poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział #46 "Zacznijmy wszystko od nowa" KONIEC

 Otworzyłam powoli oczy. Spodziewałam się, że będę leżała w liściach, a wschodzące słońce mnie oślepi, ale było zupełnie na odwrót. Leżałam na chłodnej, czarnej posadzce, a dookoła było ciemno jak... Może nie będę kończyć.
 Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Dopiero teraz zauważyłam kraty, zza których wydobywa się odrobina światła. Ledwo podniosłam się, aby podejść do potencjalnego wyjścia. Nie wiem, dlaczego, ale czułam się wykończona. Na dodatek się bałam. Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie jestem.
 Gdy byłam już blisko krat poczułam ból na nadgarstkach i powstrzymanie od pójścia dalej. Przestraszyłam się jeszcze bardziej, gdy zobaczyłam na moich rękach kajdanki. Były delikatnie oszronione co mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Podeszłam do ściany i jej lekko dotknęłam. Nic. Nic się nie stało. Nawet ani trochę lodu. Nie miałam mocy. Moje oczy rozszerzyły się, a usta niebezpiecznie drgały. Nie miałam mocy. Zachłysnęłam się powietrzem i oddaliłam od  ściany. Nie miałam mocy. Tak długo chciałam się od niej uwolnić, a gdy już tego dokonałam... Jestem jeszcze bardziej przerażona niż przedtem? Potknęłam się o ławeczkę, a żeby nie upaść oparłam się o nią ręką. Nie została oszroniona. Dlaczego? DLACZEGO?! Pierwszy raz chciałam coś zniszczyć za pomocą mojej mocy, a ja jej nie mam. Poza tym gdzie ja jestem?! Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Jeszcze moje wspomnienia. 
Co tu się dzieje?

***
[Baza North'a]

 Jack chodził niespokojnie po pokoju. A przynajmniej tak wyglądał.
 Wszyscy strażnicy przyglądali się mu lekko wystraszeni. Wiedzieli jak okrutne myśli chodziły mu po głowie. Po tym jak wleciał wściekły do North'a i opowiedział mu co się stało wezwał wszystkich strażników. Musieli ją odzyskać. Nie tylko ze względu na kamień, ale również z powodu chłopaka. Nie znali jej osobiście, ale wiedzieli, że białowłosy długo bez niej nie wytrzyma. Zawsze go bolało jak nie widział jej choćby tydzień. A teraz był z nią parę dni bez przerwy i ją porwali. "Co ze mnie za strażnik?" pomyślał pomiędzy różnymi pomysłami na zabicie Jasona. 
 Nagle chłopak się zatrzymał. Strażnicy wzdrygnęli się lekko przerażeni. Nawet zając nie był spokojny.
- Wymyśliliście coś - powiedział na tyle lodowatym głosem, że ziemia pod nim pokryła się delikatnie szronem.
- N-Nie - zająknął się siwobrody, ale po chwili przywrócił się do porządku - Jack, nie możesz być taki wiecznie! Na pewno coś wymyślimy.
 Na te słowa prychnął pod nosem ze strasznym uśmiechem. 
- Stary, masz naprawdę przerażający uśmiech... - wzdrygnął się zając - Wyobraziłeś sobie jak ścinasz mu głowę?
- Gorzej - uśmiechnął się jak psychopata, ale po chwili spoważniał - Piasek, wróżka, jakieś pomysły?
 Nad głową piaska pojawił się znak zapytania. Wróżka potarła swoje skronie. Po chwili podskoczyła jakby ją prąd poraził. Spojrzeli się na nią zdziwieni. 
- Elsa miała naszyjnik kiedy ostatnio ją widziałeś, prawda? - podleciała do niego chwytając za skrawek koszuli.
- Tak - przeciągnął słowo zdziwiony. Ząbka strzeliła sobie mocnego facepalma.
- Przecież mamy radar! Możemy namierzyć kamień jeżeli go wciąż nosi - wrzasnęła podlatując o urządzenie. Wszyscy nagle się ożywili i pobiegli za nią. Wróżka włączyła ekran monitora i wstukała jakieś dziwne frazy na klawiaturze. W końcu pojawiła się lokalizacja. Czerwona kropka na ekranie dziwnie migała, ale nie to było zaskakujące. Na ekranie pojawił się napis "Lokalizacja: Meksyk". Wszyscy wybałuszyli oczy. "Czy ten sukinsyn zabrał ją do Meksyku?!" pomyślał białowłosy.
- No... Nie spodziewałem się, że Mrok ma swój pałacyk w Meksyku - westchnął zając drapiąc się za uchem.
- Lecę - powiedział po chwili kierując się w stronę okna.
- Jack, czekaj! - usłyszał krzyk Mikołaja.
- Nie powstrzymacie mnie - zacisnął pięści.
- Nie o to chodzi idioto! - wrzasnął kangur. Zdenerwowany odwrócił się na pięcie, ale to co zobaczył zbiło go z tropu. Ekran zaczął migać, a po chwili lokalizacja nie wskazywała Meksyku, a Stany zjednoczone. Jego oczy jak i usta rozszerzyły się w szoku.
- Co to ma znaczyć? - warknął siwobrody po czym walnął pięścią w stół.
- Przemieszcza się - szepnął białowłosy.
- He? Co się przemieszcza? - zapytała zdziwiona wróżka.
- Portal. Portal się przemieszcza - powiedział wskazując na czerwoną kropkę - Nie pokazuje gdzie ona jest, ponieważ pałac nie znajduje się na ziemi. Ta kropka pokazuje portal - wyjaśnił krótko. Zacisnął mocniej pięści..
- Tym razem naprawdę lecę. Wiem gdzie to jest - odparł podchodząc do okna.
- HEJ! A my? Jaki plan? - zaczął Mikołaj, ale strażnik zabawy mu przerwał.
- Ja swój mam. Lepiej się pośpieszcie, żeby nie lecieć do Meksyku - i skoczył.

