wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział #4 "Nie aż taki zły ten basen"

 Przez dwa dni było bosko. Elsa z Anią normalnie chodziły do szkoły. Blondynka zaczynała się przyzwyczajać do nowego towarzystwa, a ruda poznawała nowych ludzi i chłopaków. Od wtorku zaczęły się normalne lekcje i niestety zadania domowe, ale i tak było wspaniale... aż do czwartku, bo okazało się, że czwartki to jedyny dzień kiedy jest basen. Nie było by tak źle, ale Elsa zapomniała zgłosić swojego "uczulenia" na chlor, którego tak naprawdę nie miała, ale niby miała. Na jej nieszczęście zapomniała, że w czwartek jest basen, więc normalnie poszła do szkoły.  
[ Dziś będzie perspektywa Elsy ]
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Wstałam jak zwykle o 6:00 i zrobiłam to co zwykle rano,  swoje włosy związałam w kok, umyłam się, skorzystałam z toalety, umyłam zęby i wyszłam z łazienki. Na dworze było ciepło, więc postanowiłam ubrać turkusową, falowaną spódniczkę, luźną, cienką, białą bluzkę z nadrukiem nabazgranego serduszka i moje ukochane turkusowe balerinki. Włosy rozpuściłam i zawiązałam w wysokiego, luźnego kucyka z warkoczykiem na boku głowy. Makijaż jak zwykle lekki. 
 Gdy już spakowałam książki do swojego [ no zgadnijcie kolor ] niebieskiego plecaka zeszłam na dół na śniadanie. Tak jak myślałam. Po mimo tego, że Ania wstała w pierwszy dzień szkoły przede mną byłam pewna, że nie wytrzyma dwóch dni. Przy stole stała tylko Agnelica.
- Dzień dobry! - powiedziałam kładąc plecak przy stole i siadając na krześle.
- Dzień dobry! - odpowiedziała kucharka. Podała mi jogurt z musli i owocami, a do picia herbatę. Podziękowałam i zaczęłam jeść. Było przepyszne!!! Po chwili spojrzałam na zegarek, okazało się, że jest 7:20. Obróciłam się z nadzieją, że zobaczę Ankę. Doczekałam się. Szła po schodach, miała na sobie białe pantofle i krótką sukienkę, u dołu białą, a na górze cała w kolorowe kwiaty. Włosy miała spięte w koka, ale lekko rozwalonego.
 Schodząc po schodach przeciągnęła się i ziewnęła.
- Dzień dobry - powiedziała siadając przy stole. Angelica podała jej śniadanie i pożegnała się z nami, chyba się jej śpieszyło. Powoli jadłam i patrzyłam się w pusta przestrzeń... znowu. Ostatnio często tak robiłam zastanawiając się nad różnymi rzeczami. Czyto o mojej mocy, przeszłości... ogólnie o mnie i o moich znajomych. Jeszcze... nie miałam ich dużo, jeśli już chodziłam do szkoły to raczej nie miałam znajomej osoby żeby się z nią zaprzyjaźnić, a co dopiero z innymi. Zawsze trzymałam się na boku, a nawet czasami byłam wyśmiewana przez inne dzieci, że jestem samotna, że jestem dziwna... a Ania zawsze dawała sobie radę, miała dużo znajomych i przyjaciół... i chłopaków. Jestem ciekawa czy jak będę tak się zachowywać to znajdę swoją prawdziwą miłość, ale na razie i tak nie przejmuje się chłopakami, po co mi oni. Raczej jako przyjaciele. Zastanawiam się też, dlaczego jestem takim introwertykiem, to przez moją moc, bo wychowano mnie żeby się z nikim nie zaprzyjaźniać, bo nikomu nie wolno ufać czy ,dlatego że po prostu taka jestem...
 Nagle poczułam jak ktoś mnie szturcha w ramię. Chyba odjechałam. Potrząsnęłam głową i spojrzałam na Ankę, która miała dziwny wyraz twarzy. Zauważyłam, że w mojej misce nie ma już śniadania i bezsensownie machała w niej łyżką.
- Hallo!!! Ziemia do Elsy!!! - krzyknęła chyba któryś raz ruda wymachując swoimi rękami przed moją twarzą.
- No już żyję, co się stało? - zapytałam się, bo nie wiedziałam, dlaczego ktoś znów wyrwał mnie z moich rozmyśleń.
- Czy ty się zakochałaś czy co?! Szofer przyjechał! Ma nas zawieść - powiedziała mi to głośniej niż musiała. Chyba nie zrozumiała, że się już obudziłam.
