Minęły niecałe dwa tygodnie od pierwszego treningu Jacka i Elsy. Chłopak oprócz tego próbował namówić ją jeszcze do biegania i ogólnego ćwiczenia w tygodniu, ale bez skutku. Blondynka nie chciała tego robić z różnych powodów.
- Jack! Proszę cię! Naprawdę teraz nie jest na to najlepszy moment - odparła nie przestając czytać książki.
- Hmm... Po co się tyle uczysz... Na co ci to? - zapytał opierając głowę o jej ramię. Rękami oplatał jej talię, a ona sama siedziała pomiędzy jego nogami nie przestając się uczyć.
- W przeciwieństwie do ciebie chcę zdać maturę na dobry wynik, a nie, żeby to napisać - mruknęła poprawiając okulary - Poza tym w następnym tygodniu jest z tego test.
Spojrzał zmęczony przez jej ramię chcąc zobaczyć co dokładnie czyta.
- Naprawdę w przyszłości będzie ci potrzebna chemia?
- Kto wie... - przewróciła kolejną stronę lustrując dokładnie tekst.
- Po szkole chcesz iść na jakieś studia, prawda?... - wziął rękę z jej talii i zaczął bawić się końcówkami wystającymi z koka.
- Yhm - zjadła kostkę czekolady nie przerywając lektury.
- A wiesz już na jakie?
- Może architekta - popiła ją sokiem pomarańczowym. Zdziwiony chłopak odsunął się delikatnie i spojrzał na nią z boku.
- Naprawdę interesuje cię architektura? - przechylił delikatnie głowę. Niebieskooka w końcu na niego spojrzała. Była zdezorientowana jego reakcją.
- Nie rozumiem dlaczego cię to tak dziwi.
- Nie wiem... Wydawało mi się, że... - nie umiał znaleźć słowa.
- Że?... - próbowała go ponaglić.
- Że nie interesują cię takie rzeczy - wzruszył ramionami. Elsa zachichotała.
- Jak widać nie znasz mnie tak dobrze jakby ci się wydawało - ucałowała go w szubek nosa i wróciła do książki.
Chłopak lekko zdezorientowany po chwili uśmiechnął się cwaniacko i za dmuchał jej w szyje na co ona pisnęła zaskoczona.
- Co ty robisz?! - zaśmiała się odwracając się delikatnie w jego stronę.
- Nudzi mi się - odparł zaczynając ją łaskotać.
- Hej! P-Przestań! To już się robi nudne! - mimo to nie przestawała się śmiać.
- To się nigdy nie stanie nudne - obrócił ją na plecy nie przestając jej gilgotać. Próbowała go złapać za ręce, ale za każdym razem dostawała kolejnej dawki śmiechu.
Dopiero po chwili Jack się nad nią zlitował i przestał ją łaskotać. Zdjął jej okulary odkładając na stolik nocny i ucałował ją w czoło.
- Głupi jesteś - mruknęła wtulając się w jego klatkę piersiową.
- Ile razy jeszcze to usłyszę? - zachichotał.
- Tyle ile razy będziesz robił takie akcje...
- Czyli często! - zaśmiał się na co dostał w głowę.
- A wracając do tych studiów... Naprawdę chcesz to robić w przyszłości?
- A co innego mi zostało? Mogę pracować w warzywniaku, siedzieć i nic nie robić w domu lub jak normalny człowiek iść na studia - przewróciła się na drugi bok odwracając się tym samym do niego plecami.
- Normalny człowiek mówisz - mruknął wracając do pozycji siedzącej - Zastanawiałaś się kiedyś ile jest normalnych ludzi na świecie? Statystyki mówią, że 7 miliardów. Ciekawe ile z tego jest istotami magicznymi...
- Nie wierzę, że nie wiesz takich rzeczy - uśmiechnęła się niemrawo przytulając go od tyłu - A tak na serio to rzeczywiście interesujące... Jak dużo istot magicznych tutaj jest.
