piątek, 6 stycznia 2017

Rozdział #9 "Księżyc"

 [Elsa]

 Jack wziął mnie szybko na ręce przez co pisnęłam.
- Jakoś musimy się tam dostać, nie? - odparł muskając mój nos swoim.
- Czy ja ci kiedyś nie mówiłam, żebyś mi mówił za nim to zrobisz? - zapytałam zakładając ręce na piersi.
- Ale wtedy nie byłoby to zabawne - uśmiechnął się głupio po czym ruszył na balkon i wbił się w powietrze. 
 Gdy poczułam zimne powietrze wtuliłam się bardziej w białowłosego. Lubiłam to uczucie. Fajnie byłoby latać samemu... Czuję się wtedy tak wolno.
 Po jakimś czasie dolecieliśmy na miejsce. Jack odstawił mnie na ziemie po czym otrzepałam się z niewidzialnego kurzu. Widząc to zachichotał na co ja przewróciłam oczami. Czy tylko mnie wkurza niewidzialny kurz? 
 Chłopak podszedł do drzwi i bez pukania je otworzył. Trochę mnie to zdziwiło, ale ruszyłam za nim.
 Pomieszczenie wyglądało tak samo jak przedtem. Yeti robiły zabawki, a Elfy szamotały się wszędzie gdzie nie powinny. 
- Jack! - usłyszałam donośny głos Świętego Mikołaja -
Och... Witaj Elso.
- Dzień dobry - przywitałam się cicho.
- Elsa nie przyleciała ze mną na spotkanie... Przynajmniej nie oficjalnie. Chciałem żeby zobaczyła bibliotekę i dowiedziała się parę rzeczy o istotach magicznych - wytłumaczył Jack chowając ręce do kieszeni. 
- No dobrze... - powiedział lekko zdezorientowany North - Biblioteka jest na górze po lewej. Raczej nie przegapisz. Prowadzą do niej dość duże drzwi. 
- Dziękuje - kiwnęłam głową po czym poszłam tak jak mi powiedziano. I rzeczywiście trudno byłoby przegapić te drzwi. Miały chyba z trzy metry, a na nich były namalowane różne postacie. Najbardziej rzucał się w oczy księżyc i słońce. Jakoś tak nigdy nie zastanawiałam się czy słońce ma podobne znaczenie jak księżyc. Muszę się kiedyś o to zapytać.
 Z trudem udało mi się otworzyć drzwi, bo były strasznie ciężkie, ale było warto. Gdy zobaczyłam bibliotekę nie umiałam uwierzyć, że takie miejsce w ogóle istnieje.
 Była w odcieniach ciemnego brązu z czerwonymi dywanami i wielkimi żyrandolami. Regały wysokości normalnych drzew były porozstawiane alfabetycznie, a przy każdym stała przesuwana drabina. Na drugim końcu pomieszczenia były duże okna pod, którymi poustawiane zostały kanapy i fotele. 
 Zrobiłam parę kroków rozglądając się po bibliotece. Zastanawiałam się od czego zacząć. Poszłam najpierw do pierwszego regału, chcąc zobaczyć o czym dokładnie tam piszą. Wzięłam pierwszą lepszą książkę z brzegu, ale po przeczytaniu, a raczej po próbie przeczytaniu tytułu wymiękłam.
- A... A-ab...Aabcarf... - próbowałam wypowiedzieć słowo napisane na okładce, ale średnio mi to wychodziło. Nagle usłyszałam cichy śmiech, więc gwałtownie odwróciłam głowę, by zobaczyć kto to. Jednak jedyne co zobaczyłam to małe skrzydełka chowające się za meblem.
- Hej! - krzyknęłam i podążyłam w stronę cichych śmiechów. Gdy tylko wychyliłam się za regał znowu zobaczyłam małe uciekające skrzydełka. Troszkę się zirytowałam, ale wciąż się nie poddawałam. 
 Nie wiem ile razy jeszcze biegałam pomiędzy półkami szukając tego małego śmieszka, ale gdy dotarłam pod literę "K" to byłam już nieco zdyszana. Znowu usłyszałam chichot przez co szybko podniosłam głowę. Tym razem postać, a raczej postacie nie uciekły. Podleciały do mnie dwie małe wróżki o brązowych włosach przechodzących w złoto i takich samych oczach. Miały złote spódniczki do połowy uda, biało-brązową bluzkę w różne dziwne wzory oraz brązowe bolerko. Ręce miały popisane w jakimś dziwnym języku. 
