czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział #36 "To na co wszyscy czekali"

 [Elsa]

 No i po świętach. Było nawet fajnie. Dużo rzeczy zrobiłam, których naprawdę mi brakowało. Oprócz dojenia krowy. Tego nie chcę już nigdy powtarzać szczególnie, że prawie zamroziłam jej wymiona. 
 I jeszcze ten felerny lany poniedziałek. Po co ja wychodziłam tego dnia z domu? Nie wierzę, że Jack naprawdę chciał mnie wrzucić do jeziora... Na szczęście tego nie zrobił, ale mało brakowało abym wylądowała w wannie. I prawie mnie tam wrzucił, gdyby nie to, że zadzwonił mój telefon, który był w mojej kieszeni. Kompletnie o nim zapomniałam... Dobrze, że się nic nie stało. A następnym razem to ja wrzucę tego kretyna do wody. 
 Jak mówiłam święta się skończyły, więc trzeba było wrócić do szkoły. Strasznie mnie jakoś zaczęła męczyć. Na szczęście zbliżały się wakacje. Dwa miesiące i będzie wolne. A potem jak upłyną kolejne dwa miesiące będzie trzeba znowu wrócić i tak w kółko. Nie polepsza mi humoru świadomość, że następny rok będzie chyba jednym z gorszych, bo będą przygotowania do matury. W sensie... Piszemy w czwartej klasie maturę, ale w trzeciej nas już przygotowują. Wiem, nasza szkoła jest dziwna, że do 19 roku życia trzeba się tam kisić. Co poradzić...
 Przez w sumie trzy dni nic nie robiliśmy. Totalna rutyna. Chociaż i tak nauczyciele musieli zadać nam jak najwięcej zadania domowego, bo zaraz znowu będziemy mieli wolne i będziemy mieli mnóstwo czasu żeby je zrobić. Naprawdę potrzebuje przerwy.
 Ostatnio w ogóle mam wrażenie, że coś się święci. I to nie jest dobre przeczucie. Mrok w ogóle się nie objawiał w żaden sposób. Ani Madison... Oprócz oblania ja wodą i ciągłego gapienia się na mnie jakby chciała mnie zamordować. Nie wiem o co jej chodzi. Naprawdę! Nic jej przecież nie zrobiłam albo przynajmniej o tym nie wiem. I Jason... On też się nie ujawnił. I nie wiem czy się cieszyć czy nie. Z jednej strony chcę go spotkać, bo interesuje mnie jego przeszłość. Nie wiem dlaczego. Jest chyba jedną z nie wielu osób, o której nic nie wiem, a na prawdę chcę. I naprawdę nie wiem dlaczego. 
 I nastały znowu wolne dni. Co lepsze czwarte klasy piszą maturę, więc mamy dwa razy, więcej wolnego. A! No i oczywiście nastał maj czyli coraz krócej do wakacji! [I teraz wszyscy się cieszą :} dop. aut.]
 W pierwszy dzień nic nie robiłam. Siedziałam przed komputerem oglądając seriale i od czasu do czasu anime, wychodziłam z Blue na spacery, jadłam, biegałam i znowu oglądałam. Hmm... Nawet w domu mam rutynę. 
 W drugi dzień było podobnie. Tylko tym razem wyszłam z domu. Udałam się zamówić pianino. Tak wiem... Może to trochę ekstrawaganckie, ale naprawdę długo nie grałam, a tak mnie ostatnio na to naszło. Ania poza tym też jest za tym. Chociaż jeśli chodzi o muzykę to z nią średnio. Jedyne co potrafi robić to ładnie śpiewać. Odziedziczyła głos po mamie. Czasami smutno mi, że nie mam żadnej rodziny, do której mogłabym pojechać na święta. Jedyną rodziną jest Roszpunka. Ale ona jest daleką kuzynką. Przez moją moc nigdy jakoś nie jeździłyśmy do siebie. Mieszkałyśmy na innym kontynencie, więc to był drugi powód. 
 W trzeci dzień... Obudziłam się około dziewiątej. I to nie z samej siebie (tak to bym dłużej spała). Obudziłam się przez dziwne dźwięki, które przypominały jakby ktoś uderzał czymś o szybę. Wstałam podchodząc do lustra. Rękaw koszulki zjeżdżał mi z ramienia, sznurek ze spodenek rozplątał mi się podczas snu, więc one też mi trochę spadały, a na głowie miałam rozwalonego koka. Czyli wyglądałam jak zwykle.
 I znowu usłyszałam ten trzask. Podeszłam do balkonu i powoli odsunęłam drzwi. Rozejrzałam się dookoła, a potem spojrzałam w dół. Zobaczyłam głupio szczerzącego się Jacka. 
- Chcesz mnie znowu oblać wodą albo wrzucić do wanny , czy co? - zapytałam podnosząc brew do góry.
- Nie tym razem - odparł dalej się szczerząc - Pójdziesz ze mną gdzieś?
- Hmm? - zdziwiłam się trochę. Gdzie on mnie znowu chce zabierać...
- To... zgadzasz się? - zapytał ponownie.
- No dobra... Nie ma sensu tu siedzieć - odparłam odwracając wzrok.
- Tylko... Jakbyś już szła to mogłabyś się przebrać? Mi to szczerze mówiąc nie przeszkadza, ale ludzie na ulicy mogą się trochę zdziwić jak zobaczą cie w pidżamie... - odparł przyglądając mi się. Złapał się od razu za ramiona i wróciłam do środka. Odwróciłam się w stronę szafy, ale później usłyszałam jak ląduje na balkonie.
- A mógłbyś mnie nie podglądać jak się przebieram?! - zapytałam z wyrzutem kładąc ręce na biodra. Przyjrzał mi się z dziwnym uśmieszkiem po czym się zaśmiał. Splotłam ręce na piersiach i zaczęłam stukać nogą czekając na odpowiedź.
- Zrób tak jeszcze raz - powiedział po chwili.
- Co mam zrobić jeszcze raz? - zapytałam coraz bardziej poirytowana.
- Daj tak rączki na biodra - zaśmiał się. Chwile się zastanawiałam o co mu chodzi, ale jak się już skapnęłam poczułam jak robię się czerwona na twarzy.
- Idiota... - odparłam pod nosem patrząc na niego z chęcią mordu. Wzięłam go za rękę i wywaliłam za drzwi szczelnie je zamykając.
- Mam tutaj czekać? - zapytał z wyrzutem.
- No na pewno nie w moim pokoju - odparłam rozpuszczając koka i zawiązując go w luźny warkocz. 
- A mogę na balkonie? - zapytał błagalnie, ale z nutką śmiechu.
- NIE! - wrzasnęłam podchodząc do szafy. Wybrałam wiosenną sukienkę z dołem w kwiaty w kolorach ciepłych takich jak czerwień, pomarańcz, miedź i róż. Góra była biała na ramiączkach, a oddzielał ją od dołu brązowy pasek. Na nogi brązowe sandały. Na rękę założyłam jeszcze pod kolor paska bransoletkę. 
- Długo mam jeszcze czekać? - zapytał po jakimś czasie. 
- Coś ty dzisiaj taki narwany - powiedziałam cicho pod nosem, ale widocznie to usłyszał, bo się zaśmiał. 
 Gdy już byłam gotowa wzięłam małą torebkę gdzie schowałam moje niezbędne rzeczy i wyszłam. Patrzył się przez chwilę na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, ale później się uśmiechnął. On coś za dużo się uśmiecha. Nagle złapał mnie za rękę i poprowadził na balkon.
- Ej co robisz? - zapytałam lekko przestraszona.
- To najkrótsza droga - zaśmiał się po czym złapał mnie tak jak zwykle to robi i wbił się w powietrze. Zawsze w takich momentach mam ochotę go zamordować, ale chyba powoli się do tego przyzwyczajam. 
 Wylądował gdzieś na końcu parku żeby nie mogli nas zauważyć. W końcu latający ludzie to trochę dziwne, nie? Po chwili byliśmy już ścieżce. 
- To gdzie chciałeś iść? - zapytałam po jakimś czasie. Zamyślił się.
- Może na lody? - zapytał uśmiechając się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech. Podeszliśmy do najbliższego stoiska. Jack zamówił sobie śmietankowe, a ja poprosiłam o czekoladowe. Szliśmy ścieżką tak jak prowadziła. Opowiadaliśmy sobie najśmieszniejsze momenty z tego roku. W pewnym momencie zamachnęłam się ręką, w której trzymałam lody i pobrudziłam sobie policzek.
Chciałam wyciągnąć chusteczkę żeby to sobie wytrzeć, ale nagle poczułam jak białowłosy ściera mi to kciukiem. Popatrzyłam się na niego zdziwiona z lekkimi rumieńcami, a on po chwili zlizał czekoladę  z kciuka.
- Ta jest słodsza - stwierdził po chwili przez co się jeszcze bardziej zaczerwieniłam. 
- Ty dzisiaj się jakiś dziwny zrobiłeś - mruknęłam.
- To źle, że uważam, że jesteś słodsza od czekolady? - zaśmiał się. Teraz to już chyba byłam czerwona jak burak. Nikt jeszcze tak o mnie nie powiedział. Po chwili skręcił w prawo. Zagapiłam się lekko, więc musiałam go dogonić.
- Czekaj! - powiedziałam po czym się zatrzymał.
- Poznajesz to miejsce? - zapytał po chwili przyglądając się widokowi. Popatrzyłam się przed siebie i zobaczyłam plaże. Ale nie była zwykła. Coś mi przypominała.
- Może to ci coś powie - stwierdził i ruszył się w stronę lasku, który znajdował się obok.