***

 Nie wiem ile tu siedzę. Może parę godzin, minut, nie wiem. Nadal zastanawiam się co zrobiłam źle. Dlaczego nie mam mocy? Gdzie jestem? O co chodziło z moim drugim życiem? Co ja tu robię???
 Nagle usłyszałam kroki. Gwałtownie podniosłam głowę z moich kolan. W kratach zobaczyłam czarną postać. Nie mogłam rozpoznać rys twarzy przez źle padający cień. Jednak jedna rzecz zdradzała ją. Żółte, jadowite oczy. Wzdrygnęłam się. Przede mną stał Mrok we własnej osobie. Poczułam się jeszcze słabiej. Po chwili uśmiechnął się jak psychopata i odszedł. Nic nie tłumacząc. Może chciał żebym sama się domyśliła? Chwila... Jaka ja jestem głupia. Chwyciłam kamień w dłoń. Chcieli go. Gdy na niego spojrzałam lekko się przeraziłam. Był przygaszony, a jego intensywny kolor powoli znikał. Był teraz koloru brudnego, jasnego turkusu. 
 Ponownie skuliłam się w koncie. Czekałam na swój koniec. Nikt nie przyjdzie mi pomóc, bo nie wiedzą gdzie jestem. Mogłam już pomachać śmierci na przywitanie.
 Po jakimś czasie ponownie usłyszałam kroki, jednak tym razem nie podniosłam głowy. Czekałam. Jakoś zainteresowały mnie moje ręce. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Dopiero wtedy raczyłam spojrzeć. Na środku celi stał Jason. Wzrok miał pusty, ale mimo to wyglądał na z jednej strony zatroskanego, a z drugiej złego. W dłoni trzymał szklankę z wodą. Po chwili przykucnął przy mnie podając mi wodę.
- Napij się - powiedział chrapliwym głosem. Popatrzyłam się na zawartość szklanki. Już dawno by zamarzła, a ona nawet trochę nie schłodniała. Upiłam łyk po czym odłożyłam szklankę. Nie chciało mi się pić. 
 Spuściłam wzrok. Uświadomiłam sobie, że to on najprawdopodobniej mnie tu przyprowadził. Czy byłam zła? Tak, chociaż może bardziej zawiedziona. Zdradził mnie. Bolało.
 Poczułam jak poprawia mi kosmyk włosów, ale nawet ten gest nie zmusił mnie do spojrzenia na niego.
- Przepraszam - powiedział dalej zachrypniętym głosem - Myślę, że domyślasz się po co tu jesteś. Dla twojej wiadomości; Nie chciałem. Nie chciałem cię tu przyprowadzać. Nie miałem jednak wyboru. Wolałem, żebym zrobił to ja niż Mrok - wytłumaczył. Nadal mój wzrok został na moich dłoniach. 
- Jesteś na mnie bardzo zła? - zapytał rozczarowany. W końcu spojrzałam mu w te krwistoczerwone oczy. Były smutne, a on miał jakże rzadką poważną minę.
- Tak - odparłam po chwili. Zaśmiał się smutno. 
- Widzę - odparł zmieszany. Zacisnęłam mocno pięści.
- Jestem, ponieważ nic nie rozumiem. Co to ma znaczyć? Gdzie ja jestem?? Mrok chce kamień, prawda??? Czemu nie mam mocy?! Kim TY do jasnej cholery jesteś?! - wrzasnęłam mu prosto w twarz. Zdziwił się. Jego brwi uniosły się ku górze. Po dłuższej chwili usiadł przede mną po turecku.
- Odpowiadając na twoje pytania jesteś w pałacu Mroka. Od dłuższego czasu planował, żeby cię porwać i odebrać ci kamień siłą. Akurat, gdy zemdlałaś wtedy w lesie stwierdził, że to idealny moment. Spokojnie... Nie straciłaś mocy. Kajdanki, które ci założyli sprawiają, że twoja moc ustaje, jak twoje rękawiczki - wytłumaczył.
- A ostatnie pytanie? Kim jesteś? Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego tak bardzo nienawidzisz swojego ojca? - ponownie fala pytań wypłynęła z moich ust. Popatrzył się na mnie dziwnie. Jakby się zastanawiał.