 Patrzyły się na mnie z wielkim uśmiechem na ustach. Podleciały bliżej przyglądając się dokładnie. Pokiwały sobie głowami i podleciały do jednej z półek.  Usiadły na wielkim znaczku. Podeszłam do nich ostrożnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że na plakietce napisane jest "Księżyc". Popatrzyłam się na nie zdziwiona, ale one tylko ochoczo machał głową. 
 Zerknęłam na grzbiety książek próbując po tytułach rozszyfrować o czym są. Wzięłam pierwszą lepszą i co mi się rzuciło w oczy to piękna okładka. Wiem, że nie powinno się oceniać książek po okładce, ale ta nie dość, że była w idealnym stanie to kolory wydawały się być żywe. Nie dało się opisać słowami wyglądu tego dzieła sztuki. Nawet sam napis wydawał się w jakiś sposób odstawać od papieru dając ciekawy efekt. Tytuł mimo piękna książki nie był jakoś bardzo oryginalny.
- Księżyc - przeczytałam na głos głaszcząc materiał. Zauważyłam, że pod nazwą były jakieś dziwne znaczki, podobne do tych co wróżki posiadały na rękach.
 Otworzyłam delikatnie księgę bojąc się, że ją uszkodzę. Na pierwszej stronie znowu był napisany tytuł, choć zdziwiło mnie, że nie było autora. Przewróciłam kolejną kartkę. Nie było ani spisu treści, ani nazwy rozdziału. Był po prostu tekst napisany, pięknym lecz niewyraźnym pismem.  Trochę mi zajęło zanim się odczytałam. Była to historia o księżycu. Jego początkach i o tym jak wybierał strażników. Były również nawiązania do pór roku, wróżek jak i żywiołów. Trochę nie rozumiałam jaki to miało związek z księżycem. Książka była napisana starodawnym pismem przez co mi się jeszcze ciężej czytało. Tak naprawdę nie zrozumiałam połowy tekstu.
 Najbardziej  zaciekawił mnie fakt, że sama postać księżyca nie była satelitą, a po prostu osobą. Że sama planeta jest jego domem. I że ma żonę...
 Uniosłam brwi na tę informację. Nie spodziewałam się tego. Tak samo tego, że istnieje coś takiego jak miasto księżycowe. A chyba najbardziej tego, że miał trójkę dzieci. Syna i dwie córki. Cała rodzina. A każda osoba w niej miała konkretną moc i zadanie do wykonania. Królowa władała gwiazdami i pomagała Księżycowi w wybieraniu strażników i następnych dziedziców. Najstarszy syn władał zorzą polarną i pomagał strażnikom. Starsza córka kontrolowała komety i pomagała matce. 
 Przewinęłam kartkę na kolejną stronę, żeby poczytać o drugiej córce, ale była pusta. Zdziwiłam się, bo byłam dopiero w połowie książki. Wróciłam na poprzednią i ponownie przewróciłam na następną, ale wciąż nic się nie pojawiało. Nie rozumiałam dlaczego. Wyglądało to mniej więcej tak jakby księga nie była skończona. Otworzyłam książkę parę kartek dalej, ale był tam tekst napisany w języku takim samym jak pod tytułem na okładce. 
- Ej, wiecie może... - chciałam się zapytać wróżek, dlaczego tak było, ale one zniknęły. Rozejrzałam się dookoła siebie.  Nie było po nich śladu. Zapadła grobowa cisza. 
 Odłożyłam najciszej jak mogłam księgę i cofnęłam się parę kroków do tyłu. Nawet nie zauważyłam kiedy zapadła noc. Niestety niebo nie było tak piękne jak bym chciała. Gwiazdy zostały zasłonięte przez ciemne chmury zwiastujące burze. Westchnęłam zawiedziona tym widokiem. Na biegunie o wiele lepiej widać konstelacje niż w mieście. Nie ma tu ani smogu ani świateł. Jest... Spokojnie.
- Elso - usłyszałam głos za sobą przez co się wystraszyłam. Spodziewałam się Jacka, ale zobaczyłam Blake'a, który patrzył się na mnie skoncentrowany - Zebranie się skończyło.
- Ach, jak ten czas szybko minął - powiedziałam próbując ukryć lekkie spłoszenie. Nie wiem, dlaczego, ale przestałam mu nagle ufać. To jest dziwne, nie rozumiem tego. Cała magia tego miejsca nagle uleciała jak powietrze z balona. Co się dzieje?