- Teraz poznajesz - ponownie zapytał. Coś mi świtało.
- A tak... To tutaj prawie przez ciebie dostałam zawału? - odparłam po chwili z wyrzutem na co się zaśmiał. Przyjechaliśmy tutaj związku z lekcją. Tylko nie spodziewałam się, że będzie próbował mnie zabić zwisając z drzewa...
- Tak - potwierdził odwracając wzrok - Elsa... 
- Tak? - trochę się zdziwiłam, ponieważ... Zaczął się rumienić? Pierwszy raz widziałam Jacka, który się rumieni...
- Bo ja... Ech... No, bo - nie umiał się wysłowić. 
- Ej... Spokojnie. Wysłów się. Wdech - próbowałam go uspokoić choć sama się bałam co chce powiedzieć.
- Elsa... Od początku wiedziałem, że jesteś inna... Wiedziałem, że będę musiał poznać cię bliżej, a może się nawet tobą opiekować. Kiedy przyszłaś do mnie wtedy i ujawniłaś swoją moc... Byłem tego pewien. Traktowałem cię jak najlepszą przyjaciółkę albo nawet siostrę, ale... Jednego dnia się coś zmieniło - mówił. Spuściłam głowę, nie umiałam spojrzeć mu w oczy. 
- Nie umiałem traktować cię już jak siostrę... Ale dalej się tobą opiekowałem nawet może bardziej. Nie świadomie się na ciebie patrzyłem podziwiając twoją urodę i charakter... Twoje potrafiły mnie zahipnotyzować nawet nie świadomie, a twój śmiech sprawiał, że czułem się szczęśliwy. Zawsze gdy się z tobą droczyłem byłem szczęśliwszy. Nawet jak nazywałaś mnie idiotą. Jak byłaś smutna i płakałaś miałem ochotę cię przytulić i nie puszczać aż się znowu nie uśmiechniesz. Wiedziałem jednak, że nie zawsze mogłem to zrobić. Gdy odchodziłaś czułem się zawsze chociaż trochę samotny mimo, że dookoła byli moi przyjaciele. Ja... - zacisnęłam mocniej powieki i pięści - Zakochałem się w tobie. Ale to nie jest zauroczenie jak miałem z innymi dziewczynami. To jest coś silniejszego... I... Zrozumiem jak nie zaakceptujesz mojej decyzji, ale musiałem to wreszcie z siebie wydusić - nie wytrzymałam. Na ślepo złapałam za skrawek jego ubrania przyciągnęłam go do swoich warg. To było... Niesamowicie dziwne uczucie. Nigdy wcześniej tego nie robiłam ze względu na moją moc. Ale nie tylko dlatego. Nigdy nie miałam takiej osoby. Ale teraz... Byłam tego pewna. Jack Frost. Jedyna osoba, do której żywiłam takie uczucie. Jedyny białowłosy bałwan i idiota w jednym, która potrafił zrobić takie rzeczy.
 Po chwili puściłam skrawek bluzki i odsunęłam się powoli, ale poczułam jak jedną ręką chwyta za moją, którą właśnie puściłam jego koszulę, a drugą za mój policzek. Z szoku byłam zmuszona otworzyć moje lekko zapłakane oczy przez zbyt mocne ich ściskanie. Zobaczyłam jak zbliża swoją mordkę do mojego ucha.
- Nie przestawaj... - szepnął z uśmiechem na twarzy. Na to zachichotałam.
- Wiesz, że jesteś bałwanem, idiotą i kretynem w jednym? - zaśmiałam się szeptem.
- Wiem - powiedział po czym ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Po chwili przestaliśmy.
- Ja... Też cię kocham... Jacksonie Froście...




Wesołego nowego ROKU!!!! ^^
Mam nadzieję, że fajny prezent zrobiłam :* W ostatniej chwili zmieniła decyzje jak mam to przestawić więc mam nadzieję, że tego nie spaprałam xd I teraz wszyscy krzyczą... MAJ!!!! Ale jest 31 grudnia xd I chciałam wam życzyć aby wasze decyzje noworoczne się spełniły <3 I w ogóle wszystkiego najlepszego ^^ (i sorry, że tak późno)
Kocham i pozdrawiam Black Berry ;***