- Wydaje mi się, że przynajmniej połowa ludzkości - wzruszył ramionami - Nawet w naszej szkole jest ich mnóstwo.
- Serio? - zdziwiła się - Kto na przykład? Oprócz nas i tria.
- To tak nie działa - zaśmiał się cicho - Czuję ich, ale nie potrafię ich rozpoznać, a przynajmniej nie wszystkich. Niektóre istoty łatwo rozpoznać tak samo jak można łatwo rozróżnić jelenia od łosia. Ale niektóre są tak dobrze przystosowane, że rozpoznanie ich graniczy z cudem.
- Jakie na przykład?
- Cóż... Wampiry jest łatwo rozpoznać przez ich bladą skórę i kły, ale niektóre wiedźmy wyglądają jak normalne kobiety. Czasami trudne do rozpoznania mogą być nawet elfy czy anioły.
-Anioły? - zainteresowała się - Takie jak... No nie wiem... Te w niebie.
- Nie koniecznie. Anioły mają swoje... Kategorie? Są Anioły Broniące i są Anioły Opiekujące. Jest jeszcze jedna grupa, ale nie ma dla niej oficjalnej nazwy.
- A co one robią? Bo te wcześniejsze to się mogę domyślać - usiadła na przeciwko niego.
- Można je nazwać Anioły Strażnicze. Od urodzenia mają przypisaną jedną umiejętność, którą zajmują się w późniejszym życiu. Ugh... Ta grupa dzieli się na jeszcze kolejne i jest ogólnie bardzo... Rozległa. Dlatego trudno czasem rozpoznać takiego Anioła. Niektórzy malarze są nimi czy choćby tancerze. Mają jedną szczególną cechę, ale nie mogę sobie jej przypomnieć. No wiesz... Ja zwykle śpię na lekcjach Northa - podrapał się zażenowany po głowie na co Elsa się zaśmiała.
- Chciałabym to kiedyś zobaczyć - uśmiechnęła się szczerze rozbawiona.
- W sumie jakbyś się chciała czegoś więcej dowiedzieć to możemy kiedyś przy okazji polecieć do bazy. North ma ogromną bibliotekę, w której są książki z mnóstwem takich informacji - pogłaskał ją po głowie i przyciągnął bliżej siebie.
- Podoba mi się ten pomysł - wtuliła się w niego mocniej, ale po chwili walnęła go w brzuch.
- Ała! Za co to było?! - złapał się za brzuch lekko rozbawiony jednocześnie zdziwiony.
- Znowu odciągnąłeś mnie od nauki! Jak dostane przez ciebie pałę to ci coś zrobię! - powiedziała wracając do książek. Chłopak jęknął zawiedziony.
- Ty i tak wszystko umiesz - zacmokał opadając na poduszkę.
- Bo się uczę bałwanie! Ty też powinieneś zacząć... - przewróciła oczami.
***
[Elsa]
Właśnie wyszłam z sali chemicznej po skończonym teście. I w przeciwieństwie do tego kretyna przynajmniej wiedziałam co to substrat. Bo on się w ogóle nie pouczył. Bo po co?! Czasami mnie strasznie denerwuje. Ja rozumiem, że jest strażnikiem i po szkole i tak i tak będzie latał po świecie i robił zimę no, ale bez przesady! Jak obleje klasę to będzie musiał siedzieć tu dłużej.
I pewnie zapytacie skąd wiem, że się nie nauczył. Trzeba było widzieć jego minę po przeczytaniu pierwszego pytania! Zakładam, że nawet ta ściąga w rękawie nic nie pomogła. No... Może dostanie 1+. Jeśli jest w ogóle taka ocena...
- W ogóle we mnie nie wierzysz! Dostanę co najmniej 2 - oburzył się po usłyszeniu mojego zdania.
- To i tak nie najlepiej - wywróciłam oczami.
