czwartek, 21 kwietnia 2016

Rozdział #43 "Witaj Norwegio!"

[Elsa]

 Podjechaliśmy na lotnisko. W domu pożegnałam się jeszcze z Anią, która też się pakowała, więc nie mogła z nami pojechać. Nawet nie miałaby jak wrócić.
 Szukaliśmy Arendelle na wielkich, cyfrowych tablicach. Gdy w końcu znaleźliśmy ustawiliśmy się  w kolejce. Nie powiem, że nie była krótka... Bo nie była! Nie wiedziałam, że tak dużo osób chce odwiedzić takie miejsce. Bo w sumie nic tam nie było. Chociaż... Może wydaje mi się tak, bo tam mieszkałam. Zawsze tak jest, że jak się mieszka w swoim kraju wydaje się, że nie ma tam nic ciekawego. [A przynajmniej tak mają Polacy XD dop. aut.]
 Wreszcie doszliśmy do kobiety, która obsługiwała naszą kolejkę. Zważyła walizki i wpisała coś na komputerze. Jack zaczął z nią coś załatwiać, a ja rozglądałam się dookoła. Parę set osób czekających na swój samolot. Od małych rodzinek i rozbrykanych dzieci do obcokrajowców wracających do domu. Takich jak ja.
 Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię. Odwróciłam wzrok na Jacka. Martwił się. A przynajmniej miał taki wyraz twarzy. Uśmiechnęłam się ciepło, aby go uspokoić. Walizki odjechały, a oni udali się do następnego pomieszczenia. Standardowe rutyna. Na każdym kroku sprawdzali ludzi czy nie przemycają broni. Pomyślałam, że teoretycznie przechodząc przez przejście urządzenie powinno zadzwonić. W końcu byłam chodzącą bronią. 
 Doszliśmy w końcu do ostatniego pomieszczenia, gdzie czekaliśmy już tylko na samolot. Rozglądałam się nerwowo, a Jack to zauważył.
- Denerwujesz się? - zapytał zdziwiony.
- Nie... - pokręciłam głową.
- Na pewno? - próbował, ale na darmo.
- Tak, jest dobrze - powiedziałam z uśmiechem. Ale nie było. Nie lubiłam tak długo latać samolotem. Gdy leciałam do Ameryki byłam po dużą presją, więc nie zwracałam na to uwagi, ale pamiętam mój strach, gdy samolot miał lekkie turbulencje. Boję się po prostu, że spadniemy.
 Nagle z głośników wydobył się głos kobiety ogłaszający, że nasz samolot jest gotowy do lotu. Ustawiliśmy się ponownie w kolejkę. Po chwili oddaliśmy bilety i ruszyliśmy w stronę małego autobusiku, który miał nas zawieść pod samolot. Jak zwykle wiało pod maszyną jak nieszczęście. Jednej kobiecie prawie odleciał kapelusz. Znaleźliśmy nasze miejsca. Usiadłam przy oknie, a obok mnie Jack. Obok Jacka natomiast jakaś starsza kobieta, którą skądś znałam, ale nie zwróciłam na to uwagi. Stewardesy  powiedziały, żeby na czas startu i lądowania zapiąć pasy, więc je grzecznie zapięłam. Przed odlotem mówili jeszcze podstawowe informacje co robić w czasie zagrożenie. Wreszcie z głośników usłyszałam "Życzymy miłego lotu". Zaczęło się. Samolot skręcił na pas startowy i zaczął przyśpieszać. Złapałam się mocniej fotela i zamknęłam oczy. Poczułam jak zimna dłoń białowłosego chwyta mnie za moją. Jednak nie otworzyłam oczu. Samolot przyśpieszał jeszcze bardziej przez co moje ciało zostało brutalnie przyciśnięte do fotela. Nagle zaczęliśmy się unosić. Momentalnie żołądek podskoczył mi do gardła. Samolot zaczął przechylać się do tyłu jakby miał zaraz zrobić beczkę. Ale po chwili wyprostował, a z głośników wydobył się głos kapitana informujący o możliwości odpięcia pasów. Dopiero teraz otworzyłam oczy. Zauważyłam, że ręka Jacka zrobiła się całkowicie biała od mojego silnego trzymania. Puściłam ją mówiąc cicho przepraszam. Ale on uśmiechnął się do mnie czule i pocałował mnie w skroń.