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział #35

Powoli zbliżała się Wielkanoc. A razem z nią zamieszanie, wiosenne porządki, a dla niektórych więcej nauki. Głównie dla gimnazjalistów, którzy szykowali się na swój wielki test. Jedną z takich osób była Ania przez co i Elsa stawała na głowie aby siostra zdała do jej liceum i dobrze napisała sprawdzian. Jednocześnie musiała sprzątać i przygotowywać się na święta. I to nie chodziło tylko o Wielkanoc. Szykowała się mocno na święto znane Lany Poniedziałek lub Śmigus-dyngus. Chodziła po sklepach szukając dobrego czepka i wodoodpornego płaszcza. Nie lubiła tego święta z paru powodów, ale chyba główny to to, że bała się zamrożenia wylewanej na nią wody. Poza tym nie lubiła być mokra. A wiedziała, że w tym roku będzie jak się nie przygotuje. Już i tak 1 kwietnia próbowali ją oblać wodą. Ale dobrze wiecie jak to się skończyło. Zamiast Elsa mokra była Madison. 
 W końcu nadszedł dzień wolnego. Dzieciaki od krzaka do krzaka latały szukając pisanek, które ukrył dla nich Wielkanocny Zając. Elsa nie znała go osobiście, ale po poznaniu "Śnieżnego (Bałwana) Ducha", "(Zboczonego) Czarnego Pana", "Z piachu stworzonej (wrednej) laski", "Ognistej z mieczem laski i psychodelicznej laski" i Wampira (zboczeńca) mogła już uwierzyć we wszystko. Brakowało już tylko małych, syrenich wróżek... A nie! To też już poznała. Nad Niagarą. Poza tym sama nie była lepsza, więc magia i te sprawy to dla niej codzienność.
 Gdy Ania skończyła pisać testy gimnazjalne razem z siostrą zabrały się do robienia pisanek aby udekorować dom. Nazrywały parę kwiatów i wsadziły je do wazonów . Z niektórych zrobiły wianki z małą pomocą Punzie, która przyszła je odwiedzić. 
 Czasami Elsa zastanawiała się nad ponownym graniem na pianinie. W dzieciństwie mama uczyła jej na nim grać, ale po jej śmierci nie tknęła żadnego tego typu instrumentu. Ale po ostatnim śpiewaniu z jej przyjaciółmi przypomniało jej się o tym. W samym śpiewaniu nie czuła się najlepiej chociaż w dzieciństwie mówili jej, że ma cudowny głos, który odziedziczyła po matce, ale nigdy nie śpiewała publicznie. Czasami śpiewała pod nosem albo jak wszyscy ludzie pod prysznicem. 
 Często zastanawiała się też co będzie robić po szkole. Wszyscy mają zaplanowaną przyszłość oprócz jej. Punzie pójdzie prawdopodobnie na studia artystyczne, Flynn zamieszka ze złotowłosą albo zostanie alkoholikiem lub komikiem, Merida pewnie sportowcem, Astrid chciała zostać weterynarzem (o dziwo), Czkawka biologiem, zespół Violence będzie sławny, a Jack zostanie strażnikiem. A Elsa nie wiedziała. Długo się zastanawiała na jakie studia pójdzie i czy w ogóle pójdzie. Jak tak dalej pójdzie to chyba wyląduje u Mroka na obiedzie (i nie jako gość), ale Jack ją na pewno obroni. Przecież sam tak mówił.
 Ale przecież nie trzeba zamartwiać się takimi rzeczami podczas Wielkanocy. Jak mówiłam robiły pisanki, zbierały kwiaty, ale i robiły kartki dla przyjaciół. No i kupowały prezenty. Nie pod choinkę, ale na zajączka. 
 W dzień przed głównym świętem do dziewczyn ponownie przyjechała ich kuzynka z propozycją wyjechania wspólnie na wieś. Oczywiście dziewczyny się zgodziły. Były to tylko trzy dni, więc nie musiały brać zbyt dużo rzeczy. Największymi atrakcjami były dla nich oczywiście rzeczy, których nie mogły robić na co dzień albo nigdy nie robiły czyli takie rzeczy jak dojenie krowy. Zbierały jeszcze jaja od kur i wychodziły ze psami na spacery. Z Blue też. Pamiętała jak go dostała. Był wtedy taki mały. Teraz dorósł i jest już dużym psem. Dogaduje się doskonale z innymi psami, a nawet kotami, więc nie trzeba się zbytnio martwić zostawiając go samego. Jedyny problem jest jak widzi kury. Wtedy zaczyna szaleć.
 Jeździły też konno. Jak był małe to to robiły regularnie. Jeździły 5 razy w tygodni i miały własne konie. Oczywiście Elsie szło trochę lepiej, ponieważ dłużej jeździła, bo była starsza. Annie zdarzyło się parę razy upaść, a Elsa... Nie. Ona uwielbiała to robić. Pojechała raz cz dwa w teren. 
 Ostatnio zauważyła, że jakby... Odżyła na nowo. Na początku jak umarła jej babcia była bardzo nieśmiała i bała się wszystkiego, a teraz. Czuła się naprawdę wolna. Może to przez jej przyjaciół. Albo przez Jacka? Nigdy wcześniej nie poznała kogoś takiego. Kto mógł jej pomóc, komu mogła zaufać, kogoś kto mógł ją zawsze obronić. Zastanawiała się dlaczego to robił. Przecież była nieznośna. Przynajmniej tak uważała. Zawsze musiała coś zepsuć i wpaść w tarapaty, a on ja i tak ratował. Fakt. Wpadała często przy nim w zakłopotanie i często nie wiedziała co mówić, ale... Dlaczego? Nie potrafiła tego zrozumieć. Nigdy wcześniej nie znała tego uczucia. Rzadko w ogóle było poznać po niej czy ma jakieś uczucia. Zawsze była uważana za chłodną osobę, która siedzi tylko z nosem w książkach. A teraz? Nie wiedziała jak wyglądała oczami innych osób,ale nie obchodziło ją to za bardzo. Cieszyła się, że ma takich cudownych przyjaciół i siostrę. To jej wystarczało.
 A wracając do tego uczucia. Ania miała wiele chłopaków, a ona żadnego. Ale nie uważała Jacka za kogoś takiego. Ani za brata, ani za kolegę. To był najlepszy przyjaciel, który się o nią troszczył i droczył jak brat, rozumiał jak przyjaciel i... No właśnie... I co? Tego uczucia właśnie nie znała, ale wiedziała, że obdarzy tylko jedną osobę tym przywilejem. Ale czy tylko jedną? A co jeśli będą dwie takie osoby? (I nie chodzi mi o Anie) Była jeszcze jedna taka osoba, która ubiegała się o podobny tytuł. Problem był tylko taki, że był nie po tej stronie co trzeba. Nie wiedziała nawet dlaczego on. Uważała go za potwora, a i tak... Jakieś małe światełko zapaliło się jej na drodze. (I nie chodzi mi o tamte niebieskie światełka) Zastanawiała się kim on tak naprawdę jest. Może być nawet chłopakiem Madison, ale to nie zmienia faktu, że dalej nie wie kim jest. Zjawił się znikąd i tak i znika. Musiał być jakiś powód żeby Mrok go wybrał. Jaka jest jego przeszłość?
 Wracając. Krótkie wakacje na wsi dobrze im zrobiły. Ale po powrocie do domu tak miło już nie było. Dni wolne się kończyły. Ale został jeszcze jeden dzień. 
 Elsa obudziła się około ósmej, ale już o tej godzinie było słychać dziwne dźwięki z dworu. Podeszła półprzytomna do okna aby się upewnić czy to co słyszy jest prawdą, ale nie pomyliła się. Dzieciaki już biegały z wiadrami pełnymi wody. Wzdrygnęła się na samą myśl bycia mokrą, więc udała się do swojej torby na zakupy i wyjęła czepek, płaszcz i swoją broń. Założyła je szybko, gdy usłyszała kroki. Ustawiła się w pozycji bojowej przed drzwiami na wypadek wejścia smoka Anki. Nie pomyliła się. Po chwili w drzwiach stanęła ruda osóbka z pistoletem pełnej wody i zaczęła strzelać w stronę siostry. Niebieskooka wyszła powoli z pokoju nie będąc nawet mokrą. "Warto było to sobie kupić" - pomyślała idąc zwycięskim krokiem w stronę kuchni. Schodząc na dół usłyszała dzwonek do drzwi. Podeszła powoli do wejścia i uchyliła powoli drzwi. W nich stanął kurier z wielką paczką. Popatrzył się dziwnie na dziewczynę w białym, półprzeźroczystym płaszczu, z czepkiem na głowie i pistoletem na wodę. 
- Widzę, że ktoś tu nie lubi się moczyć - zachichotał chłopak nie wiele starszy od Elsy - Ale jest pani w domu, więc nie rozumiem, dlaczego jest pani tak ubrana?
- Siostra - odpowiedziała szybko.
- Współczuję - odparł - A to do Anny Snow...
- To właśnie dla niej - odparła i wzięła paczkę podpisując dokumenty. Po chwili chłopak odszedł. 
 Blondynka stwierdziła, że warto zaczerpnąć świeżego powietrza, a że jest bezpiecznie ubrana nie powinno być problemu. Udała się do parku gdzie również nie zabrakło dzieci. Gdy się im przyjrzała przypomniała sobie, że to są te same dzieciaki, które spotkała kiedyś. Ten brunet chyba nazywał się Jamie, a ta mała blondyneczka Sophie. Oczywiście oni też ją rozpoznali, a patrząc na jej przebranie mieli jeszcze większa ochotę ją oblać. Więc... I tak się stało. Nie została jednak bardzo oblana dzięki jej stroju za to dzieci dzięki jej pistoletu bardzo.
- To nie fair! - krzyknął po chwili, ale dalej się śmiejąc - zdejmuj to dziwne przebranie!
- Nie ma mowy! - odkrzyknęła, ale również się śmiejąc. 
- Na pewno? - usłyszała za sobą znajomy głosy. Odwróciła się i zobaczyła Jacka stojącego z wiadrem wody w ręku, a na dodatek z pistoletem na wodę. 
- Nie zdejmiesz? - powiedział podchodząc bliżej z chytrym uśmieszkiem.
- Oblewanie mnie wodą chyba ci się jeszcze nie znudziło - odparła świdrując go wzrokiem.
- Jeszcze tego nie zrobiłem, a jak mam to zrobić to musisz być trochę mokra, nie? - uśmiechnął się chytrze robić krok do przodu - Jamie!
- Tak? - podszedł uśmiechnięty do chłopaka. 
- Popilnuj mi tego wiadra - powiedział podając mu broń. Podszedł w mgnieniu oka do dziewczyny i złapał ją w taki sposób żeby nie mogła się za bardzo ruszyć. Zdjął jej czepek i rzucił w stronę dzieciaków.
- Ej, ej... Ale ty tak na poważnie? - powiedziała robiąc się trochę podenerwowana.
- Już mówiłem, że nie miałem okazji ostatnim razem to zrobię to teraz - odparł uśmiechając się ciepło, ale z drugiej strony chytrze. Otrzymał wiadro od Jamiego, a już po chwili Elsa stała cała mokra bez czepka i bez płaszcza. Popatrzyła się z chęcią mordu na chłopaka.
- Trzymaj mała - rzucił do Sophie swój pistolet - Oblej trochę swojego brata, bo jakiś taki suchy jest. 
I znowu zaczęło się lanie wśród dzieci. Za to Elsa dalej patrzyła się na Jacka jakby miała go zaraz zamordować, ale ten się tylko śmiał jak na nią patrzył. 
- Choć - odparł po chwili i zabrał ją za rękę prowadząc gdzieś.
- Gdzie ty znowu chcesz mnie zabrać? - spytała nie zmieniając swojej postawy. 
- W górę - powiedział śmiejąc się jeszcze głośniej. Niebieskooka zatrzymała się.
- W górę? - zapytała zdziwiona, ale po chwili zrozumiała. Poczuła jak ją bierze na ręce i wznosi się w górę. Z jednej strony lubiła latać, ale nienawidziły, gdy robił to tak niespodziewanie.
- Jack ty idioto, bałwanie i kretynie w jednym! Mówiłam ci chyba już żebyś nie robił tak!!! - krzyczała waląc go po głowie. 
- Oj tam... Przesadzasz - uśmiechnął się łobuzersko i wylądował na szczycie jakiegoś budynku - Ale musisz przyznać, że tu ładnie... - powiedział patrząc na widok miasta.
- No jest tu ładnie - odparła w duszy zachwycając się widokiem, ale próbowała żeby tego nie zobaczył. Była trochę na niego zła chociaż w głębi cieszyła się jak dziecko.
- Chwila... Co ty znowu kombinujesz - świdrowała po nim wzrokiem.
- Hmm? - zdziwił się.
- Czy ty chcesz mnie uspokoić i żebym zapomniała o wszystkim, a potem wrzucić mnie do jakiegoś zbiornika?!
- W sumie... Nie myślałem o tym, ale ja tak teraz na to patrzę to całkiem niezły pomysł - odparł wbijając się znowu w powietrze. 
- Nie, nie, NIE!!! Ja tylko żartowałam... Nie słyszałeś nic! - próbowała się uratować.
- Jasne, jasne - zaśmiał się.
- Proszę!!! 
- No dobra...
- Serio? - wolała się upewnić.
- Nie - znowu się zaśmiał.
- JACK!!!!