- Naprawdę chcesz poznać moją historię? - zapytał unosząc jedną brew. Chwilę zastanawiałam się co powiedzieć. Czy chciałam? I to jak. Ale coś mnie powstrzymywało. Czy była tak dużą tajemnicą? Jeśli tak to czemu chce mi to powiedzieć?
- Tak - odparłam po chwili. Westchnął ciężko.
- No dobrze. Ale od razu ostrzegam, że krótka nie jest - powiedział mierzwiąc swoje włosy - Żeby zrozumieć moją historię trzeba poznać historię mojego ojca. Był jednym z pierwszych strażników nocy. Podobno nie był taki zły, ale w pewnym momencie coś się stało i się zbuntował księżycowi. Stał się demonem, ale zachował moc władania nocą i koszmarami. Wykorzystywał to jednak w zły sposób. Ludzie i inne demony mówili, że był bezduszny i nie mógł się zakochać. On... On to zrobił. Zakochał się. Nazywała się Abigail. Była piękna... Długie, białe włosy opadały jej kaskadami po ramionach, krwistoczerwone oczy świeciły w ciemnościach, a jasna skóra była delikatna i miękka jak płatki kwiatów. Przynajmniej tak słyszałem. Mrok od razu się nią zauroczył. Abigail nie była obojętna w świecie magicznym. Była sławnym wampirem, głównie z jej umiejętności. Była silna, inteligenta i wytrzymała. Posiadała również... Kwiat Abigail - zaciął się, ale potrząsnął głową i wrócił do opowiadania - Posiadał ogromną moc, więc każdy chciał go zdobyć, ale nie ważne... Ona również zakochała się w Mroku. Żyli przez jakiś czas szczęśliwi, aż urodziłem się ja. Mama opiekowała się mną non stop, a Mrok udzielał się w świecie demonów. Dla niektórych byłem niewybaczalnym wybrykiem natury. Uważali, że nie powinienem się urodzić...  Pewnego dnia usłyszałem jak rodzice się kłócą. Od czasu do czasu to robili, więc się nie zdziwiłem za bardzo. Jednak wlazłem do pokoju tak, aby mnie nie zauważyli. Już nie pamiętam o co się kłócili, ale... Mrok wziął nóż stworzony z drewna nasączony czarną magią i wbił jej go w brzuch - oczy mu się zaszkliły - Stałem po środku pokoju i wpatrywałem się jak moja matka umierała. Dopiero po chwili zauważyli, że tam stałem. Sparaliżowało mnie. Potem pamiętam tylko urywki. Jak Czarny Pan wyprowadził mnie z pomieszczenia, pogrzeb mamy, schowanie trumny i bunt. Wampiry inaczej dorastają. Żyją dłużej, więc przez parędziesiąt lat wyglądają tak samo. A tym bardziej demony. Gdy minęło około 100 lat uciekłem, ale szczerze mówiąc Mrok się tym nie przejął. Wiedział, że ma mnie w garści i w każdej chwili może mnie wezwać - przerwał. Siedział przede mną nie potrafiąc się odezwać. Nie wiedziałam, że jego przeszłość... tak wyglądała. Nie mogłam się spodziewać... Czarny Pan zabił swoją żonę i to na oczach dziecka, swojego dziecka. Mam wrażenie, że on zabił wszystkich. Chciał zabić Emmę, zabił Jacka. Zabił swoją żonę. Czy to możliwe, że to on zamordował moich rodziców? Że to on wtedy zrobił ten sztorm? Dlaczego?...
 Gdy tak myślałam czarnowłosy wstał. Chciał sobie pójść po tym wszystkim co mi powiedział. Nie pozwolę na to. Chwyciłam go za skrawek kurtki i pociągnęłam w dół. Był zdziwiony widząc moją poważną minę. Zastanawiałam się czego on się spodziewał. Że niby jak zareaguje? Wyglądał jakby bił się z myślami.
- Po tym co mi powiedziałeś na pewno cię nie zostawię - odparłam po chwili dalej trzymając jego kurtkę. Jeszcze bardziej się zdziwił. Nie wiedział co powiedzieć. Parę razy otworzył usta, ale od razu je zamknął. 
