycielsko kładąc ręka na sercu. 
- Proszę cię, ja? Nigdy - podszedł do mnie całując szybko w usta - Ale jestem już zmęczony.
- Dobra, ale zrób to jeszcze raz - mruknęłam zadowolona. Wywrócił rozbawiony oczami i znowu pocałował mnie w usta. 






Wiem, że jest późno, ale nie miałam czasu dzisiaj >.< Ale oficjalnie rozpoczynam 2TzJ v2! Tylko trochę zmodyfikowane. To będzie w formie maratonu. Wicie, że potrzebuję motywacji, a ja chcę wiedzieć czy wy tego chcecie ;) Więc
2 komentarze = next
Poprzeczka będzie się podwyższać. Jak dobrze pójdzie to może nawet będę dłużej to prowadzić ^^ I będę dodawała rozdziały do dwóch dni od pojawienia się dobrej liczby komentarzy.  Także 2 komentarze = next i po spawie ^^
(moje komentarze nie są uwzględniane xd) 
Acha i te gif mnie rozbroił xD Musiałam wam go pokazać :P


Kocham i pozdrawiam Black Berry :***