Tak... Ostatnio stwierdziłam, że rozdział był dziwny... Cofam! Ten to dopiero jest XD Nie radzę pisać podczas głupawki albo po obejrzeniu głupiego anime :P Wczoraj odkryłam kolejne, w którym się zakochałam ^^ Kaichou wa Maid sama! Polecam dla osób, które lubią po pierwsze anime, a pod drugie jeśli ktoś ma tak głupi humor jak ja XD I jest chociaż trochę zboczony :P Idealne XD Chyba jednym z moich ulubionych tekstów były: "Czy pomógłbyś wybrać jaki kolor pasuje do Misy-chan? A po co? [...] No i według ciebie w jakim kolorze najlepiej jej? Hmm?... To ja poproszę przeźroczysty" XD albo "Misja: Książę to ciota!" Sory, że musieliście to czytać, ale naprawdę mi się spodobało xd I przepraszam, że tak późno i znowu, że taki krótki, ale co ja poradzę ;-; A i pomóżcie mi wymyślić tytuł, bo nie wiem jaki xd
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział #34 "Prima Aprilis"

 Reszta marca składała się głównie z testów, poprawek i nadrabiana zaległości. Dopiero w pierwszy dzień wiosny szkoła ożyła jak i większość osób. Dziewczyny zaczęły ubierać się bardziej wiosennie. Zakładały wianki i kwieciste sukienki. Na parapetach również zawitały kwiaty i inne rośliny, które nadawały szkole uroku.  
 Elsa nie przepadała za wiosną, ale jakoś w tym roku się do niej przekonała. Tak jak inne dziewczyny od czasu do czasu nosiła wianki.
 Zauważyła też, że paczka Mroka się trochę uspokoiła. Mrok rozpłynął się w powietrzu, Jason się również nie ujawniał, a sławne trio nie doczepiało się do Elsy. Jedyne co to Madison od czasu do czasu patrzyła się na niebieskooką morderczą. Czasami myślała, że się na nią rzuci.
 Pewnego dnia Elsa obudziła się z dziwnym przeczuciem. Jakby czegoś zapomniała. Jak zwykle po przebudzeniu poszła do łazienki, a później do szafy aby się ubrać. Założyła białe spodnie, w kolorze pudrowego różu bluzkę z krótkim rękawkiem i niebieskie vansy. Włosy spięła w kucyka.
 Zeszła powoli na śniadanie. Zaczęła zajadać naleśniki, a po chwili do pokoju weszła Ania. Była jakaś przygnębiona.
- Coś się stało? - zapytała zaniepokojona blondynka.
- No, bo... Napisałam sprawdzian z angielskiego na 2 i poszłam go wczoraj poprawić, ale... Zamiast go poprawić to napisałam na 1 - powiedziała smutno zajadając naleśnika.
- Co?! Ania! Przecież to ci zrujnuje średnią, a zaraz kończysz gimnazjum! - krzyczała zła. Ruda chwile na nią patrzyła smutno, ale po chwili opuściła głowę i zaczęła się cicho śmiać. Gdy to zobaczyła oczy jej się rozszerzyły. Patrzyła na nią zdziwiona. 
- Prima Aprilis!!! - wrzasnęła nagle dalej się śmiejąc - Nie wierzę, że się na to nabrałaś!
Blondynka patrzyła się na nią wściekle. Już wiedziała o czym zapomniała. Nie przepadała za bardzo za tym świętem, bo sama nie lubiła robić żartów.
 Po śniadaniu pojechała do szkoły. Powoli szła do klasy gdzie czekała na nią większość znajomych. Zaczęli normalnie rozmawiać o nadchodzących świętach i, o niektórych sprawdzianach. 
 Nagle zauważyli biegnącego Flynna i Czkawkę. Wyglądali... Inaczej. Nie mieli po jednym bucie, a spodnie były poszarpane tak samo jak bluzki. Z nosa leciała im krew. Gdy Roszpunka i Astrid ich zobaczyły zaczęły wrzeszczeć i pytać się co się stało.
- Napadli nas - powiedział zdyszany Flynn. Chwile z Czkawką mieli kamienne twarze, ale po chwili zaczęli się śmiać. Gdy ich dziewczyny zobaczyły ich reakcje zaczęły ich okładać plecakami.
- Dobra już... Prima Aprilis - powiedział dalej z uśmiechem na twarzy Czkawka próbując powstrzymać Astrid o bicia go.
- Takie żarty to wiesz gdzie sobie możesz wsadzić - odparła przestając go bić.
- E tam... Najlepsze żarty dopiero się zaczynają. Zaraz Jack powinien przyjść - powiedział podekscytowany Flynn. Rzeczywiście po chwili przyszedł Jack z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Gotowe? - zapytał brunet.
- Gotowe - potwierdził z jeszcze większym uśmiechem.
- Co wy znowu kombinujecie? - spytała zaniepokojona Elsa.
- Zobaczysz - odparł Jack pocierając sobie ręce.
 Po tych słowach zadzwonił dzwonek. Z tego co niebieskooka się orientowała była teraz historia. Pan Miki szedł wesołym krokiem w stronę klasy. Podszedł do drzwi i spróbował je otworzyć, ale z dziwnego powodu nie mógł. Po paru szarpnięciach w końcu udało mu się je otworzyć. Powoli wszyscy zaczęli za nim wchodzić. Nauczyciel od razu przeszedł do rzeczy. Po swoim krótkim wykładzie podszedł do tablicy aby wziąć kredę i napisać na tablicy temat. Jednak kredy nie mógł podnieść. Parę uczniów zaczęło już się śmiać.
- Aaa... Bardzo śmieszne, naprawdę - odparł nauczyciel i podszedł do innej kredy, ale tej też nie mógł podnieść. Popatrzył się z irytacją na uczniów, którzy cicho się śmiali. Została mu ostatnia kreda. Podszedł do niej ostrożnie i powoli wyciągnął do niej rękę. Tą udało mu się podnieść. Zadowolony chciał napisać temat, ale kreda nie pisała. Na głupią minę nauczyciela połowa klasy wybuchnęła śmiechem. Elsa natomiast patrzyła na to jak na dziecinadę.
- A to jakie czary? - spytał zdezorientowany.
- Przeźroczysty lakier do paznokci - odparł zadowolony Flynn.
- Aha... Czyli pan śmieszek wymyślił ten kawał, hmm? Pewnie z panem Frostem - stwierdził, ale uśmiechnął się chytrze - Ale na pewno nie wzięliście pod uwagę, że ja zawsze noszę przy sobie zapasowe - odparł podchodząc do torby. Przez dłuższą chwilę próbował ją otworzyć, ale po wybuchu śmiechu uczniów odpuścił sobie.
- No dobrze, zapisujemy temat: Jak robić śmieszne żarty? - odparł, ale i tak podał poprawny. Później podszedł do komputera, ale nie spodziewał się, że pojawi mu się jumpscare z jakiejś durnej gry. Odskoczył jak najdalej mógł krzycząc przy tym na co cała klasa wybuchła śmiechem (oprócz Elsy). Jack popatrzył się na dziewczynę ze zdziwioną miną.