- Nie zabij mnie za to co zrobię - jęknął nagle. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy. Chłopak złapał mnie delikatnie za policzek i przybliżył swoje usta do moich. Pocałował mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Nie panowałam nad sobą. Mimowolnie otworzyłam je delikatnie przez co pogłębił pocałunek. Moje oczy powoli się zamknęły. Mimo to łzy spłynęły po moich policzkach. Zdradziłam go. Zdradziłam Jacka. Nie chciałam tego nigdy, ale kiedy poznałam tego barana wszystko się zmieniło. Dlaczego w nim też się zakochałam? Nie wiem. Może to, dlatego że był tak cholernie do niego podobny. Niby różni, a zachowywali się tak samo. Ten sam głupi uśmiech, ten sam talent do wygłupów i głupich odzywek, oboje mieli siostry. Oboje potrafili mnie oczarować i przyprawić o zawał. Nawet tak samo całowali. I tak samo nienawidzili Mroka. 
 Drgałam niespokojnie. Po moich policzkach spływały kolejne łzy, ale i tak nie przestawałam. To on to zrobił. Odsunął się przyglądając się uważnie mojej twarzy. Starł łzy, które osadziły się na mojej twarzy.
- Przepraszam, ale musiałem. Jesteś pierwszą osobą, której opowiedziałem moją historię. I chyba, w której się zakochałem - szepnął uśmiechając się smutno. Pociągnęłam nosem kładąc dłonie na zimnej posadce. Nagle wzrok chłopaka znalazł się gdzieś indziej. Wyglądał inaczej. Jakby czegoś bardzo mocno chciał, ale nie mógł tego dostać. Delikatny rumieniec pojawił się na jego twarzy. W końcu zdecydowałam się, że pójdę za jego wzrokiem. Moje spojrzenie wylądowało na osłoniętej szyi. Sweter zsunął się ze mnie ukazując praktycznie nagie ramiona. Wiem czego chciał. Odsunęłam ramiączko. Spojrzał na mnie zaskoczony, nie spodziewał się tego. 
- Zrób to szybko - powiedziałam odwracając głowę w drugą stronę. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, czemu się zgodziłam. Czy z litości czy z determinacji. 
 Chwilę się wahał. Nie potrafił zrozumieć, że może. Po chwili jednak jego natura zwyciężyła. Jedną ręką złapał mnie za ramię, a drugą trzymał delikatnie włosy. Przybliżył się o mojej szyi i przejechał po niej językiem. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wolną ręką złapałam jego kurtkę. Po chwili usłyszałam dźwięk przebijania skóry. Potem był już niemiłosierny ból. Można byłoby to porównać do pobierania krwi lub szczepionki. Jedyną różnicą było miejsce przebicia igły, a raczej zębów. Zassał się mocniej przez co z moich ust wydobył się jęk protestu. Ból był nie do zniesienia. Pił moją krew łapczywie, a przynajmniej miałam takie wrażanie. Kiedy powiedziałam coś w stylu "przestań" ból się zmniejszył, a moje włosy zostały uwolniona. Ciężko oddychając spojrzałam na osłupiałego czarnowłosego. Z kącika ust ciekła mu stróżka krwi. Siedział patrząc się na spływającą krew z mojej szyi.
- Coś się stało? - zapytałam poprawiając sweter. Potrząsnął głową.
- Nie, nic... Po prostu... Pierwszy raz ktoś ma taki smak krwi - stwierdził wycierając twarz rękawem.
- Taki znaczy jaki? 
- Nie ważne...
Chciałam go bardziej przycisnąć, ale usłyszeliśmy kroki. Czarnowłosy wstał i popatrzył w stronę wyjścia. W nich stanęła czerwonowłosa.
- Ojciec cię woła - powiedziała oschle. Czerwonooki rzucił mi ostatnie spojrzenie i wyszedł. Dziewczyna patrzyła na niego jak odchodzi. Dopiero po chwili do niego dołączyła, a ja znowu zostałam sama.