- No widzisz! - uśmiechnął się przyjacielsko, chociaż nie. W tym uśmiechu było coś fałszywego - Chodź już bo zaraz zaczną się o ciebie martwić.
- Oczywiście - podeszłam do niego po czym objął mnie ramieniem w przyjacielskim geście. Wzdrygnęłam się. Nie podobało mi się to. A mimo to odwzajemniłam ten jego sztuczny uśmiech. 
 Puścił mnie dopiero wtedy kiedy doszliśmy na schody. 
 Pożegnałam się ze wszystkimi i razem z Jackiem polecieliśmy z powrotem do jego domu. Po drodze poinformowałam Anię, że zostanę u niego na noc.
 Nie wiem, dlaczego ale ten lot wydawał mi się strasznie długi. Nie zapytałam się Jacka o czym mówili na spotkaniu, nawet nie pochwaliłam się tym o czym czytałam w bibliotece. Byłam cicho, a białowłosy chyba znowu się zaczął martwić. Nie chciałam, żeby czuł się odrzucony, a tym bardziej o coś winny, ale zachowanie Blake'a mnie na tyle zirytowało, że nie mogłam nic zrobić. 
 Wylądowaliśmy na balkonie jego domu. Mimo tego nie puścił mnie jeszcze przez parę minut. Staliśmy w ciszy,ca księżyc powoli zaczął się wychylać zza chmur.
- Jack...? - zaczęłam cicho, bo nie wiedziałam o co chodzi. Nie odpowiedział mi. Patrzył się pustym wzrokiem przed ciebie.
 Po chwili ruszył przed siebie i podmuchem wiatru otworzył drzwi do swojego pokoju. Usiadł na łóżku, a mnie usadowił na swoich kolanach po czym mocno mnie przytulił.
- Jack? - naprawdę zaczynałam się niepokoić.
- Mrok chce kogoś porwać, jakąś dziewczynę - zaczął ukrywając twarz w zagłębieniu mojej szyi - Blake tak powiedział. Nie mówił, że konkretnie ciebie, ale nie jesteś wykluczona. Nie chcę, żeby ci się coś stało. Nie chcę, żeby znowu cię ode mnie zabrał... 
 Uśmiechnęła lekko pod nosem po czym zaczęłam głaskać go po włosach.
- Spokojnie, nie weźmie mnie od ciebie. Nie pozwolę na to. Nie martw się, po prostu bądź przy mnie, a wszystko będzie dobrze - ucałowałam go w czubek głowy. Po tym geście podniósł na mnie swoje piękne oczy i uśmiechnął się lekko.
- Już zawsze będę przy tobie - wymruczał po czym mnie pocałował. Całowaliśmy się jakbyśmy byli spragnieni i stęsknieni. Powoli, ale namiętnie. Jack po chwili położył się na plecach wciąż trzymając mnie za biodra przez co się na nim położyłam nie przerywając pocałunku. Gdy zabrakło na tchu odsunęliśmy się od siebie, by móc spojrzeć na swoje twarzy. Jego oczy były roziskrzone jak nocne niebo, a usta delikatnie zaróżowiły się od pocałunku. Pocałował mnie w nos i mocno do siebie przytulił.
- Kocham cię - wyznał gładząc mnie po plecach.
- Ja ciebie też...

***

 Minęły jakieś 3 tygodnie i na razie nic się jeszcze nie stało. Jack mimo wszystko dalej był lekko podenerwowany, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. 
 W między czasie odbył się kolejny koncert zespołu Violence, po którym odpadło 5 zespołów. Oczywiście oni zostali i to nawet z bardzo wysoką notą.
 W szkole raczej też nic się nie zmieniło. Jest może trochę więcej sprawdzianów, ale to nie jest nic zaskakującego.
  Przed chwilą wyszłam z domu i pokierowałam się pod adres napisany dla mnie na kartce. Stanęłam przed lekko zaniedbanymi drzwiami i delikatnie zapukałam. Odsunęłam się o krok i czekałam spokojnie. Byłam lekko zestresowana.  
 Po chwili drzwi otworzyła mi średniego wzrostu kobieta o zielonych oczach i blond włosach spiętych w koka. 
- O, ty pewnie jesteś Elsa - uśmiechnęła się ciepło - Wejdź proszę.