- Co ty taka sztywna dzisiaj? - zapytał szturchając ją w ramię.
- Nie lubię tego dnia - odparła odwracając wzrok. Przypatrzył jej się, a potem chytrze się uśmiechnął. Miała wrażenie, ze coś dla niej szykuje.
 Reszta dnia wyglądała podobnie. Wszyscy robili sobie żarty, nawet nauczyciele. Przez ten cały czas Elsa miała wrażenie, że jej też zrobią jakiś głupi żart.
 Gdy dochodziła ostatnia lekcja niebieskooka poszła do szafek by schować, co niektóre książki. Po chwili dostała SMS'a żeby już szła na basen. Ostatnią lekcją był właśnie basen, wiec powoli udała się w stronę pływalni. Przed samymi drzwiami coś jej się przypomniało. "Przecież pan z basenu jest chory... A mieliśmy mieć zastępstwo" - pomyślała i puknęła się w głowę. Ruszyła do tylnego wejścia i chytrze się uśmiechając spojrzała na paczkę swoich przyjaciół cicho śmiejących się przy drzwiach, na których był mechanizm z miską pełną zimnej wody. Podeszła do nich od tyłu z chytrym uśmiechem.
- Hej - powiedziała do najbliżej stojącego Maksa.
- Hej Elsa - odparł niczego nie świadomy dalej patrząc się na mechanizm - ELSA?! - uświadomił sobie po chwili. Wszyscy wrzasnęli na jej widok.
- Naprawdę myśleliście, że się na to nabiorę? - odpowiedziała z wyższością zakładając ręce na piersi.
- Nom... - odparła Luna.
- Dobra zdejmijmy to zanim ktoś tu wejdzie - powiedziała Jack, ale jak na złość drzwi się otworzyły. Na początku mieli nadzieję, że wejdzie jakiś normalny uczeń, a w najgorszym wypadku nauczyciel, ale to było jeszcze gorsze niż jakikolwiek nauczyciel. Na całą szkołę rozdarł się krzyk. W drzwiach stała przemoczona do suchej nitki Madison. Wszyscy patrzeli się na nią przerażeni.
- Prima Aprilis - odparł nieśmiało i bardzo cicho Jack. Dziewczyna podniosła wzrok przez wszystkich przeszły ciarki. 
- Idioci - szepnęła cicho patrząc się na wszystkich morderczym wzrokiem - IDIOCI! - wrzasnęła jeszcze raz. Znowu. Elsa stojąc najdalej od niej poczuła na sobie jej morderczy wzrok. W jej oczach dostrzegła czerwony blask. 
 Po chwili ciszy wyszły z pomieszczenia wkurzona udając się do łazienki. Wszyscy przez jakiś czas stali w bezruchu i w ciszy.
- Jak widać nie tylko ty nie lubisz tego dnia - odparł nagle Tim.
 Ostatnią lekcją okazała się matma. Świetne zastępstwo za basen. 
 Paczka najbardziej obawiała się wezwania do dyrektora, ale w ostateczności nic się nie stało, a Madison zniknęła.



***

~u Mroka~

 Madison, Nicki i Jinx siedziały na metrowym stopniu  w pałacu Mroka. Gadały o tym jaki wredny żart zrobili dziewczynie. 
 Sam Mrok zaczął bardziej przypominać jakąś postać. Nie był już latającą czarną kulką piachu, a postacią z czarnego piachu i żółtych oczysk. Przypominał swoich sługów tylko w formie człowieka.
 Brunetka machała swoimi nogami w powietrzu i mówiła jacy to oni są źli.
- Naprawdę... Następnym razem dostaną takie lanie, że się nie pozbierają - odparła uderzając pięścią o ścianę. Jinx próbowała zaprezentować to na kamieniu i swojej zabawce. Rzuciła kamyk przed siebie i gdy jeszcze był w powietrzu strzeliła w jego stronę "Pif-Pafem" przez co rozpadł sie na drobne kawałeczki.
- O tak? - zapytała śmiejąc się razem z Nicki.
- O tak - potwierdziła śmiejąc się razem z nimi - A szczególnie tą małą sukę... Jak się do niej dorwę to obiecuje, że wyrwę jej ten kamień nawet ze skórą, a jak będzie trzeba to razem z sercem - odparła obracając w ręce piaskowy nóż.
- Dziewczyny! - wrzasnął Mrok.
- Przepraszamy - przeprosiły cicho. Nie lubił jak ktoś był za głośno. 
 Nagle na końcu tunelu zaświeciło się blade światło, z którego wyszedł czarnowłosy chłopak z zawieszoną torbą na ramieniu.  Wszyscy spojrzeli się w jego stronę. Madison patrzyła się na niego z zaciekawieniem, ale później zrobiła oczy tak słodkie, że czekolada polana karmelem mogła by się schować.
- Jason!!! - wrzasnęła zeskakują ze stopnia i biegnąc w jego stronę. Gdy już miała się na niego rzucić chłopak odsunął się, więc brunetka skoczyła na ziemie. Popatrzyła się na nie oczami kota ze Shreka, ale on dalej miał kamienną twarz. Wstała i znowu próbowała się przytulić. I tak jeszcze z trzy razy.
- Madison - powiedział po chwili Mrok, który miał dość patrzenia na próby córki aby przytulić chłopaka - Madison! - krzyknął ponownie gdy dziewczyna już tuliła się do czarnowłosego.
- Co? - zapytała dalej ściskając chłopaka.
- Puść. Go - powiedział powoli. Naburmuszona dziewczyna odeszła od czarnowłosego podchodząc do swoich przyjaciółek. Chłopak rozejrzał się po jaskini i powoli podszedł do Czarnego Pana. Rzucił mu czarna torbę, z której wypadła mała fiolka z jakimś czerwonym płynem. Mrok uśmiechnął się szeroko, a dziewczyny przyjrzały się z niepokojem fiolce.
- Czy to jest... - zaczęła brunetka robiąc przerażoną minę. Jinx zakryła sobie usta ręką powstrzymując wymioty, a Nicki wydała z siebie jęk obrzydzenia. Jason podniósł buteleczkę i przyjrzał się jej dokładnie. Po chwili ręka strasznie zaczęła mu się trząść. 
- Nawet nie wiesz jak trudno mi było to zdobyć - odezwał się w końcu podając Mrokowi płyn.
- Nie przesadzaj - odparł przyglądając się temu z wielkim uśmiechem.
- Masz tu jeszcze koszmary - odparł rzucając mu kulę pełną czarnego piachu i koszmarów. 
 Czarny pan podszedł do dużego kotła [Mrok jest czarownicą XD dop. aut.], do którego wlał czerwony płyn. Z kotła buchnął dym. Do tej samej fiolki wlał płyn z naczynia, a później go wypił. Czarny piach, z którego był stworzony zaczynał zamieniać się w szarą skórę, a w niektórych miejscach czarną szatę. Na głowie zaczęły pojawiać się prawdziwe włosy, a oczy zrobiły się jeszcze bardziej złotożółte. Gdy skończył się przemieniać zaśmiał się szaleńczo.
- Wreszcie! Mam swoje własne ciało - wrzasnął  dalej śmiał się szaleńczo.