- Czeka nas jeszcze dziewięć godzin lotu... Co chcesz robić? - zapytał przeciągając się.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami i spojrzałam w stronę okna. Moje oczy nagle się powiększyły jakby chciały ze mnie wyskoczyć. Oparłam czoło o szybę i spojrzałam na chmury. Przy nich latały małe stworki. Ich ciała były puchate jak owieczki, skrzydełka były dwoma białymi piórkami, a główki miały łyse. Oczy duże, białe albo szare i mała rączki. Latały pomiędzy chmurkami bawiąc się w najlepsze. Niektóre nawet podlatywały do samolotu. Przypominały mi stworki, które spotkałam nad Niagarą.
- Coś się stało? - zapytał przysuwając się do okna.
- Jak one się nazywają? Czy to takie same jak nad wodospadem?
- Powiedzmy, ale nie takie same. To są chyba Nubairy. Opiekują się chmurami czy jakoś tak - odparł opierając się o moje ramię.  Patrzyłam na nie jak zaczarowana. Jedno z nich mnie zauważyło. Podleciało do mojego okienka i stanęło na lekko wystającym obiekcie. Uśmiechnęło się miło i oparło łapki o szybę. Zachichotałam i również przyłożyłam dłoń do szyby. Stworek patrzył się na mnie jakby była jakimś bóstwem. Popatrzył się na kamień, a potem na moją twarz. Zachichotało, pomachało i już go nie było. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam się o fotel. Zamknęłam oczy, ale po chwili dziwny dźwięk przerwał mi półsen. Spojrzałam na Jacka, który montował laptopa na mini stoliczkach.
- Serio? Nawet godziny nie potrafisz wysiedzieć bez kompa? - popatrzyłam na niego poważnym wzrokiem, ale ten się zaśmiał.
- Myślałem, że możemy pooglądać jakiś film - włączył folder z filmami. 
- Ostatnio zrobiliśmy sobie maraton filmowy - westchnęłam, ale w końcu zgodziłam się, gdy zrobił te swoje słodkie oczka. 
 Nawet nie wiecie jak czas może dłużyć się w miejscu, z którego nie możecie się praktycznie ruszyć. Ciągle albo spała albo czytałam książkę, czasami robiłam zdjęcia, a czasami oglądałam filmy. 
 W końcu usłyszałam dźwięk zbawienia kiedy kapitan powiedział, żeby zapiąć pasy do lądowania. Musiałam jeszcze obudzić Jacka, bo by zaspał lądowanie. Gdy byliśmy już przy ziemi zastanawiałam się czy na pewno koła się wysunęły, ale jak poczułam wstrząs, a potem spokój poczułam się bezpieczna. Pozwolili nam wysiąść z samolotu i pójść po bagaże. Chwilę czekaliśmy aż nadjadą nasze walizki, ale w końcu się doczekaliśmy. Podeszliśmy do naszej grupy. Akurat przewodnik mówił, żeby zmienić godzinę w telefonie. Nie mogę zrozumieć tego, że oni nie mogą zrozumieć, że w tych czasach jest to automatyczne. 
 Gdy przewodnik skończył tłumaczyć podstawowe informacje mogliśmy wyjść z budynku. Wychodząc na chwilę zamknęłam oczy. Nagle uderzył mnie charakterystyczny zapach tego miejsca. Las, góry, rzeki i morze, wszystko mieszało się w jedno. Otworzyłam oczy i zobaczyłam dom. A raczej Norwegię. Było zimniej niż w Nowym Yorku, ale to może dlatego że było po północy.
 Zaprowadzili nas do autobusu, ale ja nadal oglądałam wszystko to co było dookoła mnie. Zastanawiałam się czy krzyczeć i płakać, czy śmiać i uśmiechać. Zachowałam kamienną twarz jaką mnie tu nauczono. 
 Nawet nie zauważyłam, gdy byliśmy pod hotelem. Nie był mały, fakt. Był duży, biały, w niektórych miejscach były ogromne szyby. Z tyłu chyba był basen, ale nie zdążyłam zauważyć, bo od razu zaprowadzili nas do recepcji. Odebraliśmy klucze (a raczej kart) i pojechaliśmy windą na 3 piętro. Chwilę szukaliśmy pokoju z numerem 316. Gdy weszliśmy do pokoju trochę mnie zatkało. Przyznam, że wyglądało lepiej niż na zdjęciach. Ale i tak najbardziej w oczy rzucało mi się dużo, białe, puchate łóżko. Jedno łóżko. 
 Jack położył nasze walizki i usiadł na skraju mebla.
- Na pewno wszystko w porządku? Milczysz chyba od godziny rozglądając się dookoła - powiedział patrząc się na mnie zatroskanymi oczami.