- Lepiej niż 1+ - puścił mi oczko na co ponownie wywróciłam oczami.
Szliśmy w stronę sali od hiszpańskiego, gdy na końcu korytarza zobaczyliśmy Punzie i Madison. Sytuacja wyglądała nieciekawie, bo złotowłosa miała minę taką jakby chciała jej zaraz przywalić. Po chwili zielonooka odwróciła się i ruszyła w naszą stronę. Jestem pewna, że gdyby nie była przewodniczącą pokazała by jej środkowy palec.
- Nie wytrzymam z tą s... Agh! Córeczką tatusia - ledwo się powstrzymała. Miała czerwoną twarz i dłonie zaciśnięte w pięści.
- Co tym razem? - zapytałam zmęczona. Kłócą się od początku września choć w sumie to jej się nie dziwię. Gdybym była na jej miejscu pewnie robiłabym to samo.
- Ugh! Ogólnie denerwuje mnie sama w sobie i te jej durne pomysły! Mówię wam, ona za niedługo wymyśli dzień wielbienia pani przewodniczącej - powiedziała wściekła.
- Musisz to przeboleć - powiedziałam współczująco.
- Ja naprawdę nie wiem jakim cudem ty z nią wytrzymywałeś - zwróciła się do Jacka.
- W tym rzecz, że właśnie nie wytrzymywałem - odparł speszony. I wiem, że to była szczera prawda. Wiem dlaczego musiał z nią być i szanuje go za to, że tyle wytrwał.
- Dobra, chodźmy już na ten hiszpański, bo zaraz się skończy przerwa - odparłam na co się ze mną zgodzili.
Gdy lekcje się skończyły ruszyłam w stronę sali muzycznej. Od jakiegoś czasu obserwuje próby zespoły Violence. Oczywiście nie jakoś długo, bo wiem, że czasami ich rozpraszam, ale miło popatrzeć sobie jak ćwiczą. Poza tym czasami pomagam im w noszeniu instrumentów czy choćby nut.
Popatrzyłam przez szklane drzwi od sali czy już przyszli. Gdy zobaczyłam Violę krzątającą się po pomieszczeniu po cichu do niego weszłam.
- Cześć! - przywitałam się po czym usiadłam stoliku. Nie pytajcie czemu na stoliku.
- Hejka! - rzuciła fioletowowłosa.
- Elo - odparły bliźniaki.
- Hej - dodał Maks nosząc jakieś pudła. Rozejrzałam się po sali, ale nigdzie nie mogłam znaleźć Amy i Tima. Jak oni razem znikają to się to zazwyczaj źle kończy... W sumie to w ogóle ich dzisiaj nie widziałam.
- A gdzie Tim i Amy? - zapytałam szczerze zaniepokojona.
- Hmm? Acha... Spokojnie, nic im nie jest... Chyba. Są na konkursie tanecznym - odparła Viola szukając jakiś nut. Moje oczy przypominały w tym momencie spodki. Znam ich już ponad rok, a dopiero teraz dowiaduje się takich ciekawych rzeczy.
- Co robisz takie oczy? Nie wiedziałaś? - zapytała zdziwiona Luna.
- Nie dziw się jej. Jak się dowiedziałem też miałem takie oczy. Przecież wiesz, że nie lubią o tym mówić - powiedział Mike szperając coś przy perkusji.
- A no tak, zapomniałam...
- Czy... Taniec jest jednym z powodów ich nienawiści? - zapytałam zaciekawiona.
- No... Tak naprawdę to z głupiego powodu. Oboje są najlepsi w grupach i póki się o tym nie dowiedzieli nie było tak źle. Wiesz... Oni lubią rywalizować, a jak nie mogą sobie dorównać to tym bardziej próbują. To takie błędne koło - wytłumaczyła Viola ustawiając utwór na stojaku - Poza tym nie sądzę, że się nienawidzą. To jest po prostu chora obsesja na punkcie bycia lepszym od drugiego.