Cześć!!! ^^
Ten rozdział jest dziwny, ale nic na to nie poradzę... Mówiłam, że miałam problem żeby go napisać :/ Ale mam nadzieję, że się wam podoba ^^ A szczególnie, że będziecie mieć przez trzy dni rozdziały codziennie... No wczoraj byłam u dentysty i w ogóle będę chyba nosić aparat ;-; Ale nie ważne... 
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział #33 "I didn't know I was lost "

 [Elsa]

 Na drugi dzień od razu po obudzeniu pobiegłyśmy na śniadanie, ponieważ trochę zaspałyśmy. Nic w sumie ciekawego. Bułki, owoce, wędliny, nabiał, kawa i herbata. 
 W międzyczasie pani omawiała dzisiejszy plan dnia. Najpierw mieliśmy iść do naszej głównej atrakcji czyli nad Niagarę, a później do jakiegoś muzeum motyli. Czy czegoś takiego. Mieliśmy wracać dopiero do hotelu koło dwudziestej, więc trzeba było się spakować.
 Po śniadaniu poszłyśmy do pokoju i spakowały nasze plecaki. Ja wzięłam moje podstawowe rzeczy. Na wszelki wypadek wzięłam jeszcze szkicownik, bo trochę mieliśmy siedzieć przy tym wodospadzie. Z tego co widziałam Astrid wzięła jeszcze talię kart, Merida chyba jakiegoś małego drona, Punzie również wzięła szkicownik i oczywiście swój aparat. 
 Dokładnie o 10:00 wyszliśmy z hotelu i powoli udaliśmy się nad wodospad. Pogoda była bardzo ładna. Słońce świeciło i było bardzo ciepło przez co w co, niektórych miejscach topiły się resztki śniegu. 
 Po drodze oczywiście wszyscy szaleli i popychali się nawzajem. Niektóre osoby robiły zdjęcia inne to w ogóle nic nie robiły, tylko szły. Ja należałam do osób, które gadały i szalały. Powstrzymywałam się już od popychania chociaż czasami mnie do tego zmuszali.
 Po pół godzinie dotarliśmy na miejsce. Wszyscy podbiegli jak najbliżej barierek żeby mieć dobry widok na wodospad. Przewodnik podszedł do naszej grupy i zaczął opowiadać o tym cudzie natury. Jak mam być szczera nie za bardzo się interesowałam tymi sprawami, więc odeszłam od grupy i usiadłam na trawie za barierkami, a raczej w miejscu gdzie ich po prostu nie było. Patrzyłam się na Niagarę jak zaczarowana. Nagle obok mnie usiadł Jack.
- Co ty tutaj tak sama siedzisz? - zapytał zaciekawiony.
- Lubię siedzieć w samotności... - odparłam. Po moich słowach zamilkł również patrząc się na wodospad. Nagle usłyszałam jak się śmieje.
- Z czego się śmiejesz? - zapytałam zaniepokojona i zdziwiona. 
- Z tych małych stworzonek - odpowiedział dalej chichocząc. Popatrzyłam się na niego jak na wariata.
- Jack... Masz omamy? - zapytałam zaniepokojona. 
- Nie - uśmiechnął się jak głupek - Popatrz tam - wskazał na brzeg wodospadu - Widzisz?
Wytężyłam tak bardzo jak potrafiłam wzrok, ale na początku i tak nic nie widziałam. Po chwili zobaczyłam małe latające stworki. Były  wielkości dłoni, miały półprzezroczyste skrzydła, które przypominały folię. Swoje małe paluszki miały złączone błoną, a zamiast nóg miały ogon ryby. Ich skóra była niebieska, a w niektórych miejscach były narysowane różne kształty w różnych kolorach. Oczy miały duże, a włosy jak mi się przynajmniej wydaje zależały od płci, długie albo krótkie. Bawiły się pobudzone chlapiąc się wodą i skacząc do wody. Od czasu do czasu popychały się nawzajem i przez to wpadały pod wodospad. Gdy jeden wywinął kozła wpadając na drugiego też się zaśmiałam. 
- Kim one są? - zapytałam po chwili.
- To chyba wodne wróżki, nie pamiętam jak się nazywają. Zawsze się bawią przy tego typu wodospadach albo pływają w rzekach - wytłumaczył krótko.
- Ludzie ich nie widzą? Są dosyć widoczne...
- To kwestia wiary. Tak jak ze mną. Gdy ludzie we mnie wierzą też mnie widza, a jak nie no to wiesz.
- A dlaczego ja je widzę? Przecież nawet nie widziałam, że istnieją - byłam ciekawa.
- Istoty magiczne widzą takie stworzenia bez wiary. Wiedzą, że istnieje coś takiego jak magia. Biorąc pod uwagę twoje moce zaliczasz się już do istot magicznych - wytłumaczył nie spuszczając wzroku z Niagary. 
- Hej gołąbeczki! - usłyszeliśmy nagle taki tekst przez co się odwróciliśmy. Stała tam cała nasza grupka przyjaciół. Wszyscy się dziwnie szeroko uśmiechali.
- Nie nudzi wam się? - zapytała Amy siadając przy nas. Za nią wszyscy zrobili to samo. 
- Trochę - odparł białowłosy z dziwną miną. 
- To dobrze! Pośpiewacie z nami - stwierdziła wesoło Violence i gestem ręki poprosiła Maksa by wyjął gitarę.
- Co? - spytałam zdziwiona, ale nikt mi nie odpowiedział.
- Znacie tekst? - zapytał Maks na co wszyscy pokiwali mu głową na tak. Tylko nasza dwójka miała nadal zdziwione miny.
- A co wy chcecie śpiewać? - spytał Jack po czym dostał do ręki jaką kartkę. Było napisane na niej "Wake Me Up- Avicii", jedna z moich ulubionych piosenek. Od razu się uśmiechnęłam, bo znałam tekst na pamięć.
- A skąd was nagle tak naszło żeby śpiewać, co?
- Jesteśmy zespołem, więc to dla nas normalne. Poza tym oni się zgodzili, więc w też musicie - odparła Luna i usiadła w siadzie skrzyżnym. Maks złapał jakiś akord i zaczął grać. Naprawdę dobrze mu szło.
Feeling my way through the darkness - zaczęła Violence.
Guided by a beating heart
I can't tell where the journey will end
But I know where to start

They tell me I'm too young to understand - zaczął śpiewać Maks. Trzeba przyznać, że ma taki sam talent jak Viola.
They say I'm caught up in a dream
Well life will pass me by if I don't open up my eyes
Well that's fine by me

Ref.
So wake me up when it's all over - cała nasza paczka już śpiewała. Całkiem fajnie to brzmiało.
When I'm wiser and I'm older
All this time I was finding myself and I
Didn't know I was lost (x2)

I tried carrying the weight of the world - tak jak w pierwszej 
zwrotce pierwsza śpiewała Violence, a za nią podśpiewywała cicho reszta dziewczyn.
But I only have two hands
Hope I get the chance to travel all the world
But I don't have any plans
Wish that I could stay forever this young - tak jak Viola teraz śpiewał Maks, a z nim reszta chłopaków.
Not afraid to close my eyes
Life's a game made for everyone
And love is the prize