***
[Jack] 

 Doleciałem do bardzo znanego mi lasu. Strażnicy byli w tyle, ale ich tępo też nie było jakoś wyjątkowo wolne. 
 Gdy już do niego wleciałem szukałem jakiegokolwiek znaku. Literki, rysunki, no choćby kuźwa karteczki! Zatrzymałem się na środku jakiejś ścieżki i wściekły zacząłem się rozglądać. 
- Jakikolwiek - jęknąłem rozpaczliwie. Nagle coś czerwonego mignęło mi przed oczami. Na drzewie było wyryte czerwone "M", które zmieniało kolor z czerwonego na czarny. Bez zastanowienia podleciałem do niego przyglądnąłem mu się dokładnie. Nagle mnie olśniło. Słyszałem krzyki strażników, ale nie zwróciłem na nich większej uwagi. Zabiją mnie za to...
 Przyłożyłem rękę do znaku. Poczułem nieprzyjemne pieczenie. Użyłem mojej mocy, aby to zneutralizować. Nie spodziewałem się jednak, że poczuję coś w stylu próby teleportu. Spróbowałem użyć najbardziej zbliżonej mocy teleportacji czyli mocy wiatru. Przez jakiś czas walczyłem, ale w końcu udało mi się prze teleportować. Jednak to co zobaczyłem zbiło mnie z tropu. Długi korytarz oświetlony zielonym światłem, a podłoga wyłożona tekturą. Myślałem, że Mrok ma siedzibę w bardziej przytulnym miejscu, ale ok.
 Nagle poczułem rękę na ramieniu. Odwróciłem się gwałtownie, ale w tym samym czasie obok mnie przeleciały niebieskie warkoczę. Ponownie odwróciłem się, aby zobaczyć czy na pewno się nie mylę. Na przeciwko mnie stała Jinx. Chciałem chwycić ją za szyję, ale odskoczyła śmiejąc się przy tym nieopętanie. Była ubrana w jej standardowy strój. Szczerze mówiąc odsłaniał chyba 85% jej ciała, ale i tak nie było na co popatrzeć. Deska z dwóch stron, sama skóra i kości. Jakim cudem ona miała tyle siły???
- Strażnik się zdenerwował? - zachichotała przygryzając jej palec. 
- Gdzie ona jest?! - warknąłem kierując laskę w jej stronę. Zaśmiała się jeszcze głośniej.
- Chcesz jej? To ją sobie znajdź - parsknęła odwracając się w stronę wyjścia - Ale najpierw czeka cię niespodzianka - popatrzyła na mnie wyraźnie rozbawiona. W tym samym czasie światła w korytarzu zaczęły gasnąć.

 Śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Zacząłem biec w stronę światła. Usłyszałem za sobą teleportujących się strażników. Po chwili zaczęli biec za mną. 
 Gdy już znalazłem się u celu miałem wrażenie, że nogi pode mną stają się właśnie watą cukrową.
- Serio?! Jebany labirynt?!