- Viola... To nie miało sensu - stwierdził Maks.
- Jak najbardziej miało - wydymała usta patrząc na niego z ukosa.
- Zgadzam się z tym, że się nie nienawidzą, ale bardziej byłbym skłonny powiedzieć, że się nie znoszą.
- A to nie to samo? - zapytała unosząc brew.
- W sumie... To to samo. No, ale trudno to wytłumaczyć. Ich relacja jest chora. Potrafią ze sobą grać i tańczyć i wychodzi im to dobrze, ale porozmawiać to już inna bajka.
- Dobra, koniec gadania o nich. Elsa, podasz mi podnóżek - wskazała na półkę za mną.
- Jasne.
***
[Jack]
Leciałem nad Kanadą patrolując teren. Tak. Nawet tutaj muszę to robić. North stwierdził, że koszmary mogą pojawić się wszędzie. A że ja jestem duchem zimy to muszę patrolować zimne tereny. Nie przeszkadza mi to w sumie, bo lubię takie klimaty, ale czasami jest strasznie nudno.
Po dwóch godzinach bezsensowego latania usiadłem na dachu jakiegoś domu. Byłem w jakiejś małej wiosce. Nic ciekawego. Nie było nawet nikogo na dworze, ale to może z powodu temperatury. Zacząłem rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu koszmarów. Może coś się jednak znajdzie... Nie mówię, że lubię się nimi zajmować, ale im ich jest mniej tym lepiej.
W pewnym momencie w oddali zobaczyłem jakąś ciemną plamę. Wbiłem się w powietrze, aby upewnić się czy to nie koszmar. Jednak nie spodziewałem się, że to może być coś gorszego.
Gdy tylko zobaczyłem postać na dachu jednego z budynku bezwładnie opadłem na budynek na przeciwko. Nie upadłem. Stałem i patrzyłem się w tak znienawidzoną przeze mnie osobę.
Kiedy mnie zauważył zamarł tak samo jak ja. Krwistoczerwone oczy rozszerzyły się delikatnie.
Zacisnąłem dłonie mocniej na drewnianej lasce szykując się do ataku. Z jego dłoni wyrosły cztery charakterystyczne ostrza.
- Jason Black - odezwałem się po chwili nie ukrywając mojego rozbawienia i rozdrażnienia. I tak się zaraz na niego rzucę. Czy można kogoś tak nienawidzić nie znając go? Nieważne... To co zrobił Elsie... Nawet jeżeli się na to zgodziła... Nie miał prawa...!
- Jack Frost - przechylił głowę na bok tylko mnie jeszcze bardziej wkurzając - Miło cię spotkać kolejny raz.
- Nawet nie wiesz jak - uśmiechnął sztucznie. Odwzajemnił uśmiech.
Nigdy nie pomyślałem, że mogę kogoś znienawidzić tak samo mocno jak Mroka. W sumie rodzina... Ale naprawdę gdy tylko o tym pomyślę... A co jeśli on ją jeszcze... Nie. Nie daruje mu tego!
Elsa by tego nie pochwaliła, ale nie mogę na to nic poradzić. Zamachnąłem się laską posyłając w jego stronę lodowe promienie. Zręcznie uniknął ataku, a sam rzucił w moją stronę parę ostrzy. Wbiłem się w powietrze powodując przy tym duży podmuch wiatru, który go odrzucił na parę metrów. Zrobił fikołka w powietrzu i wylądował na dachu zaciskając mocno pięści. Mam przewagę. Mogę latać w przeciwieństwie do niego. Chyba, że on po prostu nie chce. Jest demonem. One zazwyczaj latają. Więc czemu tego nie robi?
Rzucił się w moją stronę z ostrzami. Na szczęście odparłem jego atak laską. Odepchnąłem go od razu posyłając w jego stronę promienie.
- Zabiję cię - wysapałem ponownie atakując.