Ref.
So wake me up when it's all over - znowu wszyscy zaczęli śpiewać.
When I'm wiser and I'm older
All this time I was finding myself and I
Didn't know I was lost
I didn't know I was lost 
I didn't know I was lost
I didn't know I was lost
I didn't know
I didn't know
I didn't know x3

 Gdy skończyliśmy wszyscy zaczęli się śmiać. Roszpunka wzięła swój aparat i wrzasnęła "Selfie" robić parę zdjęć. To była naprawdę przyjemna zabawa. Zaśpiewaliśmy jeszcze parę piosenek. Nawet od czasu do czasu ludzie podchodzili do nas i razem z nami śpiewali. Niektórzy nawet rzucili nam jakieś pieniądze. 
 Potem zaczęliśmy bawić się dronem Meridy, którym prawie wlecieliśmy do wodospadu, a potem zaczęliśmy grać w karty Astrid.
 Dla nas minęło to jak pięć góra dziesięć minut, ale po jakimś czasie pani zawołała, że musimy się zbierać do muzeum. Nie chętnie wstaliśmy z trawy i poszliśmy do naszych klas.  Szliśmy z dwadzieścia minut do muzeum motyli. Tia... Najlepsza atrakcja tego dnia. Nic ciekawego tam się nie działo. Jedyny motyl jaki mnie zainteresował to chyba Papilio Ulysses czy jakoś tak. Naprawdę piękny. Ale jak mówiłam nie interesowało mnie to za bardzo, więc nie słuchałam przewodnika. 
 Nie wiem ile spędziliśmy w tym muzeum, ale po dłuższym czasie miałam już dość. Na szczęście mieliśmy już wychodzić. 
 Po powrocie do hotelu zjedliśmy kolacje i mieliśmy czas wolny. Nic ciekawego się później nie działo. Coś porobiliśmy i poszłyśmy spać.
 W ostatni dzień naszej wycieczki nauczycielki zrobiły nam niespodziankę. Zaplanowały żebyśmy poszli do wesołego miasteczka. Niestety albo stety wcześniej planowały żebyśmy poszli do parku wodnego, ale stwierdziły, że jest nas za dużo i nawet nie mamy stroi kąpielowych, więc zrezygnowały. 
 Bawiliśmy się świetnie oprócz tego, że prawie nie porzygałam się na kolejce górskiej to było super. No i oczywiście nie zabrakło waty cukrowej! I kukurydzy... Mniam! I Jacka, który mnie denerwował za każdym razem kiedy wsiadaliśmy na jakąkolwiek kolejkę górską! I Flynna, który robił wszystkim psikusy! I Punzie, która robiła wszystkiemu zdjęcia! I selfie! I w ogóle było fajnie...
 Po tych wszystkich atrakcjach  wróciliśmy do hotelu i zaczęliśmy się pakować, ponieważ za godzinę mieliśmy autobus.
 No i podróż powrotna. Tak samo nudna jak w stronę Niagara Falls... Cały czas spałam (na ramieniu Jacka też), więc nic nie pamiętam. Pamiętam tylko, że jak już wróciłam do domu Ania rzuciła mi się na szyję i mówiła coś w stylu żebym już nigdy na tak długo bez niej nie jeździła.





Hejo ^^
Sorry, że tak późno, ale nie mogłam napisać tego wcześniej :/ I tak skończyła się ich wycieczka ^.^ Chciałam żeby już cała była napisana z perspektywy Elsy, więc na pewno przez dłuższy czas nie będzie jej perspektywy... 
I chciałam wam życzyć wesołych świąt <3
Zdrowia (przede wszystkim)
szczęścia 
pomyślności
miłości 
pieniążków :}
przyjaciół
i samych 6 w szkole <3 

Żebyście spędzili te święta z rodziną i żeby spełniły się wasze marzenia :* 
I dla tych, którzy mają blogi żeby wena was nie opuściła ^^ I  żeby wasze postanowienia noworoczne się spełniły <3 
Jeszcze raz wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku ^^ <3 :***

I fajnej choinki :D





Kocham i pozdrawiam Black Berry :***

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział #32 "Wycieczka"

 [Elsa]