***

 Szłam obok Jasona. Zabrał mnie chwilę temu z celi. Nie wyglądał na zadowolonego. Szczególnie z powodu noszenia moich kajdanków. Szłam jak na skazanie. Albo rzeczywiście na skazanie! Nie wiem... Jason nie mógł się do mnie odezwać. 
 Doszliśmy w końcu do jakiejś ogromnej sali. Na samym środku było krzesło. Podeszliśmy do niego, a czarnowłosy ruchem ręki pokazał mi, że mam na nim usiąść. Zrobiłam jak kazał. Nagle usłyszałam kroki, więc zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. Mój wzrok zatrzymał się na czarnej postaci o jadowitych oczach.
- Pierwszy raz mamy okazję ze sobą porozmawiać twarzą w twarz, co? - uśmiechnął się szyderczo. Nie opowiedziałam. Nie dam mu tej satysfakcji. Usłyszałam jak Jason robi coś z moimi kajdankami. Do pomieszczenia wlazło jeszcze trio. Cała rodzinka normalnie! 
- To twój koniec, wiesz? - nachylił się lekko, aby być mniej więcej na równi.
- Jeszcze nie - wysyczałam przez zęby. On tylko się zaśmiał.
- Proszę cię! Sama siebie oszukujesz - podniósł ręce ku górze - A teraz czas na najlepsze. Jason, trzymaj mocno kajdany.
Chłopak wydał z siebie dziwny pomruk. Nie wiem dlaczego, ale na ten dźwięk Czarny Pan uśmiechnął się szerzej.
- Coś ci nie pasuje, syneczku - zakpił podchodząc do mnie bliżej. Chłopak warknął obserwując każdy ruch ojca. Zbliżał swoją dłoń do mojej szyi. Gdy był już blisko ściągnięcia kamienia popatrzył mi się w oczy. Założę się, że gdy wzrok potrafił zabijać leżałby już martwy. Nagle naszyjnik zaświecił się na niebiesko oślepiając demona i odrzucając go na odległość paru metrów. Chyba nie było osoby w tym pomieszczeniu, która nie była by w szoku. 
- Panie, ten kamień inaczej zachowuje się na śmiertelnikach.  Jeśli osoba nie ufa jakiejś osobie to nie ma szans zdjęcia jej naszyjnika - odparła po chwili Nicki. Sama się zdziwiłam, ale mogło być to prawdą. Jedyną osobą jaką zdejmowała mój naszyjnik był Jack, a jemu ufałam bezgranicznie. 
- Rzeczywiście możliwe - zamyślił się po czym uśmiechnął się chytrze - Jasonie, może ty byś spróbował?
Popatrzyłam się przerażona na czerwonookiego. Miał tak samo przerażoną jak ja.
- Nie ma szans - syknął ściskając mocniej kajdanki. 
- To rozkaz - powiedział poważniej. Chłopak walczył z myślami, ale po chwili kucnął, żeby mieć lepszy dostęp do zapinki. 
- Nie ufaj mi - powiedział na tyle cicho, że tylko ja to słyszałam.
- Łatwo ci mówić - odparłam przerażona. Może nie ufałam mu jak Jackowi, ale nie był mi obojętny. I było to widać. Miał lekkie problemy z rozpięciem, ale po chwili robił już to specjalnie. 
 Nagle w pomieszczeniu zrobiło się zimniej. Dopiero po chwili zauważyłam jak Jack i inni strażnicy rzucają się na osoby w pomieszczeniu. Jedyne co zwróciło moją uwagę to Jack walczący z Mrokiem. Co oni tu robią?!
 Poczułam jak kajdanki się przerywają, a moja moc się uwalnia. To była tak wielka ulga jakiej nigdy nie czułam. W sali zapanował chaos. Wszyscy się ze sobą na walali, a na dodatek w lekkiej śnieżycy. 
 Poczułam jak Jason łapie mnie za rękę i gdzieś ciągnie. Znaleźliśmy się w jakimś dziwnym korytarzu, ale jeszcze słyszałam odgłosy walki. Zdyszana i przerażona rozglądałam się dookoła.
- Trzymaj - usłyszałam nagle głos czarnowłosego. W rękach trzymał złotą szkatułkę, którą prawie od razu wyrwałam.
- Moje wspomnienia! - wrzasnęłam uradowana. Nie długo jednak moje szczęście trwało. 
 Do korytarza wparował wściekły Jack. Przybił swoją laską Jasona do ściany prawie go podduszając. Odskoczyłam przerażona. Tak wkurzonego nigdy go nie widziałam.
 Czerwonooki dopiero po chwili zorientował się co się dzieje i zaczął się z nim siłować. Prześlizgnął się pod laską, ale niebieskooki złapał go za skrawek kurtki ściągając mu ją przy okazji. Miał na sobie tylko czarną koszulkę na ramiączkach (i spodnie) odsłaniającą jego ramiona. Były umięśnione z licznymi tatuażami. Czemu wszyscy je mają? O co z nimi chodzi???