- Tak... Po prostu... Dziwnie się czuje. Nie byłam tu chyba cztery lata, a dla mnie... Nic się nie zmieniło - podeszłam do okna patrząc na intensywnie zielony las za oknem - Wróciłam do domu, a przecież specjalnie stąd uciekałam, nie? To takie dziwne uczucie...
 Usłyszałam jak wstaje z łóżka i do mnie podchodzi. Oparł ręce o parapet tak, że nie miałam "drogi ucieczki".
- Przecież mówiłem, że jeśli nie chcesz jechać to nie musisz - przypomniał spokojnym tonem. Zaśmiałam się. To chyba zbiło go z tropu. 
- Nie powiedziałam, że nie chce. Po prostu dziwnie wrócić do domu po latach - stwierdziłam i odwróciłam się w jego stronę. Zachichotałam i cmoknęłam go w czoło.
- Trzeba się rozpakować - odparłam i przeszłam pod jego ramieniem. Usłyszałam jego słodki śmiech. 
 Po jakiś 15 minutach wszystko było na swoim miejscu. Nie brałam też tak dużo rzeczy, bo przyjechaliśmy tylko na 10 dni. Wzięłam ręcznik i udałam się do łazienki mówiąc, że się idę wykąpać. Miałam tylko nadzieję, że ten bałwan nie wejdzie mi w trakcie. 
 Po kąpieli zrobiłam sobie turban na głowie, żeby mokre włosy nie przeszkadzały mi w tych damskich pierdółkach. Gdy umyłam już zęby zdjęłam ręcznik z głowy uwalniając moje jasne włosy. Przeczesałam je parę razy dłońmi, aby je trochę rozczesać i podsuszyć za pomocą mocy. Było to jednak zdrowsze od suszarki, szybsze i mniej bolesne. Po tej czynności zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą piżamy. Jestem geniuszem.
- Jack! - wrzasnęłam po chwili.
- Zapomniałaś pidżamy? - usłyszałam jego pytanie albo raczej stwierdzenie. Zamurowało mnie.
- Skąd wiesz? - zapytałam zdezorientowana.
- Jak szłaś do łazienki to zauważyłem, że nie niosłaś żadnej ze sobą...
- To czemu mi nie powiedziałeś?!
- Nie byłoby tak zabawnie - usłyszałam jego śmiech. Jak on mnie wkurzał. Wyszłam z łazienki trzymając się kurczowo tkaniny osłaniającej moje ciało.
- Spróbuj ze mnie zrzucić ten ręcznik, a cię zabije - powiedziałam ostro, gdy zauważyłam jak się na mnie patrzy. Uśmiechnął się łobuzersko obserwując każdy mój ruch. Podeszłam do szafy szukając nerwowo pidżamy. Ciągle czując jego wzrok na sobie zaczęłam się czerwienić.
- Zboczeniec - mruknęłam patrząc się na niego pretensjonalnie, gdy znalazłam już ubranie.
- Nic nie poradzę. Jestem tylko facetem - stwierdził nie spuszczając ze mnie wzroku. Przez niego czułam się niekomfortowo.
- Mało miałeś takich widoków w życiu? - burknęłam mrużąc oczy. 
- Nie takich - uśmiechnął się szelmowsko. Wywróciłam oczami udając się z powrotem do łazienki. Ubrałam się w białą bluzkę z niebieskim napisem "Loser" i szare spodenki.  Wróciłam do pokoju z rękami założonymi na piersi mrużąc oczy. Wyglądał na naprawdę rozbawionego. Zapaliłam lampkę nocną i zgasiłam światło w pokoju. 
- Śpisz po drugiej stronie łóżka - powiedziałam poważnie. 
- Ale dlaczego? - zapytał rozwalając się na całym jak jakiś kot.
- Bo jesteś upierdliwy - odparłam ciągnąc za kołdrę tak, aby białowłosy spadł z łóżka. Weszłam pod materiał szczelnie się nim owijając. Poczułam jak chłopak również wskakuje pod kołdrę.
- Jeżeli się do mnie zbliżysz to obiecuję, że wydrapię ci te twoje piękne oczy - zagroziłam gasząc światło w pokoju. Usłyszałam jego śmiech. Chwilę leżeliśmy spokojnie. Powoli zamykały mi się oczy oddając się w objęcia morfeusza. Nagle usłyszałam jak Jack się obraca. Poczułam jego rękę na brzuchu i jak przysuwa mnie bliżej siebie. Poczułam jego zapach, mięta. Zawsze tak pachniał, ale w tym momencie ten zapach mnie sparaliżował. Gdy poczułam jego oddech na szyi przeszły mnie dreszcze. 
- Dobranoc śnieżynko - powiedział wtulając się jeszcze bardziej.
- Dobranoc bałwanie - burknęłam zakłopotana. Było... Wygodnie i bezpiecznie, a przynajmniej tak się czułam. Powoli zamykałam oczy aż zasnęłam.