- Jeśli ci chodzi o tą sytuacje w zamku Mroka to...
- Nie obchodzi mnie to, że ci pozwoliła! - wrzasnąłem odpychając jego atak - Nie miałeś prawa jej tknąć!
- Może to brzmi drastycznie, ale ja tylko wypiłem jej krew człowieku! Nie zrobiłbym jej krzywdy! Ja jej pomogłem imbecylu! - wrzasnął próbując mnie dźgnąć ostrzami.
- To nie zmienia faktu! - ponownie zatrzymałem jego atak laską. Tym razem już nie atakował. Ja też nie. Ciężko dyszeliśmy patrząc na siebie nienawistnie.
- Słuchaj... Nie skrzywdziłbym jej. Nie mógłbym. Powinieneś mi dziękować, bo dzięki mnie Mrok jej nie wykorzystał.
- Nie będę ci za nic dziękować. Nigdy - dałem nacisk na ostatnie słowo. Oczywiście, że w najgłębszych zakątkach mojego umysłu byłem mu wdzięczny, ale za nic w świecie się do tego nie przyznam. Może to głupie, ale ja po prostu jestem zazdrosny. A kto by nie był?! Gdzieś we mnie czai się obawa, że Elsa zostawi mnie dla niego. I to jest cholernie denerwujące. I boję się tego. Dlatego jestem taki wkurwiony.
- Jak chcesz, ale i tak to kiedyś zrobisz - odparł zdmuchując ze swojej twarzy kosmyki włosów.
- Poza tym ci nie ufam. W ogóle. Jesteś synem Mroka, mojego największego wroga. Nie mam zamiaru się z tobą spoufalać.
- Nie nazywam Mroka swoim ojcem. I dla twojej świadomości jestem po niczyjej stronie. Jestem neutralny.
- Tym bardziej nie mogę ci ufać. Raz stwierdzisz, że jej pomagasz, a potem wyląduje u Czarnego Pana - stwierdziłem powoli opuszczając laskę.
- Zapamiętaj to na zawsze - odsunął się na krok - Nigdy, przenigdy w życiu nie skrzywdziłbym Elsy. Nigdy. Ciebie z chęcią, ale jej nie. Dlatego nie mogę cię za bardzo zabić, bo by mnie znienawidziła.
- Jestem ciekaw dlaczego się tak bardzo nią przejmujesz. Aż tak jesteś w niej zakochany? - zapytałem mrużąc oczy. Przez chwilę przyglądał mi się w ciszy.
- Nie tylko - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Chcesz ją wykorzystać, prawda? Bo ma kamień.
- Nie chce jej wykorzystać. Chce chronić kamień, ale nie dla własnych korzyści. Myślę, że mimo wszystko nie jesteś takim debilem na jakiego wyglądasz i chociaż trochę orientujesz się co się dzieje - warknął odsuwając się jeszcze o krok. Spoglądałem na niego z nienawiścią. Głównie z tego powodu, że miał rację.
- Jeszcze do tego wrócimy - odparłem wskakując na murek.
- Jasne - syknął krzyżując ręce na piersi. Mrużąc na niego oczy odepchnąłem się od podłoża i wleciałem w powietrze.
***
Siedziałam na ławce w parku patrząc się jak Blue bawi się z innymi psami. Była taka ładna pogoda, że nie mogłam odpuścić sobie pójścia z nim tutaj.
W pewnym momencie Husky pobiegł poza zasięg mojego wzroku.
- Blue! - zawołałam z nadzieją, że zawróci, ale tego nie zrobił. Pobiegłam za nim. Jednak go już nie było.
Na tle zachodzącego słońca stała ta sama dziewczyna co zawsze. Białe, długie włosy falowały na wietrze, a granatowe oczy wpatrywały się we mnie z dziwną tęsknotą. Zatrzymałam się parę metrów przed nią. Słońce zachodziło bardzo szybko, a na niebie pojawiały się pierwsze gwiazdy.
Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Kim jesteś? - wyrwało mi się z ust. Na to pytanie dziewczyna uśmiechnęła się szerzej. Poruszyła ustami, ale nic nie usłyszałam. Mimo to moje serce zabiło szybciej.
Dziewczyna rozłożyła ręce i opadła do tyłu. Dopiero teraz zauważyłam, że był tam klif. Podbiegłam jak najszybciej na jego kraniec, ale nie widziałam jej. Zniknęła.
Coś dziwnego kazało mi skoczyć. Jakieś dziwne uczucie. Jakby to rozwiązało wszystkie problemy. Skok. Więc nie myśląc dłużej zaczęłam spadać do otwartego morza.
Gdy tylko uderzyłam o taflę poczułam chłód. O dziwo nic mnie nie bolało. Czułam się... Wolno.
Poczułam w pewnym momencie podłoże choć dalej byłam pod wodą. Moje włosy falowały wokół mojej twarzy. Wzrok miałam zamazany, więc ledwo rozpoznałam przed sobą białowłosą dziewczynę szła w stronę jakiegoś chłopaka. Jedyne co mogłam zauważyć to blond włosy i fakt iż był wyższy od niej o pół głowy. Chciałam ich zawołać, ale gdy tylko otworzyłam usta z nich wyleciały bąbelki z tlenem. Nie mogłam się ruszyć.
Nagle coś mocno mną szarpnęło przez co miałam wrażenie jakbym spadała w dół. Wylądowałam na czymś miękkim czym okazało się łóżko.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale w moim zasięgu było tylko to łóżko. Wokół była ciemność.
O dziwo nie byłam morka. Byłam w ogóle inaczej ubrana. Miałam dość krótkie spodenki i krótki biały crop top. Włosy były rozpuszczone.
Nagle z jej strony pojawił się Jack, a z drugiej Jason. Oboje uśmiechali się przyjaźnie, jak nie oni.
- Co tu się dzieje? - zapytałam schodząc z łoża. Gdy jednak tylko chciałam odejść jeszcze kawałek Jason chwycił mnie za nadgarstek, a drugą za ramię. Jack natomiast złapał za moje udo i za talię. Szatyn zaczął całować mnie po szyi, a białowłosy po odkrytym brzuchu.
- Co wy robicie?! - zapytałam nieźle skołowana. W pewnym momencie z moich ust wyrwało się sapnięcie. Zakryłam szybko ręką usta.
- Przestańcie! - poprosiłam i w tym momencie naprawdę przestali, ale poczułam jak coś ubywa z mojej szyi. Nie zdążyłam złapać za naszyjnik.
Odwróciłam się gwałtownie, ale nie mogłam zrobić kolejnego kroku.
- Oddajcie mi go! - wrzasnęłam prosząco. Odwrócili się z chytrymi uśmiechami.
- Nam się to bardziej przyda - odparł Jason podrzucając kamień.
- Wiedziałaś, że można się za pomocą jego komunikować z duchami? - zapytał jakby nigdy nic Jack.
- C-Co? - ledwo z siebie wykrztusiłam.
- Widzisz jesteśmy nieśmiertelni. Nie mamy jak spotkać z naszymi zmarłymi rodzicami - wytłumaczył szatyn.
- A ty pewnie kiedyś do nich dołączysz - odparł spokojnie niebieskooki. I odeszli. Nie ma ich. Ciemność zaczęła mnie pochłaniać.
- Czekajcie! Wracajcie! Proszę! - zaczęłam wołać, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy - Proszę...
Ostatnie co usłyszałam to kropla uderzająca o marmurową posadzkę.
Ugh... Jak by tu zacząć... Minęły dokładnie 2 miesiące od ostatniego posta. Jeszcze nigdy nie miałam tak długiej przerwy. Nie była ona jednak spowodowana moim lenistwem. Po powrocie z obozu konnego zaczęły się przygotowania do szkoły. No właśnie... Szkoła. Witam was w kolejnym roku szkolnym i tak jestem świadoma, że jest październik. Chciałam zrobić coś podobnego co zrobiłam w zeszłym roku, ale stwierdziłam, że nie miałoby to sensu (tu macie link). Mówiłam tam coś w stylu... Nie martwcie się! Poznacie super ludzi i w ogóle szczęście i rzyganie tenczom. W tym roku chyba by tak nie było. Może mam takie zdanie, ponieważ jest 23, a jutro mam test z historii i chyba mnie mama zabije, hehe...
Przez poprzedni miesiąc dość dużo się wydarzyło w moim życiu. Między innymi początek drugiej klasy gimnazjum, więcej nauki i... pierwsza pała na pierwszej możliwej lekcji chemii? 2 testy w drugim tygodniu szkoły i codzienne kartkówki. A no wiecie. Mi zależy na ocenach między innymi dlatego że w mojej szkole występuje coś takiego jak Erasmus (czy jakoś tak) i mam szanse spełnienia marzenia i wyjechania do Anglii (konkretnie Walii, ale ciii). I tak jadę do niej w listopadzie więc jestem super szczęśliwa, ale nie ważne. Dlatego też muszę się uczyć, ogólnie fajnie jest mieć fajne oceny, ale nie ważne.
Miałam też parę nieprzyjemnych sytuacji jak trochę bardziej poważna awantura w szkole czy choćby próba ukradnięcia mi telefonu. Słuchajcie uważnie dzieciaczki i proszę nie róbcie tego co Berry czyli nie wchodźcie sami w uliczki w środku miasta wieczorem grając w Pokemon Go. Bo to się może skończyć źle... Nieważne...
To nie tak, że ja was opuściłam, bo mi się nie chciało pisać. Nawet nie wiecie jak dużo prób miałam, żeby chociaż napisać te jebane wyjaśnienia, a co dopiero rozdział. Miałam po prostu straszną blokadę psychiczną, która nie pozwalała mi czegokolwiek napisać choć naprawdę chciałam.
I w pewnym momencie chciałam nawet zawiesić bloga mimo iż obiecywałam, że będę z wami przynajmniej półtora roku. Jedyne co mnie powstrzymało od tej decyzji to nadzieja, że przyjdzie mi wena i obietnica, którą sobie złożyłam czyli, że muszę zakończyć tą historię oficjalnie, musicie poznać jej zakończenie, bo za długo nad nią pracuje, żeby poszła na marne.
Czasami patrzyłam na wyświetlenia i dziwiłam się, że w ogóle jakieś były. I że pojawiły się jakiekolwiek komentarze. Ale nawet nie miałam siły, żeby na nie odpisać za co was przepraszam.
Naprawdę szanuje osoby, który mimo mojej hipokryzji dalej czekają na ten rozdział mimo iż jak zwykle mam wrażenie, że jest beznadziejny, heh... Naprawdę was kocham jeśli ktoś tam jeszcze jest i mnie nie opuścił, bo na waszym miejscu pewnie bym już to zrobiła.
Nie wiem co się stało, że wczoraj usiadłam przed komputerem i udało mi się napisać to pierwsze zdanie. To się chyba nazywa cud. Bo naprawdę myślałam, że już umarłam.
Byłabym wdzięczna gdybyście zostawili jakikolwiek komentarz pod tym postem, bo to mnie na pewno zmotywuje, a chciałabym upewnić czy ktoś tu jeszcze jest.
A przy okazji gdybym nie miała sił na napisanie rozdziału to mam parę pomysłów na one-shoty, więc jeśli jesteście zainteresowani to mi piszcie, ja wam podam tytuły i wybierzecie, który was najbardziej zainteresował.
Kocham was i szanuje osoby, które przeczytały całą tą notkę <3
~Do zobaczenia