 Nagle z dłoni chłopaka wyrosły, cztery ostre jak brzytwy ostrza. Białowłosy zamachnął się laską, ale szatyn uniknął przymrożeniu po czym sam zamachnął się ręką. Siłowali się przyciskając do siebie ostrza i laskę.
- Zginiesz sukinsynie - warknął niebieskooki.
- Też miło cię widzieć - syknął na przywitanie. I znowu się lali.
 Dopiero po chwili dotarło do mnie co się dzieje.
- Przestańcie! - wrzasnęłam bliska płaczu, ale ci nie reagowali. Mieli już na sobie liczne zadrapania i przetarcia, na szczęście żadnych poważniejszych obrażeń. 
 Gdy mieli na siebie ponownie wskoczyć nie wytrzymałam. Podniosłam dłoń do góry przez co pomiędzy nimi wyrósł ogromny kolec lodu. W ostatniej chwili zawrócili patrząc się na mnie zszokowani. Wszyscy ciężko dyszeli. Wyprostowałam się gotowa na nich nawrzeszczeć.
- Przestańcie się bić do jasnej cholery! Mam już dosyć tego miejsca! Chce już stąd wyjść, a wy tego w ogóle nie ułatwiacie! - wydarłam się na nich wściekła. Zaniemówili.
- Ale... - zaczął Jack. 
- Nie ma żadnego, ale! - krzyknęłam machając niekontrolowanie rękami przez co sweter znowu zsunął mi się z ramion - Chce już stąd spieprzyć i mieć wszystko za sobą!
Chłopak zaniemówił. Nie wiem czy z powodu moich słów czy z powodu zobaczenia mojej pamiątki na szyi. Opadły mu ręce. Był bezsilny.
- Prosto i na lewo - odparł po chwili Jason chowając swoją broń. Chwyciłam Jacka za rękę i poszłam tak jak powiedział szatyn. Przede mną znajdował się portal na powierzchnię. Bez zastanowienia wskoczyłam do niego, a za mną niebieskooki. 
 Wylądowaliśmy w jakimś lesie. Podniosłam się na nogi otrzepując się z liści. Prawie od razu Jack się na mnie rzucił sprawdzając co mam na szyi. Jedną ręką odgarnął moje włosy, a drugą jeździł po nie dawno zrobionej ranie. Jęknęłam cicho z bólu co nie umknęło jego uwadze. 
- To on ci zrobił - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Nic nie powiedziałam.
- Jak ja go...
- Pozwoliłam mu na to! - wrzasnęłam po chwili, żeby nie kończył zdania. Popatrzył się na mnie zaskoczony, a potem smutny. Oczy mi się zaszkliły na to wspomnienie. 
- Co masz w ręce? - zmienił temat. 
- Moje wspomnienia - powiedziałam spuszczając wzrok. 
- Widziałaś już je?
- Tak - westchnęłam ciężko przypominając sobie moje wcześniejsze życie.
- I co? - dopytywał się.
- I... Lepiej sam zobacz - podałam mu szkatułkę i odwróciłam się tyłem. Oparłam się czołem o drzewo rozmyślając o moim życiu. Co się zmieniło przez ten rok. Kogo poznałam. W co się wpakowałam... Wszystko mnie przytłaczało. Co by się stało, gdybym się tu nie przeprowadziła? Nie byłabym tutaj? Nie stałabym w pidżamie po kostki w liściach opierając się za drzewo? Nie poznałabym Jacka? Chyba nigdy się nie dowiem.
 Nagle poczułam rękę na ramieniu. Jack musiał skończyć je oglądać. Nie umiałam mu spojrzeć w oczy.
- Elsa? - powiedział zachrypniętym głosem. Żadnej reakcji z mojej strony. Westchnął ciężko i obrócił mnie siłą. Stałam oparta o drzewo na przeciwko Jacka, w którym wszystkie emocje chciały wyjść na wierzch. Z moich oczu popłynęły łzy. 
- Jack... - zaczęłam powoli, ale on tylko mnie do siebie mocno przytulił.
- Tęskniłem - poczułam jak się uśmiecha.
- Jack... - powtórzyłam jego imię jeszcze bardziej płacząc.
- Zacznijmy wszystko od nowa...
Odsunął się na krok ode mnie zszokowany. Stał jak sparaliżowany.
- Ż-Że co? - wyszeptał osłupiały. 
- Za dużo się wydarzyło. Już nie rozumiem co się dzieje. Nie chce zrozumieć. Przyjechałam tutaj, aby zacząć spokojne życie, a co mam? Jeszcze więcej kłopotów. Chciałabym, aby pierwszy dzień szkoły się powtórzył. Kiedy się jeszcze nie znaliśmy i dopiero pierwszy raz powiedzieliśmy sobie cześć.
- Będę jeszcze raz musiał prosić cię abyś została moją dziewczynę? - zapytał z sarkastycznym uśmiechem.
- Nie głuptasie - zaśmiałam się. Zdziwił mnie tym. Szybko przyjął to do wiadomości. Nie musiałam się tłumaczyć, bo mnie rozumiał w stu procentach. Za to go tak kochałam.
- W takim razie - uklęknął przede mną co zbiło mnie z tropu - Jestem Jackson Overland Frost - ucałował moją dłoń. Zachichotałam.
- Mam na imię Elsa Snow...



12 komentarzy:

  1. Hej!!!! Cudowny rozdział!! Czyli to koniec... Ale będzie chyba 2 część??? Jeśli tak to czekam niecierpliwie! Jak już mówiłam blog i rozdział cudowny! Aha, i żebyś wiedziała że to ja komentuje twój blog będę się podpisać: luna. (to ta sama osoba, co wmawia mamie ze oglądała Titanica) ;-) pozdrawiam i życzę weny oraz udanego długiego weekendu!
    Luna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytłumaczę to za niedługo ;)
      Jestem ci wdzięczna, bo ułatwia to bardzo rozpoznawanie anonimków xd (ja was nie rozpoznaje)
      Dziękuję za miłe słowa ^^

      Usuń
  2. Jak zobaczyłam koniec to się serio przeraziłam. Ale potem zobaczyłam, że to tylko koniec pierwszej części :)
    Ja cem, żeby Elsa była z Jasonem T^T To było słodkie, jak ją pocałował ^^
    Takie sceny, jak ta, gdzie Elsa mówi - Jestem Elsa Snow zawsze mi się niesamowicie podobają. Jest w nich coś magicznego.
    Weny!
    Ireth

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja przyjaciółka też tak powiedziała xd Czemu wy tak go lubicie? XD (nie mówię, że ja też nie)
      This is MAGIC!

      Usuń
    2. No bo Jason jest słodki ^^ Mimo całego tego mroku itede, on skrywa w sobie pokłady uczuć. I chyba właśnie to przesądza sprawę :)

      Usuń
    3. Te te te, Jason to MÓJ monsz!
      Łapy precz!

      Usuń
  3. Cudowne! Czekam na więcej ^_^

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa jak przeczytałam KONIEC to się załapałam ale jak przeczytałam rozdział to nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać ale jwdnak się śmiałam YEAY!!!!!!
    Super ten blog jest!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. jak spojrzałałam na to takie wielkie KONIEC to miałam ochotę się do Ciebie wybrać (co z tego, że nie wiem, gdzie mieszkasz xP) W każdym razie czytam czytam i ogarnęłam, że to Koniec części 1. Matko, ulga. Nie strasz Black Berry, bo kogoś jeszcze do zawału doprowadzisz, ok?
    A muzyczka na końcu jest genialna xD
    Pozdrawiam, czekam na kolejną część i weny życzę! ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem gdzie! A przynajmniej miasto znam XD Czyli możemy razem zamordować Black Berry :3 Albo walnąć i zmusić do pisania... ale wolę pierwszą opcję ^-^

      Usuń
    2. Ja wiem jestem straszna, ale nie zabijajcie mnie XD I dobrze, następnym razem nie będę nikogo doprowadzać "prawie" do zawału.
      Ja wiem, że jest genialna XD

      Usuń