***

 Budzik. Dzwoni i dzwoni i dzwoni. Leży obok mnie, ale i tak nie chce mi się go wyłączyć. Irytująca melodia gra i nie chce przestać, ale mi jest tak wygodnie, że nie chce mi się wstać. Usłyszałam mruknięcie Jacka. był tak samo nastawiony jak ja. Otworzyłam zaspana oczy. Leżałam na torsie Jacka. I szczerze bardzo wygodny. Podparłam się na rękach, aby lepiej przyswoić mój rozum i ciało. Irytująca melodia nadal leciała. Przeklęłam pod nosem przez co Jack otworzył swoje zaspane i jednocześnie zdziwione oczy. Usiadłam na skraju i sięgnęłam po telefon. Pokazywał 8:15.  Piętnaście minut temu zaczęło się śniadanie. Powoli powlekłam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam jak potwór. Lekkie cienie po oczami, blada skóra, a każdy mój włos na głowie był w inną stronę. Mruknęłam coś niezrozumiałego pod nosem i zaczęłam myć zęby. Po chwili przyszedł do mnie Jack. Oparł głowę o moje ramię, a ręce włożył pod moją bluzkę. Byłam zbytnio zaspana, aby zareagować.
- Dzień dobry księżniczko - oparł spoglądając w lustro. Wyglądaliśmy bardzo podobnie. Dwa białe trupy. Wyplułam pianę nagromadzoną w moich ustach i umyłam szczoteczkę.
- Dzień dobry - odparłam zrzucając go z siebie i płucząc jeszcze usta - Pora się ogarnąć - powiedziałam zostawiając go samego w łazience. 
 Podeszłam do szafy przeglądając ubrania. Dzisiaj miała być tylko wycieczka po mieście, więc nie wybierałam niczego wyjątkowego. Wzięłam jasne, jeansowe, krótkie spodenki, biały podkoszulek, fioletowy sweterek z wydzierganymi śnieżynkami i białe podkolanówki. Kiedy Jack wyczołgał się z łazienki szybko do  niej weszłam i się w niej zamknęłam. Nie pozwolę, żeby znowu próbował zobaczyć mnie bez ubrań. 
 Po ubraniu się wyczesałam dokładnie włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Pod oczy nałożyłam korektor, aby zasłonił moje cienie po oczami, a na usta nałożyłam delikatny błyszczyk. 
 Wyszłam z łazienki widząc już ubranego Jacka. Miał na sobie jeansy, białą bluzę i granatową koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami. Włożyłam telefon do kieszeni, założyłam białe sandały i pogoniłam chłopaka na śniadanie. Gdy doszliśmy do jadalni od razu nalaliśmy sobie kawy i zajęliśmy dwuosobowy stolik. Jadalnia była... Duża. Trudno było znaleźć zajęty stolik mimo iż było dużo osób. Żyrandole były z kamieni przypominających diamenty, każda marmurowa kolumna miała na sobie rzeźbienia, a kafelkowa podłoga ze złudzenia mogła wydawać się lodowata, ale była przyjemnie ciepła. Cały pokój był w chłodnych odcieniach, głównie fioletu i niebieskiego. 
 Poszłam do stołów z wyłożonym jedzeniem. Byłam pewna, że na tym wyjeździe przytyję. Takich słodkości to nawet Angelica nie robiła! W końcu nałożyłam sobie dwa naleśniki z owocami i wróciłam do stolika. Zauważyłam, że białowłosy również nie próżnował. Nałożył sobie to samo tylko, że z czekoladą i karmelem. Spojrzałam na niego z miną "Serio?". 
- No co? - powiedział mając pełne usta - Głodny jestem.
Zaśmiałam się jak nieświadomy chlusnął sobie czekoladą po policzku. Wzięłam chusteczkę i wytarłam mu policzek, ale pozostała na nim lekka smuga, więc pocałowałam go w to miejsce. Odsunęłam się rozbawiona widząc zakłopotanego chłopaka. Jednak po chwili uśmiechnął się szelmowsko.
- Mogę powtórzyć to z tobą? - zapytał biorąc kawałek naleśnika z czekoladą. Zachichotałam.
- Nie musisz mnie brudzić czekoladą, żeby pocałować mnie w policzek - puściłam mu oczko.
- Wiem, ale twoim sposobem wyglądało to sto razy bardziej uroczo - zaśmiał się zjadając na nabity widelec kawałek naleśnika. Skończyliśmy w spokoju śniadanie i wróciliśmy na chwilę do pokoju. Włożyłam o torebki najpotrzebniejsze rzeczy i udaliśmy się na miasto. 