 W sobotę jak zwykle pojechałam do Jacka. Lekcja nie wyglądała jak zwykle, bo musiałam się jeszcze trochę dowiedzieć o tej wycieczce nad Niagarę. Okazało się, że będziemy jechać około 7, 8 godzin w autokarze ze wszystkimi drugimi klasami. W sumie to są tylko 2 klasy, ale po 20 parę osób, więc... No, trochę nas jest. Plus oczywiście nauczyciele. I tak najważniejsze jest to, że jest to w ciągu tygodnia i nie ma lekcji. Mieliśmy wyjechać o 8:00 żeby dojechać na szesnastą i pozwiedzać trochę miasto, w którym zostaniemy na parę dni. 
 W następnych dniach zapłaciłam za wycieczkę i zaczęłam przygotowywać ubrania i rzeczy, które powinnam wziąć. Zawsze gdy są tego typu wyjazdy biorę kartkę i piszę na niej wszystkie niezbędne rzeczy. Najważniejsze były oczywiście słuchawki, telefon i ładowarka. Jak jeżdżę na takie wycieczki, a szczególnie w autokarze to albo śpię albo słucham muzyki albo jedno i drugie. Zwykle nie miałam z kim gadać w autokarze, więc właśnie to robiłam.
 W dzień przed wyjazdem spakowałam rzeczy do małej walizki, głównie ubrania. Spakowałam również szkicownik jakby mi się nudziło, kredki i tego typu rzeczy. Wzięłam jeszcze plecak podręczny gdzie spakowałam "sprzęt do snu", poduszkę i mały prowiant. Na następny dzień zjadłam szybko śniadanie i pojechałam do szkoły. Pod nią czekał już bus, do którego powoli wsiadali uczniowie drugich klas. Zostawiłam walizkę obok pana, który wkładał je do bagażnika. Gdy wsiadłam do autokaru udałam się gdzie siedziała większość moich znajomych. Wyjęłam poduszkę i słuchawki z plecaka, oparłam się o okno i włączyłam sobie muzykę. Po chwili poczułam jak ktoś siada obok mnie. Otworzyłam oczy, które wcześniej zamknęłam i białowłosego bałwana.
- Czego słuchasz? - zapytał kładąc swój plecak na podłogę. 
- Muzyki - odpowiedziałam wyciągając jedną słuchawkę z ucha. Chłopak wywrócił oczami.
- Tego mogłem się domyślić.
- Nie. Przecież mogłam na przykład słuchać... audiobook - odparłam patrząc na niego zwycięsko. Uniósł brew do góry.
- Ty? Słuchająca audiobook? Coś mi się nie wydaje - stwierdził. Patrzyłam się na niego próbując coś wymyślić, ale nie mogłam. 
- Dobra... Wygrałeś - westchnęłam po czym uśmiechnął się zwycięsko. 
- To... Czego słuchasz? Oprócz tego, że muzyki- zapytał ponownie. Wyjęłam telefon i pokazałam mu playlistę.
- Zadowolony?
- Tak - uśmiechnął się szeroko. 
 Po chwili ziewnęłam i znowu ułożyłam się do snu.
- Jack?
- Hmm? - powiedział zajadając ciastka.
- Już jesz? - zaśmiałam się.
- Nie jadłem śniadania - odparł.
- Mógłbyś mnie chronić przed próbą napisania mi czegoś na twarzy gdy będę spała? I czy mógłbyś mnie obudzić na postoju? - zapytałam powoli zasypiając. Zrobił zdziwioną minę, ale później się uśmiechnął. 
- Okej! Chociaż z tym malowaniem na twarzy to mnie skusiłaś - uśmiechnął się chytrze.
- Jack?...
- Dobra, nie będę - odparł dalej się uśmiechając - Idź spać.
 Z lekką obawą zrobiłam co chciałam. Jak kiedyś mówiłam nie pamiętam snów. Mogę powiedzieć, że śnił mi się czarny ekran. Po chwili poczułam jak ktoś mnie dotyka w ramię. Otworzyłam oczy i ponownie zobaczyłam Jacka.
- Jestem już pomalowana na twarzy? - spytałam od razu.
- Nie. Postój - odparł krótko i wstał biorąc plecak. Zaspanym wzrokiem patrzyłam na niego po czym ziewnęłam i idąc w jego ślady wzięłam plecak. Wyszliśmy z autobusu i pokierowaliśmy się jak reszta naszej grupy w stronę jakiejś knajpy. Stanęliśmy w kolejce, długiej kolejce do kasy. Spojrzałam na zegar, na którym była liczba jedenaście. Spałam trzy godziny. Po paru minutach stania doszliśmy do kasy. Zamówiliśmy tosty z owocami (muszę zmusić Jacka do zdrowego odżywiania) i gorącą czekoladę. 
 To się chyba stało jakąś tradycją, zawsze gdy gdzieś wychodzimy zamawiamy gorącą czekoladę. 
 Z zamówionym jedzeniem poszliśmy do stolika gdzie siedzieli nasi przyjaciele. Po pół godzinie musieliśmy już wracać do autokaru. Jako iż nie miałam co robić znowu położyłam się do snu.Na początku miałam jakże znany czarny ekran, ale po jakimś czasie zauważyłam siebie stojącą na środku jakiegoś pomieszczenia oświetlona światłem reflektora. Dookoła była pustka. Cisza. Nagle zaczęłam słyszeć przeraźliwie piskliwy dźwięk przez co zatkałam uszy. Gdy przestałam do słyszeć otworzyłam oczy i odetkałam uszy. W pustej przestrzeni pojawiły się ekrany, na których przewijały się moje najgorsze wspomnienia. Zaczęłam się cofać, al nagle poczułam jak na kogoś wpadam. Odwróciłam się i zobaczyłam wściekłego Jacka.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi o twoim "spotkaniu"? - zapytał wściekły. 
- Jack - zaczęłam, ale on się odwrócił i odszedł. Chciałam za nim iść, ale poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę. Odwróciłam się aby zobaczyć kto to. Czarnowłosy chłopak uśmiechał się szeroko. Po chwili przyciągnął mnie do siebie.
- Chłopak cię opuścił? - odparł chichocząc. Jedną ręką trzymał mnie w talii, a drugą przyciskał moje plecy.
- Jason... Puszczaj - powiedziałam, ale on mnie jeszcze mocniej przycisnął. Przybliżył swoją głowę do mojej szyi i cicho się zaśmiał. Przejechał po niej językiem. Złapałam się jego kurtki.
- Przestań! - wrzasnęłam próbując się wyrwać. Na mój wrzask się ponownie zaśmiał. Gdy już miał mnie ugryźć obudziłam się. Zobaczyłam, że kurczowo trzymam się bluzy Jacka. Sam chłopak miał zdziwioną i lekko przestraszoną minę. 
- Koszmar? - zapytał trzymając mnie delikatnie za ręce. Kiwnęłam głową na tak i oparłam się o jego ramię. Puściłam jego bluzę i jedną ręką złapałam się delikatnie za szyję. Przeszedł mnie dreszcz. 
- Coś ci się konkretnego śniło czy zwykły koszmar? Zakładam, że nie masz łapacza snów... Poza tym mówiłaś "przestań" i "puszczaj" - zapytał patrząc się na mnie ze współczuciem. Nie mogłam mu opowiedzieć całego tego... wydarzenia. Nie powiedziałam mu w końcu o tym, a to nie był dobry moment.
- Zwykły... A mówiłam tak pewnie, dlatego że Mrok próbował... Mi wyrwać naszyjnik - skłamałam. 
- Obecność Madison chyba źle na ciebie wpływa. To pewnie przez nią - stwierdził patrząc się w stronę dziewczyny. "Tym razem to chyba nie ona" - pomyślałam. 
 Spojrzałam za okno. Jechaliśmy przez autostradę.
- Jak długo będziemy jeszcze jechać? - zmieniłam temat. 
- Jak dobrze pójdzie to godzinę - odpowiedział uśmiechając się dziwnie.
- Co jest? - zapytałam zaniepokojona.
- Chce ci się spać?
- A co? - zadawaliśmy pytanie za pytaniem.
- Zanim ci się przyśnił koszmar opierałaś głowę o moje ramię i chciałem ci powiedzieć, że jak chcesz to możesz dalej to robić - powiedział. Po zrozumieniu jego przesłania poczułam jak na policzki wpływa mi rumieniec. Odwróciłam się w stronę okna. Usłyszałam jak się zaśmiał. Poczułam jak chwyta mnie delikatnie za głowę i przykłada do swojego ramienia nie puszczając ręki. Poczułam jak się robię jeszcze bardziej czerwona, a on się śmieje.
- Serio? - zapytałam z chęcią mordu.
- Lubię patrzeć jak się rumienisz, ale czasami nie rozumiem dlaczego to robisz - zachichotał. Wywróciłam oczami. Po chwili zasnęłam. Znowu. 
 Obudziłam się jak usłyszałam jak, któryś z nauczycieli omawia plan wycieczki. Posłusznie zdjęłam słuchawki i zaczęłam słuchać. Pokoje były czteroosobowe... Jestem ciekawa jak biedna osóbka trafi do pokoju z Jinx, Nicky i Madison.
 Gdy dojechaliśmy zaczął się istny chaos. Wszyscy wysiadali i próbowali się dostać do swojej walizki lub torby. Gdy wszyscy już się ogarnęli pani Anita wyczytała z kim będziemy w pokoju. Na szczęście pani wie z kim się przyjaźnimy i nie lubimy, więc nie jest tak źle. Trafiłam do pokoju z Punzie, Meridą i Astrid. Dostaliśmy klucze do pokoi, więc szybko zabraliśmy walizki i pobiegłyśmy pod nasz numer. Pokój były normalny. Cztery łóżka z etażerkami, duża szafa i łazienka. Nic niezwykłego. Po rozpakowaniu mieliśmy się udać do głównego holu. Tam czekał przewodnik, z którym udaliśmy się na krótkie zwiedzanie miasta. Na następny dzień mieliśmy pójść nad Niagarę. 
 Ogólnie miasto ładne. Śmiesznie jest mieć świadomość, że gdy spojrzysz w jedną stronę masz USA, a po drugiej jest już Kanada.
 Oczywiście nie obyło by się bez zdjęć, selfiaków i tego typu. Najbardziej zaangażowana była  w to i ogólnie w tą wycieczkę Punzie. Latała wszędzie gdzie się dało ze swoim wiankiem na głowie i robiła zdjęcia. 
 Około 20 wróciliśmy do hotelu, zjedliśmy kolacje i poszliśmy do pokoi. Nie chciało nam się za bardzo spać. Okazało się, że Astrid wzięła karty. Stwierdziłyśmy, że zrobimy mały hazard, więc wzięłyśmy nasze cukierki i grałyśmy do późna. Była naprawdę śmiesznie szczególnie jak zaczynałyśmy się rzucać tymi cukierkami, a pani co chwile do nas wchodziła i próbowała nas uspokoić. W końcu położyłyśmy się spać.




Hejo ^^ 
Wiem, że ten rozdział nie jest jakiś o wiele dłuższy od poprzedniego, ale przynajmniej jest konkretnie. Stwierdziłam, że nie będę robić całej wycieczki w jednym rozdziale, bo by wyszedł za długi i w ogóle... Poza tym ostatnio zachciało mi się grać w simsy i codziennie siedzę chyba do 1 w nocy i gram xd 
I poruszając temat Jasona... Nie inspirowałam się zmierzchem! Ostatnio zaczęłam oglądać anime i Jason jak już mówiłam powstał z połączenia moich dwóch ulubionych. Dla jasności to, że jest wampirem wywodzi się od anime "Diabolik Lovers". Na razie tyle mogę wam powiedzieć, ale proszę nie porównujcie go do tego Edwarda, bo ja naprawdę nie lubię tego filmu :/ (Jeszcze raz przepraszam fanów, ale to moje zdanie) Drugiego wam na razie nie powiem ;)
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***