- Po pierwsze ; Co?! Nie! Po drugie ; to chodź - powiedziałam wstając z krzesła i idąc po plecak. Ania znowu na mnie dziwnie spojrzała, ale po chwili machnęła rękom i poszła w moje ślady. Jak zwykle szofer nas zawiózł pod szkołę, ponieważ nie mam jeszcze prawo jazdy. Weszłam normalnie do szkoły i spojrzałam na grafik (jeszcze nie nauczyłam się na pamięć), teraz miała być historia. Mimo iż byłam dobra z tego przedmiotu bardzo go nie lubiłam, dlatego że kojarzy mi się bardzo to słowo (i przedmiot) z historią mojego życia. Ja chyba nie jestem normalna, znowu odjechałam i (prawdopodobnie) na dodatek szłam przed siebie patrząc się na kartkę, którą trzymałam w rękach... i wyglądało to naprawdę głupio. Z transu wybudziło mnie uderzenie w coś, a raczej kogoś, bo osoba złapała mnie za rękę kiedy upadałam. Na szczęście nikomu się nic nie stało. Dopiero po chwili zobaczyłam kto był moją ścianą w którą uderzyłam. Okazało się, że to był Jack. Praktycznie wisiałam mu na ręce, którą mnie trzymał. Lekko się zarumieniłam myślą, że chłopak, który szeroko się do mnie uśmiechał trzymał mnie za rękę. 
- Nic ci nie jest? - zapytał się stawiając mnie na nogi.
- Nie nie nic mi nie jest. A tobie? - odpowiedziałam. Mam nadzieję, że nie poczuł jaką mam zimną rękę, ale co dziwnego jego była (tak mi się wydawało) podobnej temperatury. 
- Nie - uśmiechnął się - Co cię tak pochłonęło? Przeszłaś chyba 15 metrów patrząc się w tą kartkę.
- Naprawdę? - popatrzyłam na niego z niedowierzaniem - Patrzyłam jaka teraz jest lekcja.
- No nieźle... nie widziałem nigdy żeby kogoś lekcja tak pochłonęła - mrugnął do mnie jednym okiem. Nie mogłam się powstrzymać... był to strasznie suchy suchar, ale rzadko słyszę jakieś, więc się musiałam zaśmiać. On również się zaśmiał. Postanowił odprowadzić mnie pod klasę żebym znowu w kogoś nie wlazła.  
 Historia jak historia nic się nie działo. No oprócz tego, że chłopacy i Merida i Astrid postanowili zrobić mały żart panu Mikiemu i... przykleili mu kartkę do pleców " Myszka Miki". Fakt wyglądał trochę jak mysz, ale to była lekka przesada. Zorientował się dopiero gdy mieliśmy wychodzić z klasy. Podeszła do niego Aurora i powiedziała o karteczce. Na szczęście wszyscy sprawcy żartu zdążyli uciec.
 Reszta lekcji minęła spokojnie, nie było już żadnych wybryków. Przed ostatnią lekcją prawie wszyscy poszliśmy na obiad z wyjątkiem Violence, która musiała coś obmówić z zespołem i Jack, który gdzieś musiał iść, ale nie powiedział gdzie.
- Nie no nie mogę!!! - Astrid płakała ze śmiechu -  Ale on miał minę.
- Jestem najlepszym wymyślatorem kawałów - przyznał Flynn.
- Kochanie, nie ma takiego słowa jak "wymyślator" - powiedziała Punzie.
- Co wy takie sztywne? - zapytał się głównie patrząc na mnie.
- Rozumiem, że wygląda jak mysz, ale to była lekka przesada - stwierdziłam. Zaczęli się na mnie dziwnie patrzeć.
- Dobra... Nie było tematu... Co teraz będzie? - zapytałam się biorąc łyk wody. Czkawka wyciągnął grafik - O nie... Teraz ma być basen.
 Wodę, którą piłam prawie wyplułam na Astrid siedzącą na przeciwko mnie, a oczy zrobiły mi się wielkości spodka. Kompletnie zapomniałam zgłosić moje "alá" "uczulenie na chlor. Szybko wyciągnęłam telefon, za dwie minuty miała być lekcja.
- Coś się stało? - zapytała niepewnie Merida. Wstałam od stołu, szybko powiedziałam "mam mały problem" i wybiegłam ze stołówki. Biegłam jak najszybciej do nauczyciela wf, powiedziałam mu szybko, że mam uczulenie na chlor i nie mogę iść pływać. Potem bez żadnych pytań pobiegłam do sekretariatu. Zapukałam i gdy pani Kimberlin powiedziała "proszę wejść" zadzwonił dzwonek. Nie zwracając na niego weszłam do pokoju.
- Dzień dobry - powiedziałam nie śmiało. Popatrzyła na mnie znad okularów.
- Dzień dobry pani Snow... Nie powinna być pani na lekcji?
- Powinnam, ale jak byłam u pani w poniedziałek to... zapomniałam powiedzieć, że mam uczulenie na chlor i... nie mogę pływać.
- Dobrze nie ma problemu, daj mi chwilę zapiszę - powiedziała, wzięła pióro i zaczęła coś pisać. Głupio mi było kłamać, ale jeszcze głupiej zamrozić basen.
- Dobrze, zapisałam. Mam pytanie... Dostała już pani klucz do szafki?
- Nie - odpowiedziałam  i rzeczywiście przypomniało mi się, że jeszcze nie mam swojej szafki. Podała mi klucz i wyszłam w poszukiwaniu mojej szafki. Długo to nie trwało, bo od razu znalazłam ją na drugim piętrze obok naszej klasy. Powoli ją otworzyłam, a jak już to zrobiłam byłam w lekkim szoku. Pułki, które miały być na różnych wysokościach, aby coś na nich położyć leżały na dnie szafki. "No pięknie... Trzeba będzie to poskładać" pomyślałam. Jako, że się na tym nie znałam wzięłam jakiś element i przymocowałam go na samą górę. Ja naprawdę nie wiem co ja wtedy myślałam. Wzięłam lektury z mojego plecaka i położyłam je na półkę. Leżały spokojnie. Chciałam przymocować więcej półek, ale usłyszałam jakieś hałasy z sąsiedniego korytarza. Wyjrzałam lekko i zobaczyłam Jacka z jakąś dziewczyną. Miała brązowe, długie włosy, czarne jak węgielki oczy i mocny makijaż. Na sobie miała wysokie czarne szpilki, krótką, czarną spódniczkę i biały top jakimś napisem. 
 Nie lubię podsłuchiwać, ale strasznie mnie kusiło. Chociaż i tak dużo nie zrozumiałam z rozmowy. Było to coś w tym stylu
Jack: Czy ty mnie słuchasz!
dziewczyna: Zawsze
Jack: To dlaczego nie potrafisz zrozumieć, że cie nie kocham.
dziewczyna: Bo ja cię nadal kocham!
Jack: Odczep się ode mnie! Rzuciłem cię!
Po tych słowach dziewczyna spojrzała na niego z nienawiścią i odeszła krokiem modelki. Jack złapał się za głowę, zaczął targać swoje już potargane włosy i obracać się dookoła. Nagle się zatrzymał i popatrzył w moją stronę, chyba mnie zauważył. Szybko odskoczyłam od ściany i pobiegłam stronę szafki. Nie chciałam żeby uznał mnie za podsłuchiwacza, więc wzięłam plecak i wlazłam do szafki. Nie było tam za wygodnie, cała byłam ściśnięta i myślałam, że ją zaraz zamrożę. Niestety sznurek plecaka wystawał z drzwiczek zamkniętej  szafki czego nie zauważyłam. Usłyszałam kroki, które zatrzymały się przed moją szafką. Ktoś zapukał w drzwi mojej szafki, ale jako idiotka powiedziałam odruchowo "zajęte". Osoba się zaśmiała i otworzyła szafkę. Tak jak się tego spodziewałam był to Jack. Patrzył na mnie powstrzymując się od wybuchu śmiechu.
- Dzień dobry. Co pani robi w tej zacnej szafce? - zapytał głupio. Patrzyłam na niego oczami politowania. 
- Siedzę... A co mogę robić? - odpowiedziałam. Tym razem nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Pomyślałam, że nie mogłam się bardziej zbłaźnić... Jednak mogłam. Moja
wspaniale za montowana półka z książkami spadła mi na głowę. 
- Ała! - krzyknęłam z bólu.
Jacka ogarnęła kolejna fala śmiechu.
- Wyłaź - powiedział wyciągając mnie z ciasnej szafki.
- Dzięki - podziękowałam - Przepraszam... Nie chciałam podsłuchiwać...
- Nic się nie stało - powiedział przeczesując swoje włosy.
- Myślałam, że nie masz dziewczyny - ale ja mam nie wyparzony język. 
- Bo nie mam - przyznał - To była moja była... Madison.
Zapadła jakże znana niezręczna cisza podczas której patrzyliśmy na siebie. Po chwili Jack popatrzył się na moją szafkę.
- Poczekaj zamontuje ci to - rzekł biorąc elementy i składając do kupy. Ja za to pozbierałam książki z podłogi. Gdy już to zrobiłam patrzeć się na Jacka.
- Ciekawości... Jak mnie zauważyłeś?
- Najpierw twoje ładne oczy czające się za ścianą, a po drugie z szafki wystawał sznurek twojego plecaka - oznajmił. Poczułam się straszną idiotką, że nie zauważyłam tego felernego sznurka, ale z drugiej strony zarumieniłam się. Czy on powiedział, że mam ładne oczy? Pierwszy raz usłyszałam od chłopaka komplement. 
- No gotowe!
- Dziękuje - powiedziałam. Zaczęłam układać rzeczy na półkach typu książki itd. Poczułam, że zamieniliśmy się miejscami. Gdy on montował półki ja się na niego patrzyłam, a gdy ja układam rzeczy to on się na mnie patrzył. Gdy skończyłam układać książki zamknęłam szafkę i odwróciłam się w stronę chłopaka. I znowu zapadła niezręczna cisza. Znowu zaczęliśmy się na siebie patrzeć, ale tym razem w oczy. Czy ja już mówiłam jakie on ma śliczne oczy... MATKO ELSA! Co się z tobą dzieje?! Dobra... Nie było tego.
- Dlaczego nie jesteś na basenie? - zapytał nagle.
- Mogę zapytać o to samo - odpowiedziałam na co się uśmiechną.
- Byłem pierwszy - odpowiedział robiąc minę zwycięscy po czym się do mnie przybliżył.
- Mam uczulenie na chlor - powiedziałam bez wahania - A ty?
- Mam to samo - oświadczył jednak oboje wyczuliśmy, że coś kręcimy. Ja nie wierzyłam mu, a on mi. I znowu zapadła cisza jednak nie na długo, bo po chwili zadzwonił dzwonek.



Wiem... znowu jestem polsatem, ale bardzo chciałam wam to dzisiaj wrzucić :3 Jack i Elsa mają "alá" uczulenie na chlor, a ja walczę z pyłkami :/ Pozdrawiam wszystkie osoby które są na coś uczulone.

6 komentarzy:

  1. OOOO :3 Jack nie kręć tak... czuje to xD Całym ... umm... nie brzuchem nie... Całym ...MÓZGIEM! (XD)

    Będzie Flirt :3 Będzie słodko :3 Będzie para :3 Będzie Jelsa :3
    Jeeej :3

    Chlor.. tak....chlor ... xD

    PS. ROZDZIAŁ SUPER! I ŻYCZĘ WENY :333

    ~USIA

    OdpowiedzUsuń
  2. Komentarz napisalabym wcześniej ale dopiero teraz mam internet xD
    Super rozdział! Niemogę się doczekać nexta! No...no... nasza jelsa ma ala uczulenie na chlor....usmialam sie z tą szawka ^,~ czekam na rozdział ^,~

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny rozdział i blog
    zapraszam na bloga lexy i mój ( nie jest o jelsie)
    Kolorowydym.blogspot.com jest prolog
    ( o jelsie też będziemy robić ale nie teraz)
    czytamy twojego bloga ale nie komentowałyśmy
    teraz już będziemy albo przynakmniej ja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje i witam :} Sory, że nie odpisałam wcześniej

      Usuń
  4. He he.. Chlor.. He he ;>
    Przestań być Polsatem >; Wspaniałe zakończenie <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Bosze... Chcesz żebym się udusiłam ze śmiechu? ŚWIETNE!!!
    Ta historia... Ta pani... ;)

    OdpowiedzUsuń