 Nie potrzebowaliśmy przewodnika. Byliśmy w Oslo. W stolicy Norwegii, znałam ją na pamięć. Mimo wszystko jako dziecko i księżniczka mojej ojczyzny musiałam znać większość jej powierzchni. Często tu przejeżdżaliśmy choćby do opery czy do muzeum. 
 Spacerowaliśmy po pięknych uliczkach od sklepu do sklepu, od parku do parku itd. Skusiłam się nawet na uroczy wianek z jelenimi rogami, w którym chodziłam później cały dzień. Jack robił zdjęcia widokom, mnie i nam. Wszystkiemu co wyglądało czasami bardzo słodko. 
 Nagle znaleźliśmy się pod muzeum architektury. Wybłagałam Jacka, żebyśmy tam weszli, ponieważ dawno tam nie byłam. Gdy zrobiłam słodkie oczka w końcu uległ, a ja szczęśliwa poszłam kupić bilety. 
 Oglądałam wszystko z przejęciem. Od zawsze interesowałam się architekturą i sztuką, więc mnie sprawiało to samą przyjemność. W przeciwieństwie do Jacka. Chłopak plątał się wte i wewte znudzony. Czasami bawiło mnie to jak próbował skupić się na czymś, ale po chwili ciężko wzdychał nie rozumiejąc czym to różni się od tamtego.
 Dla niego upragniony moment, dla mnie trochę smutny, ale w końcu wyszliśmy z muzeum. Błąkaliśmy się po mieście. Czasami miałam wrażenie, że ludzie się na mnie dziwnie patrzą, ale stwierdziłam, że to wszystko przez rogi. 
 Nagle zatrzymałam się gwałtownie. Jack spojrzał na mnie zdziwiony, a potem na budynek, któremu namiętnie się przyglądałam. Pałac. Ogromny zamek. Nie robił zbyt dużego wrażenia, ale nie dało się go pomylić z innym. Nowy pałac królewski. W końcu ktoś musiał zastąpić byłego króla, ale nie spodziewałam się, że wybudują mu nowy zamek. Podeszłam trochę bliżej nie zwracając na to co się dzieje dookoła. Zastanawiałam się dlaczego to zrobili. 
 Nagle poczułam rękę na ramieniu.
- Elsa... - usłyszałam lekko ochrypły głos Jacka. Wyglądał na zatroskanego.
- Nic mi nie jest - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko, chwytając go za rękę.
- Nie jesteśmy w Arendelle... Musieli wybudować nowy - przytaknęłam opierając się głową o jego ramię - Zastanawiasz się dla czego - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie. Wyciągnęłam telefon patrząc na godzinę. Dochodziła siedemnasta. 
- Wracajmy już - oparłam chowając telefon z powrotem do kieszeni. 
 Po drodze do hotelu kupiliśmy sobie gofry, bo nieuniknione było spóźnienie się na kolację. Do pokoju wróciliśmy po dwudziestej. Później nie robiliśmy nic bardziej ciekawego.
 Następne dni spędziliśmy na zwiedzaniu Norwegii. Różne wycieczki. Do opery, wycieczka po fiordzie itd. Kończył się czwarty dzień naszego wyjazdu. 
 Gdy byłam już gotowa do snu zauważyłam jak Jack siedzi przed laptopem z poirytowaną miną. Zdziwił mnie ten widok. 
- Co cię tak zdenerwowało? - zapytałam pochodząc do niego powoli. Gdy zauważyłam jak, że jestem dosyć blisko niego zamknął komputer uśmiechając się nerwowo. Podniosłam pytająco brew.
- A nic - odparł spięty. To zachowywanie naprawdę wydawało mi się podejrzane. Położył się po swojej stronie łóżka plecami do mnie. Usiadłam przy nim chwytając go za ramię  delikatnie obracając. Lekko zaskoczony obrócił się na plecy, aby zobaczyć moją twarz.
- Nie oglądałeś chyba pornosów, nie? - zapytałam podnosząc brew. Po chwili białowłosy wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
- A skądże! Poza tym mam... - nie dokończył, ponieważ ugryzł się w językach. Coś czułam, że chciał powiedzieć coś naprawdę głupiego.
- Nie kończ - zaśmiałam się kładąc się na jego klatce piersiowej - Dobranoc - powiedziałam zgaszając światło i wtulając się w umięśnione ciało Jacka. Cicho zachichotał.
- Dobranoc śnieżynko...