- Dziękuje - odwzajemniłam uśmiech po czym weszłam do mieszkania.
- Elsa! - usłyszałam wesoły głos Alice - Wreszcie przyszłam. Wejdź do mnie do pokoju.
 Skierowałam się w jej stronę. 
- Poczekaj chwilę, przyniosę ci herbatę - powiedziała szczęśliwa i zostawiła mnie samą w jej pokoju. 
 Jak to się stało, że jestem teraz w mieszkaniu Alice? Prosta sprawa. Nauczyciel matematyki zdenerwował się na nią, że dostała kolejną pałę ze sprawdzianu, więc poprosił mnie, żebym dała jej korki. Tak o to się tu znalazłam.
 Zaczęłam się rozglądać po pokoju. Był dość kolorowy. Dwie ściany były pomalowane na jasny róż, a dwie pozostałe na żółty i jasny pomarańcz. Na łóżku znajdowało się mnóstwo pluszaków i poduszek. Meble były białe, a jedna ściana została cała poobklejana zdjęciami. Podeszłam do niej i zaczęłam się im przyglądać. Na jednym była dziewczynka z długimi włosami w odcieniu ciemnego blondu i ogromnym uśmiechem na twarzy. Na innym stały trzy postacie na tle morza, a na jeszcze innym ta sama dziewczynka siedząca na gałęzi drzewa. 
- To są zdjęcia sprzed okresu kiedy jeszcze moja choroba nie była taka silna - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się powoli i zobaczyłam smutno uśmiechającą się Alice. Zauważyłam, że na biurku postawiła dwie ciepłe herbaty.
- Przepraszam - powiedziałam cicho.
- Za co? - zdziwiła się - Nic nie zrobiłaś.
- Nie wszyscy lubią jak ktoś inny ogląda ich zdjęcia - mruknęłam.
- Nie przeszkadza mi to - uśmiechnęła się pokrzepiająco - One przypominają mi tylko o przyjemnym dzieciństwie. Kiedy jeszcze tata żył i kiedy nie wiedziałam o tym, że mam raka - zamyśliła się na chwilę - Ale to nie ważne! Zacznijmy się już uczyć, bo inaczej nigdy nie zdam tego testu.
- Oczywiście - spróbowałam się uśmiechnąć, ale nagle zrobiło mi się strasznie smutno.
Świat jest okrutny.









No hej.
Pobijamy rekord "Jak długo nie pojawi się rozdział, hę?" Eh... 
Przepraszam, że znowu przez dwa miesiące nie pojawił się rozdział, ale mimo, że pisałam go co jakiś czas wstawiam go dopiero teraz. Po prostu... Już nie potrafię go napisać od razu. Wena ze mnie uleciała i robię to trochę na siłę, ale obiecałam sobie, że jeśli nawet w święta tego nie wstawiłam ( choć bardzo chciałam ) to wstawię to 1 stycznia. No i oczywiście wszystko się spieprzyło, bo byłam tego dnia strasznie wykończona, a już  drugiego trzeba było iść do szkoły, więc no dupa. 
Ogólnie muszę się przyznać, że nie kocham już tak samo Jelsy jak robiłam to rok temu, bo teraz moim sercem zawładnęło Ereri. I idealnie ukazuje to moja galeria, gdzie nawet się nie przyznam ile mam ściągniętych tego zdjęć ¯\_•_•_/¯
Przepraszam za to, że tyle czekaliście. Powiem, że w pewnym momencie już naprawdę miałam ochotę zawiesić to wszytko, ale stwierdziłam, że to i tak nie ma sensu. Po prostu będę dodawać to wtedy kiedy będę. Tak samo ta część będzie dosyć krótka, bo chcę już żeby wszystko się rozwiązało. Więc rozdziały nie będą już tak szczegółowe jak kiedyś. Nie wiem czy nie napiszę nawet może jeszcze 10 czy 15 rozdziałów. Zobaczy się.
I planuję już następną książkę do napisania, która nie będzie o Jelsie, ale mam nadzieje, że jak się pojawi to się nią zainteresujecie ^^ I w sumie to jest kolejny powód, dlaczego chcę już skończyć to opowiadanie. 
Mimo wszystko życzę wam szczęśliwego nowego roku i trzymajcie kciuki, że jednak będę miała trochę więcej weny ^^ Kocham was i zapraszam do komentowania.
Black Berry <3