***

 Obudziłam się czując jak jestem w coś wtulona. Ścisnęłam to coś mocniej, ale okazało się to poduszką, a nie Jackiem. Podniosłam delikatnie głowę, ale od razu ktoś zasłonił mi widok.
- Nie ruszaj się - powiedział ciepło.
- Jack... Co ty kombinujesz? - zapytałam zaniepokojona, gdy zawiązywał mi chustkę na oczach.
- Zobaczysz - oparł obracając mnie o 180 stopni. Poczułam jak zaczyna czesać mi włosy cicho śmiejąc się przy tym. Naprawdę zaczynałam się martwić, ale nie przerywałam mu, bo muszę przyznać, że było to całkiem przyjemne. W końcu odłożył szczotkę i zaczął coś klikać chyba na komputerze. Po chwili usłyszałam cichy szmer.
- Co ty... - chciałam powtórzyć pytanie, ale ten patafian mi przerwał.
- Otwórz oczy na mój znak - powiedział odwiązując mi chustkę. Westchnęłam ciężko, ale posłusznie zrobiłam to o co mnie prosił. Gdy dał mi znak w końcu mogłam cokolwiek zobaczyć.
- NIESPODZIANKA! - nagle usłyszałam wrzask z komputera przed sobą - Wszystkiego najlepszego!
Moje oczy powiększyły się do wielkości spodków, gdy zobaczyłam moich przyjaciół na skypie. Słysząc te słowa spojrzałam zdezorientowana na datę. 16 lipiec... No tak. Moje urodziny. Ale jak oni... Przecież nic im nigdy... Ania. popatrzyłam na rudą osóbkę, która trzymała w kamerce babeczkę z świeczką w środku. Klepnęłam się niekontrolowanie w czoło, usłyszałam dźwięk zdziwienia ze strony osób trzecich. Po chwili zaczęłam się śmiać, a w moich kącikach oczu pojawiły się łzy. Nie obchodziłam urodzin. Za bardzo kojarzyły mi się z rodzicami, którzy nigdy mi ich nie zorganizowali. Za bardzo kojarzyły mi się z ich śmiercią. W pewnym momencie nawet nie wiedziałam, kiedy je mam, ale Ania... Jak ja ją kocham. Moja jedyna siostra, jedna osoba, a tyle miłości i szczęścia może dać. Odsłoniłam rękę na tyle, aby ujrzeć twarze przyjaciół. Byli zdziwieni moją reakcją. Znowu się zaśmiałam.
- Zapomniałam - odparłam, a po moim policzku zleciała łza - Dziękuje...
 Wszyscy odetchnęli z ulgą. Jack uśmiechnął się ciepło i usiadł obok mnie przytulając mnie do siebie.
- EJ! Precz z łapami! - usłyszałam głos mojej siostry na co wszyscy się zaśmiali. Białowłosy chcąc zrobić na złość mojej siostrze posadził mnie na swoich kolanach wtulając się jeszcze mocniej i pokazując Ani język. Wszyscy się zaczęli śmieć z przekomarzanek dwójki.
- Wy jesteście naprawdę dla siebie stworzeni! - odezwała się po chwili Merida - Oboje nic o swoich urodzinach nie powiedzą. Gdyby nie Ania to by nas tu nie było. Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Nigdy ich nie obchodziłam - wzruszyłam ramionami, ale dalej uśmiechając się ciepło.
- Przynajmniej pamiętasz ile masz lat - mruknął Tim na co się zaśmiałam.
- Przynajmniej... - powtórzyłam spuszczając wzrok. Nagle usłyszałam śmiech Punzie.
- Widzę, że macie jedno łóżko... - powiedziała poruszając znacząco brwiami - Już boję się co tam się działo...
- Akurat nic, ale w twoim przypadku nie byłabym tego taka pewna - odgryzłam się widząc, że również siedzi w łóżku ze swoim chłopakiem.
- A cichaj ty! - zaśmiała się poprawiając swoje złote włosy. 
- A co tam w ogóle u was oprócz spraw łóżkowych? - zapytał Mike przez co dostał kuksańca od swojej bliźniaczki. Jack pokazał mu środkowy palec przez co wybuchnęłam śmiechem. 
 Jeszcze chwilę tak gadaliśmy, ale po chwili musieliśmy kończyć. Gdy Jack zamknął komputer obrócił się w moją stronę i mocno przytulił.
- Mam nadzieję, że podobała ci się niespodzianka - szepnął mi do ucha delikatnie je podgryzając.
- Oczywiście, że tak - zachichotałam opierając głowę o jego klatkę piersiową.
- A ty mnie podejrzewałaś o oglądanie pornosów! - oburzył się na co wybuchnęliśmy śmiechem - Lepiej się pośpiesz, bo za jakieś pół godziny mamy jechać na wycieczkę.
- Gdzie dzisiaj?
- Do Arendelle...









PRZEPRASZAAAAAAAAAM! Wiem nie było mnie dwa tygodnie, ale mam nadzieję, że taki długi rozdział was zadowoli >,<
Od razu przepraszam, że jeżeli w niektórych wyrazach brakowało "D", ale nie wiem czemu czasami mi nie działa :/
Nie wiem co w sumie jeszcze napisać, więc zachęcam do komentowania i mam nadzieję, że się podobało ^^ I że nie było za słodko xd
Kocham i pozdrawiam Black Berry :***


9 komentarzy:

  1. Jezu, kupiłaś mnie fragmentem o Jacku i pornosach. Uroczyście oświadczam, że jestem Twoja. Na zawsze.
    W ogóle to nie wiem czemu, ale myślałam, że Elsa będzie miała swój pierwszy raz (chyba?) w Norwegii na tym jednoosobowym łóżku. Wyobraźnia mnie ponosi ;_;
    Mam nadzieję, że Elsie jakoś się uda ogarnąć te wszystkie sprawy. Niedługo wyjazd do Arendelle. Mam nadzieję, że będzie się działo :D
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie Jezu tylko Berry XD
      Szczerze to może by miała... Gdyby nie to, że jeszcze chce żyć xd Poza tym jestem.. Egh! Uhm... Nie doświadcznona XD
      Oj, będzie się działo :}

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział ^^ dwa tygodnie! Boże... czas mi przecieka przez palce -.-
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też :/ Ale z drugiej strony zaraz wakacje ^^

      Usuń
    2. Wakacje... lato, upał, słońce - a ze mnie zostaje trup :P Nienawidzę upałów, ledwo je wytrzymuję T.T

      Usuń
  3. Hahahahahagaha
    O boshe....
    Rozwaliłaś mnie...
    A cichaj to moje i Julki słowo ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha
    Genialne
    Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń